baska
<mamusia Kamilka i Julci>
- Dołączył(a)
- 11 Marzec 2006
- Postów
- 1 949
Kubusiowa- widzę, że udało się wstawić suwaczek
Widzę, ze nic tutaj ostatnio się nie działo bo nic nie piszecie. Ja jestem wyczerpana psychicznie przeżyłam ostatnio koszmar i nie życzyłabym tego nikomu... Otóż wróciłam ze szpitala po tygodniowej hospitalizacji Julci - miała zapalenie płuc. Może opiszę od początku...Zaczęło się od zwykłego katarku 12 grudnia więc w ruch poszła nasza Frida do noska, zeby katarek nie dostał się do gardziołka, i wkrapiałam jej soł fizjologiczną. Z nocy z 12 na 13 grudnia mała zaczęła kaszleć więc 13 grudnia wybraliśm sie z nią do pediatry. Osłuchowo była czysta kaszelek ustąpił ale był mały katarek wiec dostaliśmy zalecenie odciągać Fridą i zakrapiać solą fizjologiczną. 14 grudnia pojechaliśmy do teściów i już ta mała była jakaś marudna, płakała itd. Wróciliśmy wieczorkiem do domu w aucie małej się ulało wyleciało coś zielonego ale póżniej to sie nie zdarzyło. W nocy z 14 na 15 grudnia o 1 mała zaczęła płakać w nosku charczało a głosiku nie umiała wydobyć ył dziwnie piskliwy jak pisklęcia a nawet myszki wystraszyłam się nie na żarty szybko dzwoniłam po rodziców zeby przyjechali do Kamilka a my z meżem pojechaliśmy na Izbę Przyjęć do szpitala do zabrza. Tam pediatra ja zbadała i osłuchowo była czysta ale skierowała nas na oddział bo chciała, zeby ją obserwowali co z tym głosikiem bo gardło miała ok wiec mogło byc coś z krtanią. Na oddziale przeżyłam koszmar bo nie dosć ze sale ponure i brzydkie to chcąć jej wkłuć wenflon nie mogli w rączkę wiec wkłuli się w główkę. Morfologię miała ok tylko anemię od urodzenia, lekarz popatrzył na nas jak na jakiś niepoważnych, ze mamy jakieś zastrzeżenia co do jej głosiku, zasugerował nam, ze wszystko jest ok, ze ona zmieniła głosik, ze to dziewczynka to nie musi miec donośnego głosu jaki miała, ze my chyba nie słyszeliśmy jak inne dzieci płaczą itd. Zrobili dla nas jeszcze prześwietlenie płuc i też wyszło ok. I nas wypisał my oczywiście dalej niespokojni bo coś było dalej nie tak, gdyż kaszlała miała katarek i ten głosik, którego nie mogła wydobyc coś jej blokowało. Płakałam, płakałam i plakałam.... Wróciliśmy do domu 15 grudnia po 12h ze szpitala. 16 grudnia bez zmian aż 17 grudnia rano nakarmiłam ją a ona wszystko co zjadła zwymiotowała. Był to piątek szybko dzwoniłam do pediatry zaleciła nam pojechać do laryngologa i tak zrobiliśmy bo mała już była tak słaba, blada, ze wystraszyłam sie nie na żarty. Pojechaliśmy na IP do szpitala do Chorzowa na Truhana. Tam bez kolejki nas przyjeli bo jest mala i zeby sie nie zaraziła ale laryngolog zażyczył sobie zeby pediatra ja obejrzał najpierw bo takie są procedury maż wściekły że tak trzeba latać od jednego lekarza do drugiego (ale na szczęście dobrze, ze takie mają procedury bo to uratowało życie naszej małej) więc pediatra (pani ordynator szpitala)ją obejrzał ona była taka blada, ze lekarka najpierw myślała, ze może mieć wadę serca ciepło mi sie zrobiło miałam już dość ale po zabadaniu jej powiedziała, ze ma prawostronne zapalenie płuc i póżniej obejrzał ja laryngolog - żadnych zmian nie miała było ok (i tutaj jak pojechalibyśmy do poradni laryngologicznej i tam by ja obejrzała i byłoby ok to wrocilibyśmy do domu i nawet nie myśle co mogłoby się stać) I tu dzięki BOGU, że pojechaliśmy do tego Chorzowa na IP i ta pani ordynator pediatri ją zbadała i postawiła diagnozę.Ona też zauważyła, ze ma ten głosik nie taki mimo, że nie słyszała jej nigdy jak płacze jak była zdrowa. Ponieważ nie mieli tam miejsc chcieli nas skierować do Szpitala do zabrza z którego po 12 h nas wypisali. Zaczęłam płakać powiedziałam, ze tam nie wrócę bo gdyby rozpoczęli leczenie tak jak trzeba to by do tego wszystkiego nie doszło. szybko dzwoniłam do cioci, która pracuje w szpitalu w Tychach czy nas tam przyjmą. Okazało sie, ze tak, więc szpital w Chorzowie zapewnił nam karetkę, żeby nas przewież do Tych. W szpitalu w Tychach byłyśmy ok 16 i tam mała po zbadaniu miała juz obustronne zapalenie płuc i tu też zaniepokoił ten jej głosik. Dostała kroplówkę bo zleciała na wadze 200g była już tak słaba i dostała antybiotyk dożylnie przez wenflon w gówce bo jak sie dowiedziałam wszystkie najlepsze zyły miała juz uszkodzone przez szpital w Zabrzu co nie umieli jej się wkłuc. Takze w szpitalu mała z początku bardzo duzo spała na szczęście jadła moje mleczko z piersi wiec z dnia na dzień było lepiej. Płakała strasznie za każdym razem wpuszczania leków. Co 2 dni miała zmieniany wenflon w głowce plakac mi sie chciało ale wiedzialam, ze jest pod dobra opieką. W Wigilię wczoraj po tygodniowej hospitalizacji nas wypisali. Mała odzyskała swój głosik i najważniejsze, ze już po wszystkim mała przybrała na wadze.Po tym całym koszmarze schudłam 3kg i jestem wyczerpana psychicznie.
Widzę, ze nic tutaj ostatnio się nie działo bo nic nie piszecie. Ja jestem wyczerpana psychicznie przeżyłam ostatnio koszmar i nie życzyłabym tego nikomu... Otóż wróciłam ze szpitala po tygodniowej hospitalizacji Julci - miała zapalenie płuc. Może opiszę od początku...Zaczęło się od zwykłego katarku 12 grudnia więc w ruch poszła nasza Frida do noska, zeby katarek nie dostał się do gardziołka, i wkrapiałam jej soł fizjologiczną. Z nocy z 12 na 13 grudnia mała zaczęła kaszleć więc 13 grudnia wybraliśm sie z nią do pediatry. Osłuchowo była czysta kaszelek ustąpił ale był mały katarek wiec dostaliśmy zalecenie odciągać Fridą i zakrapiać solą fizjologiczną. 14 grudnia pojechaliśmy do teściów i już ta mała była jakaś marudna, płakała itd. Wróciliśmy wieczorkiem do domu w aucie małej się ulało wyleciało coś zielonego ale póżniej to sie nie zdarzyło. W nocy z 14 na 15 grudnia o 1 mała zaczęła płakać w nosku charczało a głosiku nie umiała wydobyć ył dziwnie piskliwy jak pisklęcia a nawet myszki wystraszyłam się nie na żarty szybko dzwoniłam po rodziców zeby przyjechali do Kamilka a my z meżem pojechaliśmy na Izbę Przyjęć do szpitala do zabrza. Tam pediatra ja zbadała i osłuchowo była czysta ale skierowała nas na oddział bo chciała, zeby ją obserwowali co z tym głosikiem bo gardło miała ok wiec mogło byc coś z krtanią. Na oddziale przeżyłam koszmar bo nie dosć ze sale ponure i brzydkie to chcąć jej wkłuć wenflon nie mogli w rączkę wiec wkłuli się w główkę. Morfologię miała ok tylko anemię od urodzenia, lekarz popatrzył na nas jak na jakiś niepoważnych, ze mamy jakieś zastrzeżenia co do jej głosiku, zasugerował nam, ze wszystko jest ok, ze ona zmieniła głosik, ze to dziewczynka to nie musi miec donośnego głosu jaki miała, ze my chyba nie słyszeliśmy jak inne dzieci płaczą itd. Zrobili dla nas jeszcze prześwietlenie płuc i też wyszło ok. I nas wypisał my oczywiście dalej niespokojni bo coś było dalej nie tak, gdyż kaszlała miała katarek i ten głosik, którego nie mogła wydobyc coś jej blokowało. Płakałam, płakałam i plakałam.... Wróciliśmy do domu 15 grudnia po 12h ze szpitala. 16 grudnia bez zmian aż 17 grudnia rano nakarmiłam ją a ona wszystko co zjadła zwymiotowała. Był to piątek szybko dzwoniłam do pediatry zaleciła nam pojechać do laryngologa i tak zrobiliśmy bo mała już była tak słaba, blada, ze wystraszyłam sie nie na żarty. Pojechaliśmy na IP do szpitala do Chorzowa na Truhana. Tam bez kolejki nas przyjeli bo jest mala i zeby sie nie zaraziła ale laryngolog zażyczył sobie zeby pediatra ja obejrzał najpierw bo takie są procedury maż wściekły że tak trzeba latać od jednego lekarza do drugiego (ale na szczęście dobrze, ze takie mają procedury bo to uratowało życie naszej małej) więc pediatra (pani ordynator szpitala)ją obejrzał ona była taka blada, ze lekarka najpierw myślała, ze może mieć wadę serca ciepło mi sie zrobiło miałam już dość ale po zabadaniu jej powiedziała, ze ma prawostronne zapalenie płuc i póżniej obejrzał ja laryngolog - żadnych zmian nie miała było ok (i tutaj jak pojechalibyśmy do poradni laryngologicznej i tam by ja obejrzała i byłoby ok to wrocilibyśmy do domu i nawet nie myśle co mogłoby się stać) I tu dzięki BOGU, że pojechaliśmy do tego Chorzowa na IP i ta pani ordynator pediatri ją zbadała i postawiła diagnozę.Ona też zauważyła, ze ma ten głosik nie taki mimo, że nie słyszała jej nigdy jak płacze jak była zdrowa. Ponieważ nie mieli tam miejsc chcieli nas skierować do Szpitala do zabrza z którego po 12 h nas wypisali. Zaczęłam płakać powiedziałam, ze tam nie wrócę bo gdyby rozpoczęli leczenie tak jak trzeba to by do tego wszystkiego nie doszło. szybko dzwoniłam do cioci, która pracuje w szpitalu w Tychach czy nas tam przyjmą. Okazało sie, ze tak, więc szpital w Chorzowie zapewnił nam karetkę, żeby nas przewież do Tych. W szpitalu w Tychach byłyśmy ok 16 i tam mała po zbadaniu miała juz obustronne zapalenie płuc i tu też zaniepokoił ten jej głosik. Dostała kroplówkę bo zleciała na wadze 200g była już tak słaba i dostała antybiotyk dożylnie przez wenflon w gówce bo jak sie dowiedziałam wszystkie najlepsze zyły miała juz uszkodzone przez szpital w Zabrzu co nie umieli jej się wkłuc. Takze w szpitalu mała z początku bardzo duzo spała na szczęście jadła moje mleczko z piersi wiec z dnia na dzień było lepiej. Płakała strasznie za każdym razem wpuszczania leków. Co 2 dni miała zmieniany wenflon w głowce plakac mi sie chciało ale wiedzialam, ze jest pod dobra opieką. W Wigilię wczoraj po tygodniowej hospitalizacji nas wypisali. Mała odzyskała swój głosik i najważniejsze, ze już po wszystkim mała przybrała na wadze.Po tym całym koszmarze schudłam 3kg i jestem wyczerpana psychicznie.