W 7 minut od przyjęcia do porodówki???? Wow, no to pod tym względem Opole ma się czego uczyc. Z Antkiem też przyjechałam ze skurczami jak diabli i 40 minut papierologii mnie nie minęło. A dalej? Hm, na rodzenie dzieci w Opolu to ja narzeka nie mogę- może wiele zależy od nastawienia. Tym razem uparłam się , żeby rodzic naturalnie, więc dano mi taką szansę patrząc na mnie jakoś tak dziwacznie, no bo może miec cesarkę od ręki a nie chce...Ale po 2 godzinach pod ktg przyszedł dr. Mączka( fan cesarek) i stoickim , miłym głosem tak do mnie przemówił: Pani ma straszne skurcze, co minutę, boli Panią bardzo. Ale rozwarcie na 2 cm, i pomóc tu nie bardzo możemy bo oksytacyny Pani nie podłączymy( zbyt maly odstęp czasu od ostatniej cesarki). Więc za chwilę odeślemy Panią na patologię, tam Pani pomęczy się 12 lub 24 godziny i albo coś ruszy ale będzie Pani tak zmęczona , że się skończy cesarką, albo nie ruszy i zrobimy cc obligatoryjnie, bo dziecko będzie zmęczone. A ja mam godzinkę do konca dużuru i chciałbym Panią pokroic teraz, żeby oszczędzic bolu Pani, maluszkowi i mojemu koledze który po mnie przyjdzie a cesarek nie znosi.
No powiem Wam szczerze ze po tych 2 godzinach pod ktg słowa Pana doktorka brzmiały jak surmy anielskie.
A potem poszło standardowo, szybka i sprawna cesarka, przesympatyczne położne i antestezjolog, troskliwa opieka na pooperacyjnej, nawet za bardzo troskliwa w stosunku do mnie opieka na noworodkowym ( bo ja się świetnie czułam a one kazały odpoczywać i zabrały małego). To było drugie dziecko więc większej pomocy czy rady nie potrzebowałam , ale położne naprawdę bardzo się starały. Wiadomo, że było ich aż 2 na nocce na 17 noworodków, więc nie były na każde skinienie, ale żadna nieprzyjemnośc mnie nie spotkała.
Miałam możliwośc rodzenia w Strzelcach, moja koleżanka tam pracuje jako położna. I pomimo kuszących komfortowych warunków nie zdecydowałam się. Bo niezależnie od różnych plotek krążących o Opolu, to jednak Opole ma wysoki stopień referencyjności , a w porodzie nie chodzi tylko o mój komfort ale przede wszystkim o bezpieczeństwo dziecka. A przy przejazdach z komplikacjami ze Strzelec czy Krapkowic liczy się każda minuta.
I na koniec anegdota z dzisiaj. Wracam z Hanką z rehabilitacji autobusem nr 3, na przeciwko mnie siedzi położna z noworodkowego. Jakoś głupio mi było zagada, ale moje dziecię nie zna wstydu więc zaczęło zaczepiac. Pani się uśmiechnęła, pogadała z Hanką a potem mnie zapytała " a Trolik dalej tyle je , czy już przystopował?". Zatkało mnie. Antoś był niewiarygodnie brzydki jak się urodził i dałyśmy mu z położnymi ksywkę Trolik. I rzeczywiście żarł jak durny. Zawsze myślałam, że na porodówce i noworodkach to przerób jak w masarni... do głowy nie przyszłoby mi , że obca położna zapamięta...
Może tylko nam się wydaje, że traktują nas jak kupę mięsa?