reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Czy pomożesz Iwonie nadal być mamą? Zrób, co możesz! Tu nie ma czasu, tu trzeba działać. Zobacz
reklama

Kto po in vitro?

Koliberku przestan pieprzyc :) tak ci powiem nie porownuje sie wartosci bet miedzy soba. Kazda bedzie miala inna jej wartosc co nie oznacza ze twoje 15 to kleska. Powyzej 5 jest ciaza wiec dopuki nie sprawdzisz przyrostu to nie mow ze sie nie udalo

O fakk, ale konkret, tego mi było trZeba!!!! Dzięki jutro dam znać i macie rację, nie martwić się na.zapas. tylko wiecie jak to jest jak 9 lat po slubiee.nic a leczenia, badań 4 lata...to same wiecie jak się sceptycznie do tego wszystkiego podchodzi dobrej nocy.moje drogie i oby jutro było nie mniej tych dobrych.wieści ❤
 
reklama
180km...dzwonilam do lekarza i kazal wziac liteine i lezec. W szpitu nic mi nie pomoga, bo tez mnie tylko poloza. Sam powiedzial, ze jesli z plodem jest cos nie tak to nawet jakbym sciskala nogi to nie unikne najgorszego. To nie bankiety tylko jestem doradca zywieniowym i czasami musze w hoyelu zostac. Pracowac chce do 11 tygodnia. Czyli jeszcze 3 max 4 tyg, ale jesli sie nie da to bede lezec. W invimedzie mi powiedzieli, ze male plamienie krwia nie oznacza najgorszego... Tylko panikara jestem, bo 2 razy juz w 7 tygodniu ronilam.

Mi przy plamieniu krwią w 6 tyg powiedzieli, że trzeba leżeć i jeść luteinę i nospę. I że w domu czy w szpitalu będzie to samo, bo na tym etapie po prostu albo będzie dobrze albo nie.
Mam nadzieję, że u Ciebie będzie dobrze. Trzymaj się, leż, ciućkaj luteinę i olewaj robotę. Przesyłam moce.
 
Murawka a dzwoniłaś do APC? Udało się coś na jutro ustrzelic?

Powiem Ci ,że dupa jestem I nie dzwoniłam bo miłość,miłość w Zakopanem ...rozum mi odebrała-no nic ja lubię podróżować-przy okazji brata w Wawie odwiedzę ;)
Tylko tak że myślę A pro @hope322 ...pamiętam siebie po 1 transferze jak mi panikarze doradzała...teraz zaraz Ona dzidzia A ja duuuuuuupa :-(
Czas ruszyć Tyłek!!@!&$##$@$
 
Cześć Dziewczyny.
Podczytuję Was od jakiegoś czasu, ale dziś założyłam konto... zaczęłam wchodzić po którymś transferze i się "wciągnęłam". Fajnie się wspieracie.
Ja jestem dziś 5dpt i oczywiście staram się być spokojna, ale wiecie co się dzieje w mojej głowie...
Chciałam też komuś opowiedzieć swoją historię, bo nie mam komu, a czuję, że trochę by mi to pomogło. Tzn mam wspierającą rodzinę, rodzeństwo, nawet wielu znajomych wie, że my po in vitro, ale jakoś tak... nikt tego chyba nie zrozumie tak jak Wy ;).
Jakieś 3 miesiące przed ślubem odstawiłam tabletki anty. Nawet nie wiem dlaczego, chyba już mi się nie chciało ich brać (nie za bardzo lubię leki... to się później ich nabrałam...). Do ślubu uważałam, żeby nie zajść w ciążę (w końcu chciałam się napić na własnym weselu ;). Potem wcale się nie staraliśmy, jednak kiedy po 2 latach nic nie wyniknęło "przypadkiem", zaczęłam się niepokoić i robić testy owulacyjne i "celować". Po roku lipy zaczęłam się badać. Monitoring cyklu, hormony itd... wszystko ok. W końcu udało mi się nakłonić męża na badanie... No i dupa. Plemników prawie w ogóle (400 tys/ml), i do tego mało ruchliwe... Naczytałam się już wcześniej, więc wiedziałam, że to oznacza tylko in vitro. To było 2 lata temu, pocieszałam się, że ja jestem zdrowa więc powinno się szybko udać. Oszczędności trochę mieliśmy. Wybraliśmy klinikę w Warszawie (polecaną i stosunkowo blisko miejsca zamieszkania).
Pani dr która nas przyjęła, przeszła szybko do rzeczy: komplet badań, w tym genetycznych i zaczynamy protokół.
Od początku były kłody pod nogi: okazało się, że mąż ma kiepską genetykę - mutację w CFTR (mukowiscydoza), więc trzeba zbadać też mnie (co zajmuje 1,5 miesiąca... a wiecie jak każdy przegapiony cykl irytuje na początku). Potem stymulacja, pobranie, 6 komórek zapłodnionych, 3 się zapłodniły, wytrwały 2... lekki szok, że tylko tyle. Dr też liczyła na więcej.Transfer odroczony ze względu na hiperkę.
Pierwszy transfer wypadał w moje urodziny... wiecie jaka nadzieja i numerologia w głowie, nie?
Beta ani drgnęła.
Drugi kriotransfer miał być w czerwcu 2017... specjalnie wzięliśmy urlop, odpoczywaliśmy, kiedy byliśmy w drodze na transfer telefon z kliniki - zarodek się nie dzieli. Obumarł :/.
Następna stymulacja, dużo gorzej ją zniosłam (chyba miałam więcej strachu w sobie o to, co z niej wyniknie...). Tym razem zapłodniono 10 komórek (z uwagi na poprzedni kiepski wynik), zapłodniło się 7. Transfer odroczony znów ze względu na ryzyko hiperki (choć stymulowali mnie mniejszą ilością hormonów, widocznie tak "dziko" reaguję).
Drugi transfer w styczniu 2018. Beta w 12 dpt 239. Oszalałam :) Telefon do kliniki, dalsze zalecenia, następna beta 560, kolejna 2300... telefon do kliniki i umówienie się na usg "serduszkowe". W międzyczasie plamienie, panika, izba przyjęć... beta 4300, jest pęcherzyk, jest echo zarodka, nie ma serduszka (ale był 21 dpt 2-dniowego, więc za wcześnie). Zalecenie leżenia i przyjmowania leków. Plamienie było małe i po 2 dniach ustąpiło, aż sama z siebie się śmiałam, że tak histerycznie zareagowałam. Tydzień później umówiłam się jeszcze przed kliniką, by zobaczyć serduszko. Doktor sympatyczny, mówię, żeby szukał serduszka... a on mówi, że nic tam, nie ma :/. Poleca zrobić betę - beta 52. Koniec marzeń. Całe szczęście obyło się bez łyżeczkowania ale i tak bolało jak s...syn.
Cykl przerwy o kolejna próba - monitoruję... tym razem hormony zwariowały, cykl 56 dniowy i chyba bez owulacji. Dalsze czekanie.
W tym cyklu owulacja była, telefon do kliniki, znów radość i nadzieja. Moja dr na urlopie, ale rozmawiam z kimś innym, rozmrażają. W poniedziałek rano zrywamy się, wychodzimy z domu i telefon... nie dzieli się. Tzn nie kompaktuje. Pani z laboratorium mówi, żeby dać mu czas. Zadzwoni w środę, czy przyjeżdżać. Znów wolne w pracy i kombinowanie... Ja się zryczałam i pogodziłam z faktem, że nic z tego nie będzie. A tu telefon, że jest! Częściowo skompaktował, nadaje się do wszczepienia. No i siedzę przy kompie 5dpt, i tak z nudów postanowiłam do Was napisać... Mam nadzieję, że nie złamałam regulaminu. Jeśli tak, proszę o upomnienie :)
Chodzę do pracy, ja pracuję bardzo intensywnie, po 250 godz w miesiącu... teraz staram się pracować jak człowiek, od transferu chodzę tylko na 7 godzin i się nie przemęczam. Ale i tak mam wyrzuty sumienia. No i walczę ze sobą, by nie zrobić bety za wcześnie... nie wiem czy wytrzymam jeszcze tydzień.
Cieszymy się że dołączyłaś!u nas jak w domu
;) dluga droge przeszlas ale wszystkie razem i kazda z osobna jestesmy z Tobą!:)
 
Ja jezdzilam za każdym razem nanadlatego izbe przyjec dlatego ze zawsze zrobili badanie i wiedziałam ze wszystko jest ok. A to dla maluszka wazniejszy jest spokoj mamusi ale zrobisz jak uwazasz
Wzielam 2 nospy i leze.
Mi przy plamieniu krwią w 6 tyg powiedzieli, że trzeba leżeć i jeść luteinę i nospę. I że w domu czy w szpitalu będzie to samo, bo na tym etapie po prostu albo będzie dobrze albo nie.
Mam nadzieję, że u Ciebie będzie dobrze. Trzymaj się, leż, ciućkaj luteinę i olewaj robotę. Przesyłam moce.
Dzieki wielkie. Dlatego postanowilam lezec i czekac, co dalej bedzie...
W srode mam wizyte u ginekologa to moze bedzie szukal przyczyny krwawen... Moze to moja nadzerka sie odzywa. Niemilosiernie panikuje, bo tylko to sie dla mnie liczy...
 
To tym bardziej muszę być mu wdzięczna, bo sam z siebie to zrobił... z drugiej strony minimalna ilość zarodków poprzednim razem prawdopodobnie przez tragiczne nasienie... Mamy szczęście, że w ogóle dało się coś wybrać.
No widac fajny lekarz a i wskazania byly!tzrymam kciuki zeby tym razem sie udalo :) ja jestem po teanswerze odliczam dni do bety....
Tymczasem dobrej nocy wszystkim!zawijam w objęcia morfeusza!:p:p
 
Witamy na pokładzie. Widzę, że nie tylko ja tu jestem pracoholiczką :D Kochana, rzuć tę pracę w cholerę po transferze ;) Ja o tyle dobrze, że powiedziałam w pracy o co kaman, szefowa wie o moich poronieniach i jak mi trzeba wolne na wizytę, lub urlop na transfer, czy zwolnienie to nie patrzy krzywo. Jasno powiedziałam, co jest dla mnie najważniejsze :) Trzymam kciuki :*
Szefowa tam to jestes Ty:)
 
reklama
180km...dzwonilam do lekarza i kazal wziac liteine i lezec. W szpitu nic mi nie pomoga, bo tez mnie tylko poloza. Sam powiedzial, ze jesli z plodem jest cos nie tak to nawet jakbym sciskala nogi to nie unikne najgorszego. To nie bankiety tylko jestem doradca zywieniowym i czasami musze w hoyelu zostac. Pracowac chce do 11 tygodnia. Czyli jeszcze 3 max 4 tyg, ale jesli sie nie da to bede lezec. W invimedzie mi powiedzieli, ze male plamienie krwia nie oznacza najgorszego... Tylko panikara jestem, bo 2 razy juz w 7 tygodniu ronilam.
Moim.zdaniem lepiej na poczatku siedziwc w domu a potem jesli bedziesz sie dobrze czuc to mozesz wrócić do.pracy. ja tak chciałam zrobic ale jednak immunolog doradzil żebym do pracy nie wracala z uwagi na kontakt z klinientem i moj brak odpornosci
 
Do góry