Czytam wąteku (całego - z opiniami i obawami od A do Z) i trochę wychodzi na to, że tylko siąść i płakać, bo czwarty poród to jakis urok ściąga na rodzinę.
A czy to nie jest tak, ze każdy poród to duży znak zapytania, czy "wszystko będzie dobrze", ale - wykluczając przypadki chorobowe i tragiczne - stopa życiowa i komfort emocjonalny dużo mocniej obniżają się przy pierwszym dziecku niż przy kolejnych? Może, gdy jest duża różnica wieku to też jest "szok" i większą rewolucja... Ale tak ogólnie, to czemu nie uznać, że jakoś poszło z drugim i trzecim, to z czwartym też się ułoży?
Chociaż teraz wspominam wywiad z matką wielodzietną-blogerka, która powiedziała, że najtrudniej wg niej jest przejść od trzeciego do czwartego. Może coś w tym jest...?