Wiesz, bo jak się siedzi centralnie u kogoś na garnuszku, do pracy się nie chodzi, mąż (mój brat) zarabia tyle, co na waciki, to się trochę powinno ogarnąć dupsko i odwdzięczyć. Mojej mamie powtarzam już długo, że za dużo sobie biorą na barki, lepiej zlikwidować lub mocno zmniejszyć gospodarstwo, ale to sś tacy ludzie, że "muszą". Ja bratowej nie wyganiam w grządki czy do obory ale czasem telefon lub pilota od tv mogłaby zamienić na odkurzacz lub garnek. Jak jakiś czas mieszkali u mnie, to ich prawie na siłę musiałam wygonić, bo miało być najpierw, że pobędą miesiąc, żeby się "rozkręcić", znaleźć pracę i pójdą na swoje. Całe szczęście po 2 miesiącach udało mi się im znaleźć mieszkanie za grosze (oczywiście sami się nie kwapili) i oczywiście trzeba było im pomóc się przeprowadzić. Potem zaczęli mi podrzucać dziecko nawet jak wychodzili do sklepu, bo jak przecież można zrobić zakupy z małym dzieckiem?! A jak się wqrwiłam i przestałam nadskakiwać to się wrócili po pół roku do rodziców.
Co do rodziców - może kiedyś znajdę słowa, którymi ich przekonam, że jedzenie ze sklepu jest jednak mniej szkodliwe od przepracowania... I może w końcu zrozumieją, że czas można też spędzać przyjemnie a nie tylko urabiając się ponad siły.