A więc tak: Mieszkamy w Bydgoszczy. Po kilku latach ciągłego biegania po lekarzach okazało się że ma gruczolaka na przysadce, poza tym skłonność do torbieli i niedoczynność tarczycy. Od trzech lat przyjmuję bromergon i euthyrox. Jajowody drożne. Niestety ostatnio okazało się że Ptysiowi znacznie pogorszyły się wyniki- tylko 1,5% o prawidłowej budowie. Byliśmy załamani, chociaż z drugiej strony, przez wiele lat jego wyniki były idealne a dzidzi nie było. Po roku starań udałam się do poradni naturalnego planowania rodziny. Tragedia!!! Nie będę się już teraz nad tym rozpisywać. Napiszę tylko, że stwierdzono ciąże, której nie było. Potem byli kolejni lekarze, coraz drożsi, oszczędności się kurczyły, a my byliśmy u kresu. Przez pierwszych pięć, sześć lat zafundowaliśmy sobie karuzelę emocjonalną (zwłaszcza ja sobie, niestety:-(), nie trafiliśmy na dobrych lekarzy. Mam wrażenie że przez to, że zaczęliśmy się starać gdy miałam dwadzieścia lat, nikt na początku nie traktował mnie poważnie... Przerabiałam już chyba wszystkie naturalne metody z modlitwą włącznie:-). Ostatnie trzy lata były bardziej na luzie i teraz postanowiliśmy działać konkretnie. Wóz albo przewóz. Najtrudniejsze chyba jest to, że oboje pochodzimy z baaaardzo płodnych rodzin. Mam pięcioro rodzeństwa, Ptyś podobnie, i w najbliższej rodzinie nikt nie miał problemów z poczęciem, więc czasem czułam się w towarzystwie jakbym miała ze dwie głowy. No cóż...syty głodnego nie zrozumie. Z czasem temat dzieci stał się u nas zakazany, bo to za bardzo bolało...ale teraz zregenerowaliśmy siły i jesteśmy gotowi do boju. Nikt nie wie o naszych staraniach, no bo po co. Dosyć już mam głupich dogadywanek, tekstów typu: Bóg widocznie nie chce byście mieli dzieci, itp. By ciągle o tym nie myśleć zrobiłam kolejne kierunki studiów,skupiłam się na pracy, zoperowałam oczy i założyłam aparat na zęby, zaczęliśmy w końcu wyjeżdżać na urlopy i wtedy znów musiałam mierzyć się z zarzutami że jestem skupioną na sobie egoistką i nie nadaję się na matkę...Czas zweryfikował prawdziwych przyjaciół i osoby które nas wspierają a nie tylko dołują. Ale się rozpisałam, wybaczcie:-)