B
Buziasia
Gość
Chciałam opisać tu moja historie z tą chorobą. Dlaczego? By nikt nie miał wątpliwości ze to poważna i niebezpieczna choroba, ze z nią nie można walczyć samemu, a przede wszystkim ze można ja pokonać! W moim życiu zbiegło się wiele wydarzeń, które nałożyły się na siebie nie dając mi szansy cieszenia się z pierwszych chwil dni miesięcy macierzyństwa. Czułam wstręt do siebie męża rodziny i niestety do dziecka. Brnęłam w pułapkę, która nakręcała kolo dola tzn. nie robiłam nic a potem byłam zła na siebie ze nic nie robie i jak nic nie robie to jestem beznadziejna itd. Po kolejnej awanturze, w której obwiniałam siebie o wszystko a mąż stal nade mną i kazał wziąć mi się w garść podjęłam decyzje o leczeniu. Wizyta była okropna, ale oczyszczająca wylałam z siebie wszystko do dna, czego nie chciałam nie mogłam powiedzieć nikomu. Pierwsze dni były cudowne zaczęłam się śmiać. Śmiać się do tego stopnia ze bolały mnie mięsnie twarzy tak dawno nieużywane. Kolejne dni i podnosiłam się wyżej zaczęłam działać. Teraz jest super. Zostało mi kilka miesięcy terapii i mam nadzieje ze tym razem DAM RADE, bo mam już sile i chęć ZYC. Jeśli jest wśród was ktoś, kto czuje się źle czy ma wrażenie ze jest na jakimś zakręcie itp. PAMIETAJCIE można wszystko pokonać.