dokładnie, bardzo mądrze napisane
Notka, ja też z jedzeniem do sklepu i komunikacji miejskiej nie wejdę, jak paliłam z papierosem odchodziłam tak gdzie nikomu nie będzie to przeszkadzało, a nie stałam przy wiacie przystanku i kopciłam komuś niemalże w nos...ale wydaje mi się, że to nie kwestia z kąd jesteśmy, a tego co w nas zaszczepią i rodzice...dla mnie np., niewyobrażalne jest jak ustępuję miejsca w autobusie kobiecie z dzieckiem (babci), a Ona sadza samo dziecko, nie raz zwróciłam uwagę, że nie ustąpiłam dziecku a Jej po to, by dziecko wzięła na kolana, pokazując dziecku, że ktoś starszy wstaje, by dziecko mogło usiąść sami pokazujemy, że to starszy powinien ustąpić nam a nie na odwrót
majra, ja się wyniosłam 70 km za Warszawę, a jak napisałam nie mam nic przeciwko przyjezdnym, pod warunkiem, że będą szanować innych a nie tylko narzekać
no ale jak rodzice mieli go nauczyc ze sie w autobusie miejsca ustepuje, jak u niego w miejscowosci autobusow nie bylo?? ;-)
pamietam jak pierwszy raz na studiach mialam stycznosc z "przyjezdnymi" i oczy mi sie szeroko otwieraly ;-) mam przyjaciolke z czasow studiow, serdeczna, od serca, przyjezdna.... wyznala mi kiedys ze jak przyjechala na egzamin do warszawy to byla tak oszolomiona tym miastem, ze nawet sobie nie wyobrazala ze tak moze miasto wygladac....do dzis pamieta swoja pierwsza podroz tramwajem.... a ma na karku juz 35 lat ;-) pokochala Warszawa calutkim sercem, szanuje ja i dba o dobre imie tego miasta, czyli mozna
tez nie mam NIC przeciwko przyjezdnym, ktorzy potrafia cos z siebie dac a nie tylko narzekac
sama 3 lata mieszkalam w Lyonie, bylam przyjezdna.... i zachowywalam sie zgola inaczej
oczywiescie nie jest tak, ze kazdy wychowany, urodzony w wawie jest kultularny i sie godnie zachowuje, oczywiscie ze nie
ale boli mnie ze miasto moich przodkow na psy schodzi, ta tendencja jest od pewnego czasu bardzo zauwazalna