Dziewczyny... Nie jestem długo na tym forum, ale dostałam od Was naprawdę ogrom wsparcia i zrozumienia... Nikt nas nie zrozumie, jeśli nie przechodzi przez to samo... To cudowanie, że piszecie o nadziei, że nie można się poddawać, że in vitro się udaje.... Nie chcę nikomu tego optymizmu odbierać... Ale in vitro ma tylko jakiś procent skuteczności... I to nie musi być tak, że każdej z nas się kiedyś uda, tylko trzeba podjąć wystarczająco dużo prób.... Pamiętajcie, że my też jesteśmy ważne...
Nie zrozumcie mnie źle... Dziecko jest moim ogromnym pragnieniem, największym marzeniem, poświęciłam dla niego naprawdę wiele (i nadal to robię)... Ale od pięciu lat moje życie toczy się tylko wkoło tego... Też kłótnie, nieporozumienia, może żal i wzajemne obwinianie z mężem... nawet podświadome...
Po raz pierwszy zaczęłam dopuszczać myśl, że może kiedyś trzeba będzie odpuścić... Te próby zostawiają ślady... na ciele i w psychice... Może będzie tak, że zostaną starą zgorzkniałą kobietą i nadal bez dziecka... Więc może poszukać innej radości w życiu, póki jeszcze jest na to czas...
Nie wiem...
Taka mnie naszła refleksja...