A
anusieńka
Gość
monika76 pisze:misia q, miło, że mnie odmładzasz :laugh:, jestem z rocznika 76, ale to szczegół, mów mi Monika.
Długo bym mogła się rozwodzić na temat Dyrekcyjnej, postaram się krótko: bajzel i syf - akurat gdy ja tam trafiłam, tj. w lipcu - wiem, to nie był najlepszy okres - akurat mieli się za moment zamykać. Na oddział mógł wejść każdy, pierwszy lepszy z ulicy (zresztą i tacy się pojawiali). Mało kto używał obuwia ochronnego. Szpital pękał w szwach, na oddziale totalny miszmasz - dziewczyny "przed" i "po" oraz z patologii. Te z przenoszonymi ciążami odsyłane były do domu z powodu braku miejsc.
Dzieci masowo zapadały na zapalenie płuc, żółtaczkę i chlamydię. Moim dwóm koleżankom jątrzyły się rany po cesarskim cięciu. Mój dzidziuś od razu trafił na intensywną terapię, gdzie przebywał do momentu zamknięcia szpitala (pięlęgniarki raczej nieprzyjemne - mam porównanie, bo kolejny miesiąc mała spędziła na I maja), a ja na sali ze szczęśliwymi mamusiami i ich pociechami płakałam w poduszkę (żadnego zrozumienia).
A teraz przygotuj się na "najlepsze".
W tym samym czasie dziewczyna urodziła ślicznego, zdrowego, donoszonego chłopczyka - otrzymał 10 punktów. Po dwóch dniach dostał zapaści i również trafiłł na erkę. Na własne oczy widziałam, jak "odchodził" i jak z trudem go reanimowali (komentarz jednej z pielęgniarek: "no to mamy nockę z głowy"- wiesz, trzeba było go stale doglądać). Później chłopczyk trafił na kliniki i co się okazło - na Dyrekcyjnej został zarażony jakimś wirusem, który spowodował utratę zdrowia, a ponadto był nieprawidłowo hospitalizowany!!!! Przeszedł wiele skomplikowanych operacji i jest w bardzo złym stanie - ma uszkodzone 50% mózgu
Sama rozumiesz...
Nie wiem czy nie jest to zbyt subiektywna ocena.