Dusia - &&&, wiem jakie to może być uciążliwe. kiedy poczujesz, że erupcja się zbliża, to wyjdź na chwilkę na świeże powietrze, głęboko pooddychaj i wróć pełna nowej siły
Katasza - ja beczę, bo mojemu mężowi się wydaje, że nadal mogę wszystko robić, a moje jęki, czy syki są wymysłami ciężarnej. trochę w tym mojej winy, nadal wszystko robię mimo, że marudzę. w ogóle nie wiem jak sobie z tym poradzić, bo jak ja nie zrobię, to nie znajdzie się nikt inny żeby to zrobić (potrafią się z Bartkiem potykać o pustą butelkę cały dzień, ale jej nie wyniosą do kuchni - że nie wspomnę, żeby zanieśli ją do garażu) i później bajzel (który się uzbiera, kiedy się buntuję i nie sprzątam), nie dość, że większy i okropniejszy muszę sprzątnąć i tak ja.
Takie marudzenie jest chyba normalne. Jakby nie było, to spada na nas wielka odpowiedzialność i życie każdej z nas ulegnie drastycznej zmianie - nie ważne, czy to pierwsze, czy trzecie dziecko - wszystkie wiemy ile pracy nas czeka.
w złej chwili trzeba sobie siąść i pomarzyć - jak to będzie z moim dzieckiem : "będzie mnie kochało nad życie", "kiedy uśmiechnie się pierwszy raz", "kiedy zacznie gaworzyć" itp. to powinno rozwiać czarne myśli choć na chwilkę.
dziś kolejny dzień siedzimy z Bartim sami, na dodatek babka była u nas jak spaliśmy i widziała bałagan w sypialni (ubrania na podłodze posegregowane do prania poniedziałkowego) i będzie mnie cały dzień o to męczyła.
Ale Wam życzę miłej i słonecznej niedzieli!