No, to w końcu udało mi się na doopsku usiąść. A w sumie też tylko dlatego, że po prostu MUSZĘ zjeść drugie śniadanie. Szkoda, że w porze, kiedy powinnam do obiadu usiąść
. Od 7:00 na nogach i w ruchu, i to dosłownie. Jarek do pracy nie poszedł, nie dał rady. Ja odstawiłam Tymka do przedszkola, poleciałam do Biedrony po zakupy bo tusze Maybelline po 15zł
, potem w domu zrobiłam dla nas śniadanie, pranie zrobiłam, posprzątałam wszystkie graty porozrzucane po kątach i porozstawiane po stołach z kilku dni, górę garów umyłam. Na 10:45 umówił się do lekarza, wyszedł po 10:00, 15 minut minęło telefon... nie dojdzie do lekarza (mamy jakieś półtora kilometra do lekarza). Więc ja rzucam robotę, lecę go zawieźć. Zaszedł jakieś 300 metrów do bloku
. Zawiozłam go, w międzyczasie skoczyłam teściowej rzeczy oddać, bo już wydzwaniała od wczoraj, że jej misek na sałatki brakuje, a rozdaje
, z powrotem po Jarka do lekarza, odwiozłam go do domu, zawiozłam jego zwolnienie lekarskie do pracy, po drodze załatwiłam prezent dla Tymka w hurtowni i w Castoramie w końcu znalazłam haczyki do wieszania ozdób. Wróciłam, powiesiłam pranie i jem. Muszę chwilę dychnąć, bo padnę :-(.
Kurdę, ja wiem, że Jarek tego nie zrobił specjalnie, nikt sobie nie "robi" rwy kulszowej... widać że go to boli. I ja dobrze znam ten ból, aż za dobrze. Tylko cholera czemu nie miesiąc wcześniej? Czemu teraz? Ja potrzebuję teraz rozłożyć się na kanapie. Szczególnie, że jeszcze mnie mega przeziębienie zbiera. Nie tak sobie wyobrażałam końcówkę ciąży. W tym tygodniu miałam sobie spokojnie robić zapasy jedzenia do mrożenia, a nie wiem czy w ogóle dam radę. Jestem z siebie dumna, że nie jestem taką doopą wołową, którą się trzeba zajmować i wyręczać we wszystkim, bo jak gwiazda leży i przezywa koniec ciąży. Ale jestem już po prostu zmęczona :-(.
No i nie nadrobiłam jeszcze forum od przedwczoraj i nie wiem co ciekawego się dzieje :-(. Jak poodkurzam to siadam do nadrabiania
.