zuzkus, u mnie mimo wszystko przygotowania do świąt w pełni. prezenty kupione, sprzątanie, gotowanie.. Gody, Yule, dni ognia. i Boże Narodzenie, przecież piękne i wpisane od wieków w tradycję. nazwy są drugorzędne zresztą. jest czas świąt, czas zmian, odchodzenia starego i przygotowania sie na nowe. oby lepsze.
nie nadrobię kobitki, wpadam na bb na chwilę tylko, ale nie mam zwykle czasu poczytać. może jakoś będzie lepiej, póki co albo mnie nie było, wyjazd, albo się uwikłałam w jakieś dziwne myśli. no mniejsza z tym. może na @ wpadnę, ale to nie dziś.
a jeśli pytacie o obyczaje związane ze świętami fragment mojego artykułu. całości nie kopiuję, bo dalej jest o polityce;-)
Czas grudniowy jest magicznym od tysięcy lat. Także na ziemiach zamieszkanych przez Słowian był okresem szczególnie ważnym, niezwykłym z wielu względów. W te dni blisko naszym przodkom było do duchów tych, co odeszli, łatwiej było nawiązać kontakt z zaświatami, posiąść niedostępną na co dzień wiedzę. Dopełniał się czas, odchodziło to co stare, zaczynał się nowy rok, tak wegetacyjny, jak i obrzędowy. Bóg Swaróg znów panował nad światem, po zimowym przesileniu przybywało dnia i już można było odliczać chwile gdy ustąpi córka Welesa, Marzanna. Odradzała się nadzieja.
Ludziska wróżyli sobie, bogowie byli bowiem bardziej niż zwykle skłonni oświetlić im drogę, czego echa zachowały się do dziś w postaci zabaw w wigilie dni świętych Katarzyny, Andrzeja, Łucji. Na cmentarzach palono ognie i ucztowano, który to zwyczaj z czasem przeniósł się pod strzechy. Tam też, w dawnych słowiańskich izbach, pojawiły się snopy zbóż, którymi opiekowano się aż do wiosny, kiedy to pochodzące z nich ziarna miały zapaść w glebę podczas pierwszego siewu, jako gwarancja urodzaju. Zanim to jednak nastąpiło z czcią ozdabiano wiechcie jabłkami, orzechami, jakie i dziś goszczą na naszych choinkach.
Choinkach, które zawędrowały na polskie ziemie późno, bo pod koniec XVIII stulecia wraz z falą protestantów z Niemiec, zastępując zboża i podłaźniczki, zdobione gałęzie drzew iglastych wieszane u powały. Dziś niekiedy pojawiają się one jako element dekoracyjny, lecz nie jedyny, a dodatkowy, obok bożonarodzeniowego drzewka. Jednak wciąż pod obrus wędruje w wielu domach siano – tyle, że nie na pamiątkę dawnych obrzędów naszych dziadów, a sianka z jezusowego posłania w żłobie. Bo o tym, że słoma była swoistym przejściem pomiędzy dwoma światami, mało kto już wie.
Tak jak i o tym, że gdy na stół trafiają potrawy z maku to echo tego, że ta rytualna roślina o właściwościach halucynogennych była dla dawnych Słowian istotnym łącznikiem ze światem duchów, podobnie jak grzyby czy miód, a ryby to pradawny symbol życia. Nie mówi się też dzisiaj, że dwanaście potraw na wigilijnej uczcie to pamiątka po przodkach, którzy tak czcili dwanaście miesięcy roku, a nie Apostołów.
A dokonywali tego w czas zimowego przesilenia, w Szczodre Gody, przypadające na 21-22 dzień grudnia, która to data bliska była świętom obchodzonym w dawnym Rzymie – dniu narodzin boga słońca Mitry czy Sol Invictus. Ten dzień, 25 dzień grudnia, został uznany przez cesarza Konstantyna, chcącego pogodzić wyznawców różnych religii, za święto narodzin Jedynego Boga. Mimo, że jeszcze w III wieku obchodzono je 6 stycznia.
Tak oto polityka pogodziła obyczaje, wpisując się i w kalendarz i obrzędowość słowiańską. Bogatsze o tyle, że w Rzymie nie śpiewano kolęd. To na naszych ziemiach w noc Zimowego Staniasłońca radosna pieśń zwana właśnie kolędą, czcząca nowy rok, rozbrzmiewała w osadach, a przebrani za dziwne stwory kolędnicy czekali na datki. O co było nietrudno, gdyż w ten czas obdarowywano się chętnie prezentami, szczodrakami zwanymi, co do dziś czynimy, jak nasi pradziadowie, w wigilijny wieczór.
Choć dawne zwyczaje dostały nowe nazwy, choć nikt nie obchodzi już domów z figurą symbolizującą odrodzone słońce, a zastąpiła ją mniej zrozumiała betlejemska gwiazda z jasełek, to obrzędy dawnych Słowian przetrwały w formie niemal nie zmienionej do dziś. Określane innymi mianami, mające nową symbolikę są przecież tymi samymi rytuałami. Odprawianymi w tym samym celu – by uczcić odradzającego się Boga.