Wstaliśmy dzisiaj rano, żeby pobrać Martynce mocz. Poszliśmy do łazienki, M. ją trzyma, ja trzymałam kubeczek. Godzinę tak staliśmy, puszczając wodę, dając jej picie i nic. Nagle zaczęło ją wysypywać: brzuszek, plecy, buźka. Moczu nie złapaliśmy, ale za to zawitaliśmy do lekarza i co się okazało? Trzydniówka!
Gorączka minęła jak ręką odjął... a kaszel i katar to już inna sprawa, ale lekarka powiedziała, że jak jest żłobkowa to pewnie będzie się to za nią tak ciągnęło. Także ulga, że to po prostu trzydniówka, a nie nic gorszego. Uff
Gorączka minęła jak ręką odjął... a kaszel i katar to już inna sprawa, ale lekarka powiedziała, że jak jest żłobkowa to pewnie będzie się to za nią tak ciągnęło. Także ulga, że to po prostu trzydniówka, a nie nic gorszego. Uff