- Dołączył(a)
- 22 Grudzień 2017
- Postów
- 10 005
Ja jestem o tyle dziwna, że mieszkalismy na uboczu - niby miasto, ale były kury, czasem owce, świnie, kaczki, ogródek... Babcia robiła poduszki, po jajka szło się do kurnika a nie sklepu itd. Ale to nie było nasze, i jak szłam do 1 klasy to musieliśmy się przeprowadzić "do miasta", tzn klitki w bloku... Potem mieliśmy działkę, ale jak zmarł dziadek, to sorzexalismy - daleko, drogo, a bez faceta ciężko było coś zrobić (wtedy jeszcze byłam z ex)Napewno beda czytac. Moja Oliwa ma swoj ogrodek z kwiatami i maly zagajnik z truskawkami. A pomidory hoduje juz teraz i ma calkiem spore sadzonki. Wlasnie dzieci z miasta i z wsi maja inne doswiadczenia. Np jajka mam od dziadka swojskie i jak jezdzimy to dzieciaki zbieraja. Jest troszke inaczej...no ale jak ktos ma korzenie z miasta lub na odwrot to ciezko w drugi biegun sie przestawic.
Ale zawsze marzyłam, żeby tak mieszkać, ciągnęło mnie do zieleni, na wieś, itd. - może nie aż całkiem na aż takim zadupiu [emoji23], ale tak wyszło [emoji6] O jest ze wsi, mieszkamy teraz na zadupiu, na uboczu z widokiem na las, ale w bloku, i nie możemy się doczekać przeprowadzki do nas