tak dwudniowe...oczywiście, że robię betę 30 i ani dnia wcześniej...czekam na cud:-)Asia - a Ty miałaś podane 2 dniowe? nie potrafię sobie tego logicznie wytłumaczyć co za masakra ile człowiek musi znieść rozczarowań!będziesz robiła bete 30?
reklama
martaczi
Fanka BB :)
dziękuję Wam Kochane!!
ale się nakręciłam złymi emocjami muszę wierzyć w cud ale chyba zwariuję do 8 majaja pierdzielę ale wpadłam w histerię aż jestem zła na siebie wiem że to mi nic nie pomoże już się biorę w garść! Madzia!później napisze wyniki męża to zobaczysz bo teczkę zostawiłam w aucie!
poproszę więcej takich info jak Hola napisała!!!
ale się nakręciłam złymi emocjami muszę wierzyć w cud ale chyba zwariuję do 8 majaja pierdzielę ale wpadłam w histerię aż jestem zła na siebie wiem że to mi nic nie pomoże już się biorę w garść! Madzia!później napisze wyniki męża to zobaczysz bo teczkę zostawiłam w aucie!
poproszę więcej takich info jak Hola napisała!!!
U
Usunięty2
Gość
Wiecie co, tak czytam te Wasze posty i mam wrażanie, że moja Klinika coś zawaliła przy pierwszym transferze Nikt nie mówił mi o tym, że mam pić duże ilości wody, nie wspomnę już o weryfikacji. Patrząc na Wasze posty weryfikacja ma duże znaczenie na zajście w ciąże. Zaczynam się denerwować.
Joasia2906 - miałaś robioną weryfikację? Ile razy w tygodniu przyjmuje Twoja lekarka? Zastanawiam się nad innym lekarzem w Provicie, chciałabym się przenieść do takiego, który przyjmuje nie tylko raz w tygodniu.
Lilia - moja lekarka w provicie przyjmuje tylko 2 razy w tygodniu lub 3 razy tez mnie to wkurza. Zadnych weryfikacji nie mialam nic o tym nie mowili ani nic o piciu wody czy czegokolwiek....chyba kazda klinika ma swoje procedury. jak zapytalam cholewe czy sa jakies specjalne zalecenia to powiedzial ze mam sie czuc jak w ciazy i tylko uwazac na siebie i tyle.
Fuson -bardzo mi przykro wiem co czujesz, ale zbieraj sily do dalszej walki!!
Sylwia- jak nie urok to sraczka no! jak to moglo spasc to endometrium??? ale transfer bedzie??
gosia__1983
Fanka BB :)
Nie martw sie ja miałam 2 dniowe zarodki i były 4 komórkowe i sie udało :-) Powodzenia ci życze. I test ciążowy wyszedł w 9dpt zreszta jak widzisz w stopce dwa zarodki sie przyjeły ( 4 komórkowe) ale jeden nie przetrwałmoje maja 4:-(to malo! dr mówiła że nie wie dlaczego tak się dzieje było dokładnie 18 dojrzałych komórek tak się cieszyłam z tej ilości a tu dzisiaj taki szok te 4 co są w obserwacji to już w ogóle słabiutkie! nie wierzę w to co się dzieje nie potrafię powstrzymać łez to jest takie niesprawiedliwe :-(
Ostatnia edycja:
Sylwunia kochana bardzo mi przykro i mam nadzieje ze sytuacja się szczęśliwie dla ciebie obroci i twoje endo jeszcze urośnie.
Martaczi po co się denerwujesz jak masz swoje zdrowe blizniaki w brzusiu i tego się trzymaj.
Dobrej nocy dziewczynki.
Martaczi po co się denerwujesz jak masz swoje zdrowe blizniaki w brzusiu i tego się trzymaj.
Dobrej nocy dziewczynki.
Sylwia1985
Mamusia Sierściuszka
Witajcie dziewczynki
Bardzo dziękuję za słowa otuchy, ale wiara mnie już opuściła całkowicie, a dopadł stary dobrze mi znany pesymizm. Jestem w potwornym dołku i już sama nie wiem co dalej. Czy moje endometrium jest już tak pokręcone, że nigdy nie osiągnę więcej niż 7mm? Progynova - nie dała skutku, estrofem też, leczenie eksperymentalne z podawanym środkiem domacicznym - efekt ten sam. Została jedna opcja - zastrzyki, ale dr powiedziała, że raczej nie zareaguję bo słabe wyniki z tym lekiem są. To już obłęd. Nie mam już żadnej drogi do poprawy endometrium. Podawanie przy 7mm też jest swego rodzajem skazywania się na niepowodzenie. I już sensu nie widzę.
Dwa dni przepłakałam jak wariatka. To tak bywa, że los daje mi lizaka a potem go zabiera. Tak jakbym była przeklęta, nie mogę się niczym cieszyć bo zawsze, ale to zawsze tracę to. Co ja w życiu takiego zrobiłam, że los mnie aż tak każe?
Rozmawiałam dzisiaj długo z mężem. Próbował mnie pocieszyć, że mamy jeszcze 2 próby. Ale co z tych prób skoro zarodki coraz gorsze podają, bo takie zostały. A potem? Kolejne in vitro? Kolejne pasmo porażek w moim życiu. Ile tych walk muszę stoczyć, by wreszcie zrozumieć, że mój organizm się do tego nie nadaje? Ile jeszcze porażek będę zdolna znieść? Sama już nie wiem. Wpadł mi film dokumentalny w ręce i surygatkach w Indiach. Jest to tam 100% legalne i nie ma zagrożenia, że kobieta mi nie odda dziecka, bo wszystko uregulowane jest dokumentami podpisanymi przed in vitro. Koszt koło 15-25 tys dol. Sporo, ale co się nie zrobi dla dziecka. Jednak z drugiej strony kłębią mi się inne myśli - na temat właśnie czy jest to moralne. Zabierać dziecko matce, która je urodziła, krzywdząc ją w ten sposób. Po drugie skąd pewność, że ta osoba odpowiednio zadba o ciążę. I najważniejsze - czy jestem w stanie tak bardzo pokochać dziecko, którego nie urodzę, ale będzie ono genetycznie moje. Mam już mętlik w głowie i chyba przestałam myśleć trzeźwo o życiu.
Pojawia się także u mnie zazdrość. Nie wiem, ale bardzo przywiązuję uwagę na pacjentki ciężarne. Po prostu im zazdroszczę i łzy kręcą mi się w oczach na sam widok. Dziewczyny w rejestracji widzą to, i przestały mi zapisywać pacjentki takie. Jednak ja mam także "swoje" pacjentki, które dzwonią i proszą o zapis do mnie. Nie zazdroszczę pod względem "dlaczego ona a nie ja", ale to jest taki żal do życia "dlaczego wszyscy tylko nie ja".
Mimo, że starałam się dokończyć sprzątanie po remoncie pokoju i przygotować kolejne pokoje do remontu, to od piątku nie ruszyłam już nic. Pranie nastawione rano w piątek dopiero dzisiaj wywiesił mój mąż. A ja siedzę głupio patrząc się w sufit ze łzami w oczach. Głowa mi od nerwów pulsuje tak, że już żadne proszki nie są w stanie mnie uspokoić. Jestem jak naćpana, zjadłam już tyle relanium, że straciłam rachubę. Jem je by usnąć, by na chwilę zapomnieć. Szkoda że działają tak krótko.
Czy będzie transfer - nie wiem'
Czy endometrium całkowicie zaniknie - nie wiem
Jednak zaczynam dochodzić do wniosku, że czas niedługo powiedzieć sobie dość i wreszcie się pogodzić z losem. Myślę, że tak do września wykorzystam zarodki, a potem składam papiery na specjalizację i doktorat. Muszę czymś nowym zająć swoje myśli. Zająć się tym, co umiem, co mi wychodzi, co pozwoli zapomnieć o tym, że za 30 lat będę moherem ze stadem kotów słuchająca ojca rydzyka.
Dzisiaj nawet powiedziałam swojemu mężowi, że najlepiej abyśmy się rozwiedli. Znajdzie pełnowartościową kobietę, która da mu dziecko. Przynajmniej jemu życia nie zmarnuję. Wkurzył się na mnie, powiedział, że jak tak podchodzę do sprawy to darujmy sobie całe to in vitro i pogódźmy się, że będziemy żyli tylko dla siebie. Jednak ja wiem, że on tego pożałuje. Nie dzisiaj, nie jutro, ale tak za 20 lat. A jakbyśmy się rozeszli to za te 20 lat mi jeszcze podziękuje za tą decyzję.
Pogubiłam się już w swoich myślach, co chwilę nowe pomysły na życie, a czasami myśl, że najlepiej abym się pewnego dnia nie obudziła. Na prawdę byłoby mi łatwiej. Skończyłyby się problemy, zawody, cierpienia. Nawet nie myślałam, że głupie endometrium jest w stanie mnie tak rozłożyć na łopatki. Jeszcze nie miałam aż takiego doła.
Nie zanudzam Was dziewczynki. Wiedzcie, że zawsze będę myślała o Was ciepło i trzymała kciuki za każdą z Was. Póki co ja muszę się jakoś pozbierać. Sama nie wiem co mam teraz robić, czy iść na ten transfer czy raczej dać sobie już spokój.
Bardzo dziękuję za słowa otuchy, ale wiara mnie już opuściła całkowicie, a dopadł stary dobrze mi znany pesymizm. Jestem w potwornym dołku i już sama nie wiem co dalej. Czy moje endometrium jest już tak pokręcone, że nigdy nie osiągnę więcej niż 7mm? Progynova - nie dała skutku, estrofem też, leczenie eksperymentalne z podawanym środkiem domacicznym - efekt ten sam. Została jedna opcja - zastrzyki, ale dr powiedziała, że raczej nie zareaguję bo słabe wyniki z tym lekiem są. To już obłęd. Nie mam już żadnej drogi do poprawy endometrium. Podawanie przy 7mm też jest swego rodzajem skazywania się na niepowodzenie. I już sensu nie widzę.
Dwa dni przepłakałam jak wariatka. To tak bywa, że los daje mi lizaka a potem go zabiera. Tak jakbym była przeklęta, nie mogę się niczym cieszyć bo zawsze, ale to zawsze tracę to. Co ja w życiu takiego zrobiłam, że los mnie aż tak każe?
Rozmawiałam dzisiaj długo z mężem. Próbował mnie pocieszyć, że mamy jeszcze 2 próby. Ale co z tych prób skoro zarodki coraz gorsze podają, bo takie zostały. A potem? Kolejne in vitro? Kolejne pasmo porażek w moim życiu. Ile tych walk muszę stoczyć, by wreszcie zrozumieć, że mój organizm się do tego nie nadaje? Ile jeszcze porażek będę zdolna znieść? Sama już nie wiem. Wpadł mi film dokumentalny w ręce i surygatkach w Indiach. Jest to tam 100% legalne i nie ma zagrożenia, że kobieta mi nie odda dziecka, bo wszystko uregulowane jest dokumentami podpisanymi przed in vitro. Koszt koło 15-25 tys dol. Sporo, ale co się nie zrobi dla dziecka. Jednak z drugiej strony kłębią mi się inne myśli - na temat właśnie czy jest to moralne. Zabierać dziecko matce, która je urodziła, krzywdząc ją w ten sposób. Po drugie skąd pewność, że ta osoba odpowiednio zadba o ciążę. I najważniejsze - czy jestem w stanie tak bardzo pokochać dziecko, którego nie urodzę, ale będzie ono genetycznie moje. Mam już mętlik w głowie i chyba przestałam myśleć trzeźwo o życiu.
Pojawia się także u mnie zazdrość. Nie wiem, ale bardzo przywiązuję uwagę na pacjentki ciężarne. Po prostu im zazdroszczę i łzy kręcą mi się w oczach na sam widok. Dziewczyny w rejestracji widzą to, i przestały mi zapisywać pacjentki takie. Jednak ja mam także "swoje" pacjentki, które dzwonią i proszą o zapis do mnie. Nie zazdroszczę pod względem "dlaczego ona a nie ja", ale to jest taki żal do życia "dlaczego wszyscy tylko nie ja".
Mimo, że starałam się dokończyć sprzątanie po remoncie pokoju i przygotować kolejne pokoje do remontu, to od piątku nie ruszyłam już nic. Pranie nastawione rano w piątek dopiero dzisiaj wywiesił mój mąż. A ja siedzę głupio patrząc się w sufit ze łzami w oczach. Głowa mi od nerwów pulsuje tak, że już żadne proszki nie są w stanie mnie uspokoić. Jestem jak naćpana, zjadłam już tyle relanium, że straciłam rachubę. Jem je by usnąć, by na chwilę zapomnieć. Szkoda że działają tak krótko.
Czy będzie transfer - nie wiem'
Czy endometrium całkowicie zaniknie - nie wiem
Jednak zaczynam dochodzić do wniosku, że czas niedługo powiedzieć sobie dość i wreszcie się pogodzić z losem. Myślę, że tak do września wykorzystam zarodki, a potem składam papiery na specjalizację i doktorat. Muszę czymś nowym zająć swoje myśli. Zająć się tym, co umiem, co mi wychodzi, co pozwoli zapomnieć o tym, że za 30 lat będę moherem ze stadem kotów słuchająca ojca rydzyka.
Dzisiaj nawet powiedziałam swojemu mężowi, że najlepiej abyśmy się rozwiedli. Znajdzie pełnowartościową kobietę, która da mu dziecko. Przynajmniej jemu życia nie zmarnuję. Wkurzył się na mnie, powiedział, że jak tak podchodzę do sprawy to darujmy sobie całe to in vitro i pogódźmy się, że będziemy żyli tylko dla siebie. Jednak ja wiem, że on tego pożałuje. Nie dzisiaj, nie jutro, ale tak za 20 lat. A jakbyśmy się rozeszli to za te 20 lat mi jeszcze podziękuje za tą decyzję.
Pogubiłam się już w swoich myślach, co chwilę nowe pomysły na życie, a czasami myśl, że najlepiej abym się pewnego dnia nie obudziła. Na prawdę byłoby mi łatwiej. Skończyłyby się problemy, zawody, cierpienia. Nawet nie myślałam, że głupie endometrium jest w stanie mnie tak rozłożyć na łopatki. Jeszcze nie miałam aż takiego doła.
Nie zanudzam Was dziewczynki. Wiedzcie, że zawsze będę myślała o Was ciepło i trzymała kciuki za każdą z Was. Póki co ja muszę się jakoś pozbierać. Sama nie wiem co mam teraz robić, czy iść na ten transfer czy raczej dać sobie już spokój.
dagnes78
Fanka BB :)
Sylwia!!!! ja już napisałam Ci na prywatną pocztę, żebyś nie gadała takich głupot, i przestała uparcie wierzyć że dopadł Cię jakiś pech!! Dziewczyno!! z takim nastawieniem i podejściem do całej sprawy to Ty sobie nie pomagasz!! rzeczywiście psycha Ci siada, a musisz być silna!! i wierzyć że będzie dobrze! musi być dobrze! zobacz co ja nacudowałam prawdopodobnie w tym cyklu nie będzie crio, przez moją głupotę, wszystko jakby na NIE a jednak, gdzieś w głębi, myślę pozytywnie, staram się nie załamywać, chociaż wiem jak to ciężko. Też powiedziałam chłopu swojego czasu, że może sobie zacząć szukac zdrowej, normalnej baby, bo ja to już mu dziecka nie dam, machnął ręką i w ogóle olał co powiedziałam. A Twój Cię kocha, wspiera trwa przy Tobie, i to powinnaś docenić bo to daje siłę na dalszą walkę. Nie rozklejaj się, weź się w garść, do kupy! Poukładaj w głowie że musi być dobrze. Pomyśl o kobietach które podchodzą po 7 razy, albo mają inne schorzenia które wykluczają zajście w ciąże, nawet przy stymulacjach. I dziękuj, że masz problem z 1 małym endometrium, które w końcu się ocknie i urośnie tak wielkie że aż Cię zaskoczy! Jestem z Tobą, myślami i sercem, a teraz głowa do góry i mi tutaj nie rozklejać się. Twarda babka z Ciebie i nie zmieniaj tego. Uwierz w siebie!!!! :****
Lilia nie denerwuj się, bo ja też poprzednim razem tak się nakręcałam. Mój lekarz też mi nic nie mówił, ani o diecie, ani o wodzie i o innych rzeczach o których czytałam w necie. Oczywiście o weryfikacji też nie było mowy.
A co zrobiłaś za drugim razem? Zmieniłaś lekarza, klinikę czy zarządzałaś tych wszystkich rzeczy o których przeczytałaś w necie?
Sylwia - dokładnie wiem jak się czujesz. Ja nie mam problemu z tym, że któraś z moich kumpel zachodzi w ciąże, ale mam żal "dlaczego nie ja ile ja będę jeszcze musiała czekać" Jejciu to już trwa 3,5 roku i zastanawiam się ile jeszcze będę musiała czekać na moje dzieciątko. Mam 3 chrześniaków, a swojego dzieciaczka kiedy będę miała?
Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że moja klinika zawaliła, w życiu nie miałam badanego progesteronu. We wtorek idę do lekarza, mam przegotowaną listę pytań, no może się załamać jak ją zobaczy.
Coraz bardziej dochodzę do wniosku, że moja klinika zawaliła, w życiu nie miałam badanego progesteronu. We wtorek idę do lekarza, mam przegotowaną listę pytań, no może się załamać jak ją zobaczy.
reklama
martaczi
Fanka BB :)
cześć Kochane!
Sylwia - Kochana współczuję Ci bardzo, sama jestem w beznadziejnej sytuacji i nawet nie potrafię znaleźć słów pocieszenia na tą niesprawiedliwość, która nas spotyka!jednak pociesza mnie fakt, że tyle ile nas tu jest każda ma jakiś problem, ale jak widać niektórym się udaje, może i nam się wreszcie uda! modlę się o tonie trać wiary i walcz:-)
Sylwia - Kochana współczuję Ci bardzo, sama jestem w beznadziejnej sytuacji i nawet nie potrafię znaleźć słów pocieszenia na tą niesprawiedliwość, która nas spotyka!jednak pociesza mnie fakt, że tyle ile nas tu jest każda ma jakiś problem, ale jak widać niektórym się udaje, może i nam się wreszcie uda! modlę się o tonie trać wiary i walcz:-)
Podziel się: