.staramy się gdzieś 3 rok. Ja 31 lat mąż rok starszy. jeśli chodzi o kliniki to ja już mam długie doświadczenie, od marca zeszłego roku, tam miałam stymulowane cykle i w 3 się udało i puste jajo, lyzeczkowanie we wrześniu, potem kazał działać samemu i w listopadzie znowu się udało, jednak mieliśmy obydwoje też w tym czasie covid, więc biochem, było podejrzenie cp( chociaż do końca nie wiadomo bo beta doszła do 800). I potem znowu gin kazał odczekać cykl bo po covid u męża wyniki były słabe, bo covid niestety działa złe na nasienie.I tak potem mieliśmy trochę przerwy. Dopiero w maju się trochę ogarnęłam bardziej i powiedziałam że idziemy do tej innej kliniki. I potem tzn teraz w czerwcu, poszlismy do innej kliniki, innego lekarza, bo tamtego już mój mąż miał dosyć. I w lipcu inseminacja, która miała się udać, bo wyniki ok, mówi tu wszystko gra. Po nieudanej inseminacji wysłał mnie na laparo, bo mówi i tak już dużo miałam tych badań. No i w sierpniu ta laparo okazała się endometrioza 2 st w zatoce Douglasa, obydwa jajowody drożne zrosty usunięte i kazał działać samemu bo owulka jest, nasienie ok, chyba że już nie wytrzymam to przyjść i zrobimy in vitro. No i jestesmy teraz tu gdzie jesteśmy. 19 sierpnia była laparo, minęły dwa miechy i już z mężem jesteśmy zmęczeni t wszytskim. Z jednej strony zmęczona a z drugiej nie umiem odpuścić. I zastanawiamy się bardzo poważnie, czy już nie iść w in vitro, bo to czekanie i każdy okres dobija...