Ja polecam lubartowską. Spędziłam tam w sumie 2 tygodnie, tydzień przed porodem i tydzień po. Rodziłam pod koniec października. Sale przedporodowe po remoncie, z łazienką. U mnie w sali było 6 łóżek. Z poporodową jest gorzej, ale tam chyba jakieś remonty trwają, tam się leży i tak tylko 3 dni, a po porodzie i tak jest wszystko jedno, bo maluszek jest najważniejszy. Łóżek z tego co pamiętam 8, ja miałam pecha trafić na dość obfity czas i było tłoczno, ale jak odwiedzałam koleżanki z sali, które urodziły wcześniej, to było luźniej. Dane nam było poleżeć kilka dni na 3. piętrze. Tu słabiej niż na trakcie, ale lepiej niż na poporodowej. Dużo ciszej, to na pewno. łóżek 7, ale był dzień, że zajęte były tylko 2 łóżka. Robi się ciasno, gdy więcej bobasków leży pod lampami, ale przynajmniej w nocy nie trzeba światła zapalać. :-)
Oczywiście kwestia tego, na kogo konkretnie się trafi, bo i są osoby, których bym nie poleciła, ale nie będę mącić. Jeśli dostaniesz położną, która nie będzie Ci odpowiadała, to gdy inna będzie gdzieś w zasięgu, po prostu zawołaj i poproś o zmianę. Ja tak zrobiłam, nie żałuję.
Mój lekarz prowadzący nie pracuje w żadnym ze szpitali, ale poradził mi rodzić tam i dał namiar na panią ordynator. Byłam u niej dwa razy na wizycie, krótko i na temat, nie marnuje czasu. Później jeszcze dwa razy byłam na KTG, w szpitalu. Za każdym razem pamiętała, zwracała się po imieniu, a nawet kiedy przyszłam pierwszy raz, to już położna, która mnie podłączała pod KTG wiedziała wszystko.
Chodziłam też na szkołę rodzenia na lubartowską. Prowadzą ją zamiennie dwie położne pracujące w szpitalu. Ćwiczeń za dużo tam nie było, więcej informacji. Spotkania w niezbyt dużych grupach, możliwość odrobienia konkretnych zajęć z kolejną grupą, dołączyć też można w każdej chwili. Położne pamiętają i mimo, że i tak zawsze starają się jak tylko mogą, to jak dla mnie to większy komfort psychiczny, jeśli zna się kilka osób.