reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Grudniowe mamy 2021

reklama
Cześć dziewczyny ;) Gratulacje dla tych wszystkich mam, które rozpakowały się troszkę wcześniej.
Ja z terminem na 19 grudnia "rozpakowałam się" nagłą cesarką 18 Listopada pod koniec 35tygodnia ze względu na stan przedrzucawkowy i całą masę innych problemów, które wyszły dosłownie "nagle".
I choć chciałabym napisać na szczęście jest wszystko dobrze, tak niestety nie jest u nas zbyt kolorowo :(
Ojej. A możesz napisać co się dzieje ?
Niestety nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć :(
 
Ojej. A możesz napisać co się dzieje ?
Niestety nie jesteśmy w stanie wszystkiego przewidzieć :(
Do szpitala zgłosiłam się 16 Listopada sama, ponieważ zaniepokoiły mnie dość mocno opuchnięte dłonie poprzedniej nocy. Zmierzyłam więc ciśnienie które pokazało 146\106 jako, że była noc to stwierdziłam poczekam do rana. Niestety ciśnienie dalej skakało następnego dnia , więc już nie zwlekając poszłam na IP gdzie od razu przyjęto mnie na oddział. Lekami udało się ciśnienie zabić, została zlecona próba 12godzinna na białko w moczu. Miałam też wykonane usg tego samego dnia i lekarz nie stwierdził, żadnych nieprawidłowości. Waga dziecka wyszła ok 2400, ilość wód prawidłowa. Więc w sumie nie miałam aż takich podstaw do niepokoju, chociaż przez całą ciąże miałam nie leczone nadciśnienie jak wskakuje na to karta ciąży. 17 czekałam więc głównie na wyniki, ktg wychodziło dobrze nic się nie działo pomyślałam nawet, że pewnie jak wyniki będą dobre to jeszcze puszczą mnie do domu. I niestety po godzinie 23 do sali weszła pielęgniarka informując mnie, żebym była na czczo nie tłumacząc nic więcej. Więc ogólnie przestraszona i zdenerwowana poszłam dowiedzieć się co się nagle stało. Z lekarzem nie było możliwości się zobaczyć, więc jedynie ta sama pielęgniarka poinformowała mnie że przyszły moje wyniki białko jest mocno podwyższone i być może rano lekarze zdecydują o zakończeniu ciąży. (a teraz niech się już pani kładzie spać bo jutro czekać może panią bardzo ciężki dzień)
I nagle wszystko przestało być "Dobrze".
18 od 6 czekałam na wizytę jak na szpilkach. Zlecono usg na którym zamarłam. Z "wszystko jest w porządku" co słyszałam w sumie przez całą ciąże nagle usłyszałam, że dziecko jest za małe jak na ten tydzień ciąży, nie ma nawet 2kg więc nie rozwija się prawidłowo, a do tego jest małowodzie. Nogi się pode mną ugieły. Ledwie wróciłam na salę jak zaraz dostałam informację od lekarza, że cesarka na zaraz już i idziemy na trakt. Nie miałam nawet czasu ani możliwości, ściągnąć męża.
I tak przyszedł na świat mój synek. 1910g 46 cm.
Maleńki i drobny. Z początku problemy były z oddychaniem, wpierw podłączyli go pod cpap, później jednak pod respirator a następnie znów pod cpap na szczęście na krótko bo dzielnie zaczął sobie dawać radę i drugiego już dnia oddychał samodzielnie. Doszła infekcja, która też udało się utrzymać w ryzach. I było całkiem nieźle, aż do niedzieli. Pani neonatolog przyszła mówiąc mi, że dziecko ma problem z brzuszkiem i jelitka nie podjęły jeszcze pracy. Podsunęła mi papiery do podpisania zgoda na przewiezienie dziecka do innego szpitala i zgoda na operacje. Poszła również telefonicznie się skonsultować z chirurgiem w drugim szpitalu. Znów czekanie na decyzje. Okazało się jednak, że drugi szpital nie przyjmie dziecka ponieważ dla nich jest to jeszcze przypadek nieoperacyjny i w sumie to czekamy i obserwujemy. Szlag mnie trafił na miejscu bo jak to czekamy? Na co? Ostatecznie po dłuższej rozmowie z lekarzem, jednak udało się przyjęcie małemu załatwić. Wieczorem został karetką przewieziony, a dnia następnego zapadła decyzja o operacji. Mnie na szczęście również wypisali, więc od razu z jednego szpitala pojechałam do drugiego. Nerwy i stres na szczęście wszystko się udało. Pozwolili mi go na chwilę zobaczyć po zabiegu. Wróciłam do domu. Niestety w szpitalu zapadła decyzja o braku odwiedzin ponieważ to oddział intensywnej terapii, więc wieści tylko telefonicznie. Póki co jest stabilnie, malutki sobie radzi dochodzi do siebie, ale jeszcze bardzo długa droga przed nami ;( ;(
Jutro będzie miał trzy tygodnie, a ja nie miałam jeszcze możliwości ani razu żeby go przytulić. Jest mi okropnie ciężko.
 
Cześć dziewczyny ;) Gratulacje dla tych wszystkich mam, które rozpakowały się troszkę wcześniej.
Ja z terminem na 19 grudnia "rozpakowałam się" nagłą cesarką 18 Listopada pod koniec 35tygodnia ze względu na stan przedrzucawkowy i całą masę innych problemów, które wyszły dosłownie "nagle".
I choć chciałabym napisać na szczęście jest wszystko dobrze, tak niestety nie jest u nas zbyt kolorowo :(
Bardzo mi przykro że u Was ciężki start 😥 mam nadzieję że mimo wszytko z widokami na lepsze. Pozdrawiam ciepło ❤️ zdrówka dla was i miłości!
 
Cześć Dziewczyny,
Mam pytanie. Czy którejś z Was utrzymywał się ból podbrzusza po badaniu ginekologicznym? Jestem od dzisiaj na oddziale i zafundowano mi dość bolesne badanie, lekarz tak się „nagrzebał” że miałam wrażenie jakby mi jakieś tkanki miażdżył, a potem wyjął cały zakrwawiony palec i oczywiście powiedział, że to normalne.
Chodzę do ginekologa regularnie i nigdy nie miałam czegoś takiego. Już w trakcie badania zwróciłam mu uwagę, że proszę lżej, ale jedynie usłyszałam, że tak ma być. Od dwóch godzin pobolewa mnie podbrzusze i mam uczycie jakby drętwiało mi krocze.
Jestem teraz 37+4 i obawiam się, czy nie chciał sobie czegoś przyspieszyć tym badaniem.
 
Do szpitala zgłosiłam się 16 Listopada sama, ponieważ zaniepokoiły mnie dość mocno opuchnięte dłonie poprzedniej nocy. Zmierzyłam więc ciśnienie które pokazało 146\106 jako, że była noc to stwierdziłam poczekam do rana. Niestety ciśnienie dalej skakało następnego dnia , więc już nie zwlekając poszłam na IP gdzie od razu przyjęto mnie na oddział. Lekami udało się ciśnienie zabić, została zlecona próba 12godzinna na białko w moczu. Miałam też wykonane usg tego samego dnia i lekarz nie stwierdził, żadnych nieprawidłowości. Waga dziecka wyszła ok 2400, ilość wód prawidłowa. Więc w sumie nie miałam aż takich podstaw do niepokoju, chociaż przez całą ciąże miałam nie leczone nadciśnienie jak wskakuje na to karta ciąży. 17 czekałam więc głównie na wyniki, ktg wychodziło dobrze nic się nie działo pomyślałam nawet, że pewnie jak wyniki będą dobre to jeszcze puszczą mnie do domu. I niestety po godzinie 23 do sali weszła pielęgniarka informując mnie, żebym była na czczo nie tłumacząc nic więcej. Więc ogólnie przestraszona i zdenerwowana poszłam dowiedzieć się co się nagle stało. Z lekarzem nie było możliwości się zobaczyć, więc jedynie ta sama pielęgniarka poinformowała mnie że przyszły moje wyniki białko jest mocno podwyższone i być może rano lekarze zdecydują o zakończeniu ciąży. (a teraz niech się już pani kładzie spać bo jutro czekać może panią bardzo ciężki dzień)
I nagle wszystko przestało być "Dobrze".
18 od 6 czekałam na wizytę jak na szpilkach. Zlecono usg na którym zamarłam. Z "wszystko jest w porządku" co słyszałam w sumie przez całą ciąże nagle usłyszałam, że dziecko jest za małe jak na ten tydzień ciąży, nie ma nawet 2kg więc nie rozwija się prawidłowo, a do tego jest małowodzie. Nogi się pode mną ugieły. Ledwie wróciłam na salę jak zaraz dostałam informację od lekarza, że cesarka na zaraz już i idziemy na trakt. Nie miałam nawet czasu ani możliwości, ściągnąć męża.
I tak przyszedł na świat mój synek. 1910g 46 cm.
Maleńki i drobny. Z początku problemy były z oddychaniem, wpierw podłączyli go pod cpap, później jednak pod respirator a następnie znów pod cpap na szczęście na krótko bo dzielnie zaczął sobie dawać radę i drugiego już dnia oddychał samodzielnie. Doszła infekcja, która też udało się utrzymać w ryzach. I było całkiem nieźle, aż do niedzieli. Pani neonatolog przyszła mówiąc mi, że dziecko ma problem z brzuszkiem i jelitka nie podjęły jeszcze pracy. Podsunęła mi papiery do podpisania zgoda na przewiezienie dziecka do innego szpitala i zgoda na operacje. Poszła również telefonicznie się skonsultować z chirurgiem w drugim szpitalu. Znów czekanie na decyzje. Okazało się jednak, że drugi szpital nie przyjmie dziecka ponieważ dla nich jest to jeszcze przypadek nieoperacyjny i w sumie to czekamy i obserwujemy. Szlag mnie trafił na miejscu bo jak to czekamy? Na co? Ostatecznie po dłuższej rozmowie z lekarzem, jednak udało się przyjęcie małemu załatwić. Wieczorem został karetką przewieziony, a dnia następnego zapadła decyzja o operacji. Mnie na szczęście również wypisali, więc od razu z jednego szpitala pojechałam do drugiego. Nerwy i stres na szczęście wszystko się udało. Pozwolili mi go na chwilę zobaczyć po zabiegu. Wróciłam do domu. Niestety w szpitalu zapadła decyzja o braku odwiedzin ponieważ to oddział intensywnej terapii, więc wieści tylko telefonicznie. Póki co jest stabilnie, malutki sobie radzi dochodzi do siebie, ale jeszcze bardzo długa droga przed nami ;( ;(
Jutro będzie miał trzy tygodnie, a ja nie miałam jeszcze możliwości ani razu żeby go przytulić. Jest mi okropnie ciężko.
Nie potrafię sobie wyobrazić nawet tego co Ty czujesz. Bądź silna! Wszystko będzie dobrze. Jeszcze trochę i będziesz tulić swojego syna!
 
@Neliel Cos strasznego co musiała przeżyć 😕😳 Bardzo Ci współczuje, przeraziłam się czytając Twoja wypowiedz. Nie wyobrażam sobie co musieliście czuć z mężem 😕
Wcześniejsze badania kontrolne nie wykazywały, ze mały jest za malutki jak ja tc oraz zbyt mała ilość wod płodowych ?
Miałaś cała ciąże nieleczone nadciśnienie, co to znaczy ? Miałaś przez cała ciąże tak wysokie i lekarz to olał czy jak? 😕
 
Cześć Dziewczyny,
Mam pytanie. Czy którejś z Was utrzymywał się ból podbrzusza po badaniu ginekologicznym? Jestem od dzisiaj na oddziale i zafundowano mi dość bolesne badanie, lekarz tak się „nagrzebał” że miałam wrażenie jakby mi jakieś tkanki miażdżył, a potem wyjął cały zakrwawiony palec i oczywiście powiedział, że to normalne.
Chodzę do ginekologa regularnie i nigdy nie miałam czegoś takiego. Już w trakcie badania zwróciłam mu uwagę, że proszę lżej, ale jedynie usłyszałam, że tak ma być. Od dwóch godzin pobolewa mnie podbrzusze i mam uczycie jakby drętwiało mi krocze.
Jestem teraz 37+4 i obawiam się, czy nie chciał sobie czegoś przyspieszyć tym badaniem.
Mnie badali podobnie jak leżałam na oddziale, coś strasznego 😩 Również bolało mnie podbrzusze jak na okres, dodatkowo lekko brudzilam na brązowo wiec pewnie szyjkę trochę podrażnili (co jest normalne, ona teraz jest bardzo ukrwiona, wrażliwa itp.). Ja nie zauważyłam, żeby po badaniu lekarz miał palec we krwi - ale nie patrzyłam, bo podczas badania w moje krocze gapilo
Się 6 osób i nie chciałam patrzeć w ich stronę 🤦‍♀️
A dlaczego leżysz w szpitalu ?
 
Do szpitala zgłosiłam się 16 Listopada sama, ponieważ zaniepokoiły mnie dość mocno opuchnięte dłonie poprzedniej nocy. Zmierzyłam więc ciśnienie które pokazało 146\106 jako, że była noc to stwierdziłam poczekam do rana. Niestety ciśnienie dalej skakało następnego dnia , więc już nie zwlekając poszłam na IP gdzie od razu przyjęto mnie na oddział. Lekami udało się ciśnienie zabić, została zlecona próba 12godzinna na białko w moczu. Miałam też wykonane usg tego samego dnia i lekarz nie stwierdził, żadnych nieprawidłowości. Waga dziecka wyszła ok 2400, ilość wód prawidłowa. Więc w sumie nie miałam aż takich podstaw do niepokoju, chociaż przez całą ciąże miałam nie leczone nadciśnienie jak wskakuje na to karta ciąży. 17 czekałam więc głównie na wyniki, ktg wychodziło dobrze nic się nie działo pomyślałam nawet, że pewnie jak wyniki będą dobre to jeszcze puszczą mnie do domu. I niestety po godzinie 23 do sali weszła pielęgniarka informując mnie, żebym była na czczo nie tłumacząc nic więcej. Więc ogólnie przestraszona i zdenerwowana poszłam dowiedzieć się co się nagle stało. Z lekarzem nie było możliwości się zobaczyć, więc jedynie ta sama pielęgniarka poinformowała mnie że przyszły moje wyniki białko jest mocno podwyższone i być może rano lekarze zdecydują o zakończeniu ciąży. (a teraz niech się już pani kładzie spać bo jutro czekać może panią bardzo ciężki dzień)
I nagle wszystko przestało być "Dobrze".
18 od 6 czekałam na wizytę jak na szpilkach. Zlecono usg na którym zamarłam. Z "wszystko jest w porządku" co słyszałam w sumie przez całą ciąże nagle usłyszałam, że dziecko jest za małe jak na ten tydzień ciąży, nie ma nawet 2kg więc nie rozwija się prawidłowo, a do tego jest małowodzie. Nogi się pode mną ugieły. Ledwie wróciłam na salę jak zaraz dostałam informację od lekarza, że cesarka na zaraz już i idziemy na trakt. Nie miałam nawet czasu ani możliwości, ściągnąć męża.
I tak przyszedł na świat mój synek. 1910g 46 cm.
Maleńki i drobny. Z początku problemy były z oddychaniem, wpierw podłączyli go pod cpap, później jednak pod respirator a następnie znów pod cpap na szczęście na krótko bo dzielnie zaczął sobie dawać radę i drugiego już dnia oddychał samodzielnie. Doszła infekcja, która też udało się utrzymać w ryzach. I było całkiem nieźle, aż do niedzieli. Pani neonatolog przyszła mówiąc mi, że dziecko ma problem z brzuszkiem i jelitka nie podjęły jeszcze pracy. Podsunęła mi papiery do podpisania zgoda na przewiezienie dziecka do innego szpitala i zgoda na operacje. Poszła również telefonicznie się skonsultować z chirurgiem w drugim szpitalu. Znów czekanie na decyzje. Okazało się jednak, że drugi szpital nie przyjmie dziecka ponieważ dla nich jest to jeszcze przypadek nieoperacyjny i w sumie to czekamy i obserwujemy. Szlag mnie trafił na miejscu bo jak to czekamy? Na co? Ostatecznie po dłuższej rozmowie z lekarzem, jednak udało się przyjęcie małemu załatwić. Wieczorem został karetką przewieziony, a dnia następnego zapadła decyzja o operacji. Mnie na szczęście również wypisali, więc od razu z jednego szpitala pojechałam do drugiego. Nerwy i stres na szczęście wszystko się udało. Pozwolili mi go na chwilę zobaczyć po zabiegu. Wróciłam do domu. Niestety w szpitalu zapadła decyzja o braku odwiedzin ponieważ to oddział intensywnej terapii, więc wieści tylko telefonicznie. Póki co jest stabilnie, malutki sobie radzi dochodzi do siebie, ale jeszcze bardzo długa droga przed nami ;( ;(
Jutro będzie miał trzy tygodnie, a ja nie miałam jeszcze możliwości ani razu żeby go przytulić. Jest mi okropnie ciężko.
Jejku tak strasznie mi przykro... Tyle musieliście przeżyć a jeszcze troszkę przez Wami. Ale Twój maluszek jest bardzo dzielny j na pewno wszystko będzie dobrze ❤️
Ku pokrzepieniu powiem Ci że ja też jestem wcześniakiem (waga 1900, 32tc), 30 lat temu medycyna nie była tak rozwinięta , też występowały różne problemy.
Trzymajcie się dzielnie. Jak znajdziesz czas i ochotę to pisz do nas.
 
reklama
Mnie badali podobnie jak leżałam na oddziale, coś strasznego 😩 Również bolało mnie podbrzusze jak na okres, dodatkowo lekko brudzilam na brązowo wiec pewnie szyjkę trochę podrażnili (co jest normalne, ona teraz jest bardzo ukrwiona, wrażliwa itp.). Ja nie zauważyłam, żeby po badaniu lekarz miał palec we krwi - ale nie patrzyłam, bo podczas badania w moje krocze gapilo
Się 6 osób i nie chciałam patrzeć w ich stronę 🤦‍♀️
A dlaczego leżysz w szpitalu ?
Dodam, ze czasami tez jak chodziłam do swojego na kontrole to po badaniu szyjki również bolało mnie podbrzusze - mimo iż gin starał się być delikatny. To zależało na jaki dzień trafiłam z wizytą, bo już od rana wiedziałam czy po badaniu będzie mnie bolało czy nie.
 
Do góry