Tak to oczywiste. Mogę tylko powiedzieć o sobie przerobione 2 kliniki w Warszawie, nie zaliczona ilość ginekologów prywatnych z profesorami i docentami łącznie stosy badań, wszystko w normie no może mąż czasami słabsze wyniki, ale przez 7lat słyszałam nic tylko dzieci rodzić a in vitro w państwa przypadku to ostateczność. Mój mąż długo był przeciwny in vitro nie jest religijny, pieniądze są, ot tak po prostu, więc się przyzwyczailiśmy do takiego życia skończyły się badania lekarze itp. W końcu na początku roku poszliśmy na kompromis zgadza się, ale jedna procedura i tylko jak będzie dofinansowanie. Amh było 1,1 fsh 14 więc się załapaliśmy. Myślałam stymulacja to tylko formalność, szoku doznałam jak lekarz powiedział tylko 2, ale jak już Pani ładuje te hormony to ciągniemy za uszy - lekarz Z. z Novum bardzo bezpośredni, ale też bardzo dobry. Mówię do niego że miernie mi idzie i pewnie nic z tego a on, że 2 to nie 1 a 1 to nie 0 i że takie ciąże też ma. Później punkcja, ja na sali najmłodsza, panie miały po ponad 5 a mi położna mówi, że 1 to jakby mi życie zeszło, poleciałam do doktora pytam i co teraz bo nic z tego nie będzie a on na to, że jak się zaplodni to będzie. Więc dobry doktor, który myśli i wierzy za nas to skarb. Jak szłam po mojego 2 dniowca to aż embriolog był ciekawy jak to dalej będzie bo mało mają takich przypadków
Po zebraniu zarodka powiedziałam mężowi, że w styczniu urlop bo nic z tego nie będzie i prawie kupiłam bilety. Póki co wszystko zawdzięczam tylko jednemu lekarzowi jest bardzo stanowczy, wymagający, ale też wie co robi, opieprzył mnie kilka razy jak pytałam o jakieś leki, suple itp. że to on jest od leczenia i jak się chce leczyć u niego to mam słuchać. Efekt pierwsza w życiu ciąża, a po tym co przeszłam napewno ostatnia. Może miałam szczęście, ale zaryzykowałam darowałam sobie 2 wcześniejsze kliniki i mimo, że o Novum mówią taśma to mi to pasowało jak mnie stawiali do pionu