O matko, Kora, ale poscisko

..
Bidne Wy z tymi zasilkami albo nie, becikowymi i innymi..
Tu czy zalegalizowany zwiazek czy nie, przysluguje rodzicielski i wszystko inne tez, urlop po urodzeniu dla ojca itd.. Konkubinat jest na zasadzie dokladnie takiej samej i tak samo wazny jak malzenstwo..
Nie ma zadnego becikowego jednorazowo, ale jest comiesieczny zasilek na dzieci. Wcale nie maly..I do 18 roku zycia bez wzgledu na nasze dochody, dla kazdego taki sam. Ale np oplata za przedszkole jest juz uzalezniona od dochodow. I licza dla kazdego indywidualnie.
Dzien dobry, czy tam dobre popoludnie
nie na darmo mówią, że Szwecja to raj socjalny i jak gdzieś emigrowac to tam
Kora do ilu la będzie płacił dzieciom te alimenty? masakra jakaś.
swoją drogą ja córę puściłam w wieku 2,5 do przedszkola i nie żałuję ale do szkoły wcześniej już nie chciałam czyli pójdzie 6,5 (niby normalnie ale jest z 29 grudnia..)
ja też puściłam w wieku 2,5 - chciałam tylko pokazac, ze jak sie zaprzeć, to sie zawsze jakąs dyskryminację wymysli... Zosia akurat bystre i "nad" rozwinięte dziecko - więc ją pusciłam wczesniej, ale widziałam jak nawet starsze od niej troszkę dzieci na początku biedne były w tym przedszkolu, bo jeszcze nie wszystko powiedzą, niekoniecznie zawsze zdążą zawołać do kibelka, niższe, słabsze itd...
ja osobiscie uwazam, ze J. powinien płacić na dzieci, ale niech płaci ON a nie JA i nasze dzieci....
co do konkubinatu - J. też nie ma problemu w przychodniach, przedszkolach itd. - problem jest jak chce się dowiedziec czegoś w szpitalu na mój temat a nie dziecka... no i przy rodzeniu sie upierdliwa baba znalzła, ale tak to problmeu nie ma z opieką nad Zosią
citrus, dzięki, ale po prostu taki life - mój tata studiów nie skończył, chociaz bardzo łebski facet - własnie ze względu na brak możliwości finansowych jego rodziców, ja się po prostu zaparłam i tyle... i uwierz - na pewno to pomogło mi w życiu
moja kolezanka mawia, ze jak ma problemy finansowe to zawsze myśli o mnie i przypomina sobie: "pieniądze rzecz nabyta, jak trzeba zawsze sie znajdą, trzeba tylko bardzo chcieć i trochę sie postarać"... ale to jest tak, ze ja robiłam po 16 godzin za 2 złote za godzinę (jak reszta wykształconych w kierunku pracowników zarabiała 5 - 6 zł) i sie z tym godziłam, każda kasa sie przyda, a nie jak teraz, ze za 1000 zł to sie duuupy z łożka nie opłaca ruszyc... takiego podejścia nie rozumiem i dla mnie oznacza to, że człowiek tak naprawdę nie potrzebuje tej kasy albo ma nierówno pod sufitem... nie mówię o sytuacji gdy koszty pracy będą większe od zarobku (typu mama pójdzie do pracy a do dziecka opiekunka, która zabierze wiecej albo np. koszty dojazdu do pracy)... ale mnie qwica jasna trafia jak słysze w autobusie szczyli po szkole, którzy nie pójda robić za "tysiącpińcet" bo mu się nie opłaca - pewnie, mamusia i tatuś spać i żreć dadzą, to po ch... on ma rano wstawać do roboty.... a potem jęczy że bezrobotny....