Zgadzam się, a dodatkowo rodzice zrzucają winę na szkołę, a szkoła na rodziców i tak każdy umywa ręce od problemu.
Ja uważam, że należy postępować w myśl zasady "Myśl globalnie, działaj lokalnie" - czyli zacząć od siebie. Nie da się wpłynąć na rzeczywistość i na innych ludzi, ale wystarczy, aby każdy zatroszczył się o siebie i o swoje dziecko i włożył swój mały wkład w ogólną poprawę sytuacji. Cóż, jestem idealistką;-)
Jakby na to nie patrzeć ja uważam, że czasy zawsze są złe dla żyjącego w nich pokolenia, ale że w każdej rzeczywistości można się odnaleźć, bo w końcu istnieją wartości uniwersalne.
Popieram to, o czym piszesz - uważam, że trzeba kształtować w dziecku otwarty umysł i przede wszystkim wpajać wiedzę.
Mnie tak wychowywali rodzice - nigdy nie mówili mi co mam zrobić, nawet jeśli tego oczekiwałam, tylko wskazywali różne drogi i wynikające z nich konsekwencje. A ja dokonywałam wyboru sama. A jednocześnie nakreślali obraz świata, w którym żyją różni ludzie i wyjaśniali dlaczego tak jest. Dzięki temu nigdy nie miałam problemu z akceptacją innych osób ani siebie samej i potrafiłam bronić się rozsądnymi argumentami jeśli była taka potrzeba.
No i to, o czym już pisałyście - własny przykład. Wydaje mi się, że niektórzy rodzice wierzą, iż wystarczy samo prawienie kazań, a nie zauważają, że ich własny sposób postępowania przeczy wpajanym regułom. Nie możemy oczekiwać, że nasze dziecko będzie dobre, prawe i uczciwe, jeżeli sami w domu porozumiewamy się krzykiem, upokarzamy się w kłótniach, nie potrafimy znaleźć kompromisu, wybaczać i do tego obgadujemy koleżankę. Niby oczywiste, ale jak łatwo o tym zapomnieć, albo wmówić sobie, że dzieci tego nie widzą...