Hmm....ja jestem mamą bardzo kategoryczną. Konsekwentną i nieugiętą, ale tez bardzo sprawiedliwą...hahaha...to se posłodziłam
Już Wam piszę o co mi chodzi. Dla synka, który ma 1,5 roku jasno określam granice. Nie ruszają mnie jego płacze i histerie
Nigdy nie staram się unikac sytuacji, w których on musi coś zrozumieć. Przykład: wchodzenie na stół w salonie. Wiele osób radzi mi odsuń krzesła od stołu, to nie wejdzie. No tak, ale dla mnie on ma wiedzieć,że tego robić nie wolno i już ;-) Niweluję tylko te zagrożenia, które mogą być przyczyną nieszczęścia (nie stawiam wrzątku w jego zasięgu, nie używam przednich palników w kuchence itp). Ktoś powie,że może spaść ze stołu. Tak, Spadł już raz i nie zrozumiał,że nie wolno, więc wciąż z nim o to walczę (upadek groźny nie był, dlatego nie porównuję tego z oparzeniem itp). Wydaje mi się,że już na tym etapie trzeba pracować na to, by dziecko z czasem miało jak najmniej okresów buntu. Dlatego pozwalam płakać i krzyczeć i nieugięta powtarzam nie. Zabieram jedzenie, jak nim rzuca, nie biorę na ręce jak coś robię, bo on tak chce (akurat tu i teraz) itp.
Z dziewczynkami jest trudniej, bo są starsze. W związku z tym rozumieją lepiej pewne sytuacje. Przykład? Narodziny Marcelka. Młodsza miała niespełna 3 latka i po niej spłynęło. Zazdrości nie znają obie (pewnie dlatego,że mają już siebie i muszą się dzielić wszystkim), więc Nika generalnie olała sprawę. Nelly przeżyła bardzo. Zauważyła,że odkąd jest brat mama ma dużo mniej czasu. Bajka na dobranoc (dla niej wtedy tak ważna) zeszła na plan dalszy (Nice tak nie zależało na tym, była za mała), nasze rozmowy przy gotowaniu ukróciły się znacznie (dla Niki takie rozmowy wtedy jeszcze nie istniały) i wiele tym podobnych sytuacji....To zrodziło w Nelly ogromny bunt, który ujawnił się w postaci pyskowania, braku chęci do wykonywania poleceń itd. Ona nie była zazdrosna tak wiecie...wprost. Kochała Marcelka od początku ponad życie. Bardzo mi pomagała. Tuliła go i głaskała. Nie umiała jednak pogodzić się z tym,że musi zrozumieć mój brak czasu. To wywołało masę trudnych emocji i stąd jej zachowanie. Owszem, karałam za pyskowanie na przykład, ale jednocześnie pracowałam nad tym, by zrozumiała,że fakt pojawienia się brata nie oznacza,że będzie gorzej. Chciałam by odbierała to,że po prostu będzie inaczej. Po kilku miesiącach udało się. Miesiącach rozmów i ciężkiej pracy, ale tez kar za złe zachowanie. Kary musiały być, bo chcę ją nauczyć,że nic nie daje jej prawa do takich paskudnych zachowań.
Potem kolejny trudny czas nastał, kiedy poszła do szkoły na full time. Nie umiała się odnaleźć tam. Nie rozumiała co do niej mówią, a spędzała tam połowę dnia. Początkowo nie wpadłam na to, bo jak pytałam o szkołę, to zawsze mówiła,że jest ok. Była jednak tak nie dobra,że musiałam poszukać przyczyny. Poszłam do szkoły, pogadałam z nimi i okazało się,że Nelly jest zamknięta w sobie bardzo. Stroniła od dzieci, bała się ich! Nauczyciele po tym, jak usłyszeli co dzieje się w domu bardzo nam pomogli. Włączyli ja sprawnie do grupy, pomogli bardzo z językiem i dziecko było zupełnie inne. Ale mimo,że przyczyną była szkoła, była karana. Ma wiedzieć,że można przyjść powiedzieć o co chodzi, a nie odgrywać złe emocje na innych, albo przez jakieś paskudne zachowanie.
Ciężko jest znaleźć metodę idealną. Ja wciąż jej szukam. Ciągle rozkładam ręce bezradnie i szukam rozwiązań. Karam, ale i nagradzam. Mieliśmy kiedyś kalendarz z naklejkami, który sprawdził się super. Była dla obu dziewczynek. One osobno sa idealne. Na prawdę. Ale razem....ehhh....dwa tajfuny
Teraz młodsza wchodzi w ten czas,kiedy nie rozumie jeszcze,że złe emocje trzeba komuś wygadać, a nie pokazywać. Znowu mnie czeka ciężka praca...Staram się jednak pomimo swojej stanowczości rozumieć swoje dzieci. Brać pod uwagę tez okoliczności i swój stosunek do nich. Bywały czasy, kiedy byłam tak zmęczona pracą,że nie raz mnie poniosło i nie słusznie nakrzyczałam
Albo dałam karę zbyt srogą. Dlatego nauczyłam się je przepraszać.
Wiem,że im dalej, tym trudniej będzie. Póki co na bardzo złe zachowanie najlepszą metoda jest moje milczenie. Obie córy dużo do mnie mówią, a ja jak zasłużą, to milczę. Wykańcza je to