Drogie mamy,
Nigdy nie sadzilam, ze akurat mnie dotknie taki problem. Planowalismy drugie dziecko za kilka miesiecy, wszystko bylo "ulozone" pod ten plan. Wyszlo jednak tak, ze pomimo zalozonej spirali zaszlam w ciaze. Wkladka sie przesunela w dol i bach - stalo sie! Najpierw byl duzy szok, troche stresu co bedzie...Ale bardzo ucieszylam sie z tej ciazy. Oczywiscie potem przyszedl czas na konsultacje, usg i ogromny niepokoj...Poki co to dopiero 4-5 tydzien - ciazy jeszcze nie bylo widac na usg, natomiast test byl pozytywny. Ja tez czuje sie bardzo "ciazowo" - podobnie zreszta jak w pierwszej ciazy - ciagle chce mi sie spac, biust wychodzi ze stanika,i latam siusiu co pol godziny Problem jest taki...ze nikt nie jest w stanie mi powiedziec co z tej ciazy bedzie. Na razie nawet nie wiadomo czy jest to ciaza pozamaciczna czy nie - powinno sie okazac za tydzien przy kolejnym usg. Nawet potem, gdyby okazalo sie, ze ciaza ma szanse sie rozwijac, nie jest pewne czy sie utrzyma. Dzis rano jeszcze mialam pewnosc, ze chce usunac wkladke - cokolwiek sie ma stac, niech sie dzieje byle od razu! Po rozmowie z madra pania ginekolog doszlam do wniosku, ze jednak tego nie zrobie. Uprzedzila mnie, ze na chwile obecna ryzyko poronienia jest bardzo duze, natomiast jesli zachowam wkladke, to oczywiscie poronienie i tak sie moze zdarzyc, ale mam tez spore szanse ciaze donosic. Martwie sie bardzo, najbardziej dobija mnie ta niepewnosc. Na chwile obecna wole w ogole nie myslec o sobie jako o ciezarnej, bo...nie wiadomo co bedzie. Niestety tak nie do konca sie da. To oczekiwanie na kolejne badania jest straszne. Nawet jesli bedzie ok, to potem i tak ryzyko jest wieksze niz w przypadku standardowej ciazy, a chyba mimo wszystko latwiej byloby mi zniesc poronienie teraz, kiedy mysl o ciazy jeszcze nie do konca do mnie dotarla niz np. w piatym miesiacu, kiedy bede juz czula ruchy i miala swiadomosc, ze tak dlugo nam sie udalo... Mimo tego stresu spirali nie bede usuwac (chyba ze bedzie wyrazna sugestia lekarza ze powinnam), bo jak dla mnie jest to troche tchorzostwo - ja bede miala mniej stresu, dowiem sie od razu, ale prawdopodobnie ciaze strace i nie dam dziecku szansy, ktora mogloby miec...kosztem mojego stresu niestety. Mam w domu tez trzylatke - ostatnio przez moj ogolny stres i rozdraznienie ona tez jest bardziej placzliwa, a ja niestety nie zawsze sie zachowuje tak, jak powinnam. Jak w ogole mozna zniesc taki stres?? Kiedy na horyzoncie nawet nie widac tego dnia od ktorego wszystko ma byc dobrze????
Nigdy nie sadzilam, ze akurat mnie dotknie taki problem. Planowalismy drugie dziecko za kilka miesiecy, wszystko bylo "ulozone" pod ten plan. Wyszlo jednak tak, ze pomimo zalozonej spirali zaszlam w ciaze. Wkladka sie przesunela w dol i bach - stalo sie! Najpierw byl duzy szok, troche stresu co bedzie...Ale bardzo ucieszylam sie z tej ciazy. Oczywiscie potem przyszedl czas na konsultacje, usg i ogromny niepokoj...Poki co to dopiero 4-5 tydzien - ciazy jeszcze nie bylo widac na usg, natomiast test byl pozytywny. Ja tez czuje sie bardzo "ciazowo" - podobnie zreszta jak w pierwszej ciazy - ciagle chce mi sie spac, biust wychodzi ze stanika,i latam siusiu co pol godziny Problem jest taki...ze nikt nie jest w stanie mi powiedziec co z tej ciazy bedzie. Na razie nawet nie wiadomo czy jest to ciaza pozamaciczna czy nie - powinno sie okazac za tydzien przy kolejnym usg. Nawet potem, gdyby okazalo sie, ze ciaza ma szanse sie rozwijac, nie jest pewne czy sie utrzyma. Dzis rano jeszcze mialam pewnosc, ze chce usunac wkladke - cokolwiek sie ma stac, niech sie dzieje byle od razu! Po rozmowie z madra pania ginekolog doszlam do wniosku, ze jednak tego nie zrobie. Uprzedzila mnie, ze na chwile obecna ryzyko poronienia jest bardzo duze, natomiast jesli zachowam wkladke, to oczywiscie poronienie i tak sie moze zdarzyc, ale mam tez spore szanse ciaze donosic. Martwie sie bardzo, najbardziej dobija mnie ta niepewnosc. Na chwile obecna wole w ogole nie myslec o sobie jako o ciezarnej, bo...nie wiadomo co bedzie. Niestety tak nie do konca sie da. To oczekiwanie na kolejne badania jest straszne. Nawet jesli bedzie ok, to potem i tak ryzyko jest wieksze niz w przypadku standardowej ciazy, a chyba mimo wszystko latwiej byloby mi zniesc poronienie teraz, kiedy mysl o ciazy jeszcze nie do konca do mnie dotarla niz np. w piatym miesiacu, kiedy bede juz czula ruchy i miala swiadomosc, ze tak dlugo nam sie udalo... Mimo tego stresu spirali nie bede usuwac (chyba ze bedzie wyrazna sugestia lekarza ze powinnam), bo jak dla mnie jest to troche tchorzostwo - ja bede miala mniej stresu, dowiem sie od razu, ale prawdopodobnie ciaze strace i nie dam dziecku szansy, ktora mogloby miec...kosztem mojego stresu niestety. Mam w domu tez trzylatke - ostatnio przez moj ogolny stres i rozdraznienie ona tez jest bardziej placzliwa, a ja niestety nie zawsze sie zachowuje tak, jak powinnam. Jak w ogole mozna zniesc taki stres?? Kiedy na horyzoncie nawet nie widac tego dnia od ktorego wszystko ma byc dobrze????