Mega zdołowana jestem po tej wizycie, bo lekarz nie bierze już pod uwagę kolejnej stymulacji, mam piękny pęcherzyk na prawym jajniku, a mąż 14 000km ode mnie. Jutro mają zadzwonić z kliniki jak moim przypadku wygląda czas oczekiwania na dawcę oocytów, ale ta rozmowa przywiała stare demony pod tytułem: nie pokocham dziecka innej kobiety, jestem szczęśliwa tu i teraz z moją jedną córeczką, podejmę złą decyzję i rozwalę wszystkim życie, mąż będzie szczęśliwy, ale co jeśli ja tej procedury nie dźwignę emocjonalnie, itd..
A do tego jestem chora. Chyba mi odporność spadła na tle stresu po nieudanym transferze i teraz się rozkładam. I nie wiem co robić, co myśleć, jak to sobie w głowie poukładać, spać nie mogę…