Łagodnie mówiąc, nie było mi w tamtym czasie "przyjemnie".
Już nie wspominając o tym, że dodatkowo byłam, przez całe 2dni sama, bo mąż uważał, że to moja wina. A teściowa dzwoniąc do mnie zapytała "i co splynelo w końcu z Ciebie?"
Więc nie wiem, co było gorsze płacz dzieciaczkow, i odwiedziny ich szczęśliwych członków rodziny, czy nastawienie mojego malza i jego mamuśki..
Ale koniec końców dałam radę, sama!
O jezu.... Kinia, tocjest straszne co Ty piszesz [emoji20]
Nie wypada mi krytykować bo to jednak Twoi bliscy… Ale jak to przeczytałam to ogarnęła mnie lekka złość.