lawendowy_sen
Fanka BB :)
Sylwia, bardzo zasmuciło mnie to, co napiłaś. Wiem, że jest Ci trudno i że masz pretensje do losu, Boga.
Ale nie możesz mieć pretensji do siebie. I nie możesz mówić mężowi, żeby znalazł sobie inną kobietę.
Przecież on kocha tylko Ciebie. I jak myślałby Twoimi kategoriami, to już dawno by odszedł. A tak nie jest, bo chce Cię wspierać, chce być z Tobą na dobre i na złe.
Też kiedyś przeszła mi przez głowę taka myśl. Ale nie zdążyła się zmaterializować pod postacią słowa, bo uświadomiłam sobie, co za głupotki chodzą mi po głowie.
Że jeśli będzie dane mi mieć dziecko, to tylko z moim mężem, a jeśli, z jakiś powodów, miałoby być inaczej,
to porostu będziemy bezdzietnym małżeństwem realizującym się w innej dziedzinie życia.
I chyba w tym wszystkim chodzi o pokorę. Nie miałam jej kiedyś, za grosz nie miałam. Zawsze, jak coś chciałam, to natychmiast, tu i teraz. Byłam taka w gorącej wodzie kąpana. Ale zmieniłam się o 180 stopni.
I pewnie gdyby nie choroba, ta zmiana by nie nastąpiła. I ta pokora by nie przyszła, bo jakoś z nią zawsze było mi nie po drodze. Też miałam pretensje do świata. Chyba największą do Boga, że czemu ja, czemu akurat mnie to spotyka.
Ale teraz, po przeszło 13 latach, wiem, że to "doświadczenie" było po coś.
I to, że nie mogę mieć dzieci droga naturalną, że czekam cudu bycia w ciąży, tez jest po coś.
Nie wiem jeszcze dokładnie, po co, ale się dowiem.
I na ukojenie wiersz, mojego ukochanego ks. Twardowskiego.
"Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz"
Ale nie możesz mieć pretensji do siebie. I nie możesz mówić mężowi, żeby znalazł sobie inną kobietę.
Przecież on kocha tylko Ciebie. I jak myślałby Twoimi kategoriami, to już dawno by odszedł. A tak nie jest, bo chce Cię wspierać, chce być z Tobą na dobre i na złe.
Też kiedyś przeszła mi przez głowę taka myśl. Ale nie zdążyła się zmaterializować pod postacią słowa, bo uświadomiłam sobie, co za głupotki chodzą mi po głowie.
Że jeśli będzie dane mi mieć dziecko, to tylko z moim mężem, a jeśli, z jakiś powodów, miałoby być inaczej,
to porostu będziemy bezdzietnym małżeństwem realizującym się w innej dziedzinie życia.
I chyba w tym wszystkim chodzi o pokorę. Nie miałam jej kiedyś, za grosz nie miałam. Zawsze, jak coś chciałam, to natychmiast, tu i teraz. Byłam taka w gorącej wodzie kąpana. Ale zmieniłam się o 180 stopni.
I pewnie gdyby nie choroba, ta zmiana by nie nastąpiła. I ta pokora by nie przyszła, bo jakoś z nią zawsze było mi nie po drodze. Też miałam pretensje do świata. Chyba największą do Boga, że czemu ja, czemu akurat mnie to spotyka.
Ale teraz, po przeszło 13 latach, wiem, że to "doświadczenie" było po coś.
I to, że nie mogę mieć dzieci droga naturalną, że czekam cudu bycia w ciąży, tez jest po coś.
Nie wiem jeszcze dokładnie, po co, ale się dowiem.
I na ukojenie wiersz, mojego ukochanego ks. Twardowskiego.
"Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka – to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz"