Cześć Kochane Mamy i przyszłe Mamy
Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie miłe słowa, komentarze i wsparcie. Jest to teraz na pewno niezastąpione...
W rodzinie sytuacja się nie poprawiła, jest bez zmian czyli kobiety nie mają nic do gadania, więc i ja też. Z Tatą nadal nie rozmawiam, ale co mnie najbardziej zawsze dziwi, że to naprawdę bardzo mądry człowiek, mocno doświadczony przez życie, a robi takie głupstwa... Nie potrafi rozmawiać z własnymi dziećmi, ze swoimi klientami potrafi natomiast doskonale. Widać taki już jest i chyba po prostu muszę to przyjąć do wiadomości.
Przez parę ostatnich dni rozmawiałam sama ze sobą o tym w czym tak naprawdę tkwi problem. Pomyślałam nawet, że pójdę do psychologa, ale to jeszcze nie ten czas. Mam gdzieś w sobie iskierkę, że poradzę sobie sama, że muszę się najpierw dogadać ze sobą. Wczoraj był cudowny dzień, ostatni tydzień w sumie nie był najgorszy, nawet się śmiałam. Dzisiaj wieczorem jak nie mogłam zasnąć z natłoku myśli to najpierw ułożyłam 500 sztuk puzzli w niecałe 2h (nie były łatwe ;P ) a potem próbowałam zasnąć i nic. Wtedy przychodzą najgorsze myśli... Jakoś zasnęłam przy pomocy dżdżownicy i narzeczonego. Dżdżownica to ta wielka poducha dla ciężarnych w kształcie litery C - przeboska! Nagroda temu kto to wymyślił!
Poranki też nie są proste. Dzisiaj wstałam o 10. Parę osób pisało o tym abym wzięła chorobowe. No cóż... na razie oficjalnie nie mogę, bo do końca stycznia muszę płacić ogromny ZUS, aby potem mieć więcej macierzyńskiego. Ze swoją działalnością mam o tyle dobrze, że jestem sama sobie szefem - dzisiaj np pracuję w piżamie i mam zamiar chodzić w piżamie cały dzień. A co, bo tak! Ale wracając do poranków... one są chyba najtrudniejsze. Wtedy nie mam siły psychicznej na nic, wstaję późno, bo jestem niewyspana ciągle i wtedy nadciąga pierwszy, codzienny dylemat - co zjeść na śniadanie? Niestety w ciąży mam problem z jedzeniem - nie mam zachcianek, wręcz przeciwnie, mój organizm nie wie co chce zjeść. Umilam sobie życie jak się tylko da, ale wczoraj np zjadłam 2 śniadanie i od razu wylądowałam z głową w muszli. Widać Dzidzia nie lubi jogurtu brzoskwiniowego i kolorowych kanapek, a przynajmniej wczoraj jej/jemu się nie podobały.
Łapię się na momentach kiedy się zawieszam, kiedy bezczelnie tracę czas na głupoty i jestem wtedy na siebie zła. Przed ciążą byłam bardzo aktywna, wszędzie mnie było pełno, a teraz... teraz muszę odpoczywać. Okazało się, że znacznie skraca mi się szyjka macicy i muszę uważać, niedługo mam kontrolę i lekarz uprzedził mnie, że skończy się na pessarze. Więc odpoczywam fizycznie, a psychicznie mnie trafia...
Jak sobie umilacie chwile, kiedy jest Wam ciężko?
Co wtedy robicie?
Co z tym jedzeniem - jak jeść normalnie, bez fochów?
Jak nie oszaleć...
Pozdrowienia Babeczki
ps. Brzuchol przyjął fazę wzrostu, w końcu ;P to już w końcu prawie 18 tydzień, więc chyba wypada, aby było widać brzuszek ;P
Dziękuję Wam serdecznie za wszystkie miłe słowa, komentarze i wsparcie. Jest to teraz na pewno niezastąpione...
W rodzinie sytuacja się nie poprawiła, jest bez zmian czyli kobiety nie mają nic do gadania, więc i ja też. Z Tatą nadal nie rozmawiam, ale co mnie najbardziej zawsze dziwi, że to naprawdę bardzo mądry człowiek, mocno doświadczony przez życie, a robi takie głupstwa... Nie potrafi rozmawiać z własnymi dziećmi, ze swoimi klientami potrafi natomiast doskonale. Widać taki już jest i chyba po prostu muszę to przyjąć do wiadomości.
Przez parę ostatnich dni rozmawiałam sama ze sobą o tym w czym tak naprawdę tkwi problem. Pomyślałam nawet, że pójdę do psychologa, ale to jeszcze nie ten czas. Mam gdzieś w sobie iskierkę, że poradzę sobie sama, że muszę się najpierw dogadać ze sobą. Wczoraj był cudowny dzień, ostatni tydzień w sumie nie był najgorszy, nawet się śmiałam. Dzisiaj wieczorem jak nie mogłam zasnąć z natłoku myśli to najpierw ułożyłam 500 sztuk puzzli w niecałe 2h (nie były łatwe ;P ) a potem próbowałam zasnąć i nic. Wtedy przychodzą najgorsze myśli... Jakoś zasnęłam przy pomocy dżdżownicy i narzeczonego. Dżdżownica to ta wielka poducha dla ciężarnych w kształcie litery C - przeboska! Nagroda temu kto to wymyślił!
Poranki też nie są proste. Dzisiaj wstałam o 10. Parę osób pisało o tym abym wzięła chorobowe. No cóż... na razie oficjalnie nie mogę, bo do końca stycznia muszę płacić ogromny ZUS, aby potem mieć więcej macierzyńskiego. Ze swoją działalnością mam o tyle dobrze, że jestem sama sobie szefem - dzisiaj np pracuję w piżamie i mam zamiar chodzić w piżamie cały dzień. A co, bo tak! Ale wracając do poranków... one są chyba najtrudniejsze. Wtedy nie mam siły psychicznej na nic, wstaję późno, bo jestem niewyspana ciągle i wtedy nadciąga pierwszy, codzienny dylemat - co zjeść na śniadanie? Niestety w ciąży mam problem z jedzeniem - nie mam zachcianek, wręcz przeciwnie, mój organizm nie wie co chce zjeść. Umilam sobie życie jak się tylko da, ale wczoraj np zjadłam 2 śniadanie i od razu wylądowałam z głową w muszli. Widać Dzidzia nie lubi jogurtu brzoskwiniowego i kolorowych kanapek, a przynajmniej wczoraj jej/jemu się nie podobały.
Łapię się na momentach kiedy się zawieszam, kiedy bezczelnie tracę czas na głupoty i jestem wtedy na siebie zła. Przed ciążą byłam bardzo aktywna, wszędzie mnie było pełno, a teraz... teraz muszę odpoczywać. Okazało się, że znacznie skraca mi się szyjka macicy i muszę uważać, niedługo mam kontrolę i lekarz uprzedził mnie, że skończy się na pessarze. Więc odpoczywam fizycznie, a psychicznie mnie trafia...
Jak sobie umilacie chwile, kiedy jest Wam ciężko?
Co wtedy robicie?
Co z tym jedzeniem - jak jeść normalnie, bez fochów?
Jak nie oszaleć...
Pozdrowienia Babeczki
ps. Brzuchol przyjął fazę wzrostu, w końcu ;P to już w końcu prawie 18 tydzień, więc chyba wypada, aby było widać brzuszek ;P