hej dziewczyny. Ja też jak na razie z tych, co zostają w domku. Chociaż ostatnio mam takiego doła, że na prawde poszłabym do jakiejś roboty. W ostatnią sobotę pokłóciłam się z R, wkurzył mnie niesamowicie i od tamtej pory właściwie się do niego nie odzywam. W niedziele mamy chrzciny i nawet nie potrafi podejść i zagadać by jakoś sytuację wyjaśnić, by chociaż na tych chrzcinach służbowo ze sobą nie gadać. Ale nie, jak zwykle czeka, aż mi przejdzie. Czasem tam coś zagada itp ale ja mam w du*ie takie zagadywanie o pierdołach, za każdym razem po kłótniach to ja zaczynam temat by wyjaśnić <nie lubię po kłótni nie wyjaśnić tematu> więc jak on narozrabiał to mógłby wziąć tą odpowiedzialność na siebie i załagodzić. Doła mam, bo kurcze coraz bardziej obojętny mi się robi, coraz większy mur jest między nami. Eh straszne, tak nawet sobie myślę, że gdyby nie to, że mamy razem dziecko i że mieszkamy u moich rodziców to bym wzięła i się wyprowadziła a jakiś czas.. A tak to nie możliwe..
a jak by tego było mało, to się przeziębiłam, dobrze że Filip zdrowy i oby tak zostało. A i wyskoczyła mi opryszka - jak zawsze przy chorobie a tu w niedziele te chrzciny i cudnie będę wyglądać ;-/ wrrr
Ale się pożaliłam
a jak by tego było mało, to się przeziębiłam, dobrze że Filip zdrowy i oby tak zostało. A i wyskoczyła mi opryszka - jak zawsze przy chorobie a tu w niedziele te chrzciny i cudnie będę wyglądać ;-/ wrrr
Ale się pożaliłam