U mnie...jestem w zawieszeniu. Leki biorę ale sytuacja bardzo niepewna bo pecherzyk jest ale słaby przysrost bety. Lekarz każe czekać czy będzie serduszko...walczymy do końca, z minimalną nadzieją. Boję się prawdy...tej najgorszej ze puste jajo płodowe. Pozostała mi tylko nadzieja i modlitwa ze będzie dobrze. Chwilami szlach mnie trafia, że nic więcej zrobić nie mogę. Na dodatek okazało się ze moja siostra w ciąży, nawet termin porodu mialybysmy taki sam. Tylko że ja pragnę dziecka...a ona nie za bardzo, życie jest niesprawiedliwe i Ty wiesz o tym najlepiej...los bardzo okrutnie Was doświadczył ale my wszystkie tutaj wierzymy że będzie dobrze. Pozdrów męża