Nikt mi nie powie, że to takie dobre dla mamy i dziecka, jak są ze sobą cały czas od porodu. Bo matka jest zmęczona, obolała, hormony spadają, często dochodzi problem karmienia lub jakies problemy zdrowotne, a atmosfera w szpitalu sytuacji nie poprawia. Więc chyba lepiej, jak dzieci pobędą z pigułami przez te parę dni i wyjdą ze zdrową mamą, niż będą z nimi cały czas i skończy się to depresją.
Ja miałam depresję od drugiej doby po porodzie aż do mniej więcej połowy czwartego miesiąca życia Maksia. Ryczałam, bałam się siebie i dziecka, a do tego wspaniała rodzinka mojego męża wmawiała mi, że jestem przez to złą matką. Wiele czynników zebrało się na to, że wpadłam w depresję. Musiałabym tu duuuużo pisać, ale generalnie jest to wynik złego traktowania w szpitalu. Nie przez wszystkich. Raczej przez jednostki. Ale to wystarczy. Kiedy potrzebujesz najbardziej na świecie wsparcia, małej pomocy i dobrego słowa, przychodzi ci taka i mówi, że dziecko chore, ty musisz leżeć sama w izolatce i nie wolno ci wychodzić. A i nikt nie może wejść do ciebie. Jakby nie było tego systemu, to Maks leżałby na noworodkach, ja na położniczym z jakąś inną dziewczyną zapewne i już. Chodziłybyśmy wesoło odwiedzać nasze maluszki, zadowolone i wypoczęte, i nie stałoby się to, co się stało. Mogę powiedzieć, że opieszałość pewnych osób pracujących w szpitalu i wadliwy system doprowadziły do tego, że straciłam radość tak wyczekiwanego macierzyństwa. Przez długi czas czułam się zła, brzydziłam się sama sobą. Jasne, są kobiety, którym to pasuje, nie spać i mieć dziecko przy sobie i zniosa to bez zająknięcia. Ale nie ja i zdecydowana większość kobiet po ciężkich porodach (Maks miał 4,250kg, poród ok.9h, Aleks 4,850kg, poród 12h). O dziwo po urodzeniu Alusia już było lepiej. Może to też dlatego, że był w lepszym stanie, niż Maks, który rodził się dwa tygodnie po terminie.
Zwracam się teraz do autorki tematu. Jesteś wspaniałą mamą, która chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Nie chcesz się go pozbyć, tylko odpocząć, by kochać je jeszcze mocniej. Jesteś teraz w szpitalu, a już sama ta nazwa budzi dreszcze, a co dopiero przebywanie w nim. Lampy od naświetlań przy żółtaczce dodatkowo odbiorą ci siły, wierz mi. Miałam takie lampy w pokoju, jak Aleks był naświetlany przez 24h. Przy Maksie nie mogłam mieć lamp, bo miałam współlokatorkę. Ale lampa ta daje tak okropne światło, że osłabniesz. Będzie ci gorąco, będziesz sie słaniać na nogach, ale będziesz to znosić, bo kochasz swoje dziecko. A jeżeli ktoś to szanuje, to da ci od tego odpocząć. Nie od dziecka. Od tych lamp. Ono musi leżeć po nimi, ale ty nie. O ile więcej dziecko będzie miało z ciebie pożytku, jeżeli się chwilkę prześpisz! Wiem, co mówię. Mamy, które oddają dzieci na noc, czy nawet i na dzień, nie myślą tylko o swojej wygodzie. One zaraz wyjdą do domu. Tam już nie będzie komu oddać dziecka. Dlatego chcą odpocząć, bo po to leżą w tym cholernym szpitalu. Nie myśl, że jesteś wyrodną matką i nie daj sobie tego wmówić, bo to NIE PRAWDA!!! Ty to wiesz i tego się trzymaj. Zobaczysz, że w domu, nawet, jak nie będziesz spac po nocach, dziecko będzie niespokojne, to ty i tak będziesz spokojniejsza i silniejsza. Szpital to wysysacz energii. Opieka nad dzieckiem po tak wielkim wysiłku dodatkowo tej energii sporo odbiera. A kiedy coś idzie nie tak, coś staje się trochę bardziej skomplikowane, wtedy pojawia się depresja. I nie wstydź się tego, że w nią wpadasz. To nie twoja wina, tylko personelu medycznego, który do tego dopuścił. Kiedy urodził sie mój Aleks, a ja zaczęłam płakać, bo bolał mnie kręgosłup, przyszła pani doktor od dzieci i zaptyała, co się dzieje. Kiedy jej odpowiedziałam, zapytała, czy chcę, aby dziecko zostało na noc z położnymi, a ja w ten sposób będę mogła odpocząć. Bałam się oddać dziecko, bo znów nazwą mnie wyrodną matką itd. Wtedy ona zapytała, czy ja czasem nie mam takich właśnie myśli. Bo jeżeli tak, to ona zabiera maluszka i osobiście będzie o niego dbała, a rano mi go przywiezie. Bo mama z depresją to dziecko z depresją. A jej obowiązkiem jest wypisac dziecko w stanie idealnym. I rzeczywiście siedziała z nim prawie całą noc, poza chwilką, kiedy została wezwana na cesarkę. Skąd to wiem? Bo wyszłam w nocy sprawdzić, co się dzieje z Alusiem. Spał jak aniołek, a pani doktor wypełniała sobie karty. A położne? Następnej nocy, kiedy już mały był naświetlany, same zapytały, czy czasem nie lepiej by było, żebyśmy odpoczęły od lamp (leżałam z inną "żółtaczkową" mamą). Dlaczego tak nie mogło być przy Maksie, kiedy tej pomocy bardziej potrzebowałam? Tego nie wiem. Jak ten system jeszcze bardziej się zaostrzy, to obawiam się, że położnictwo będzie musiało zostac połączone z psychiatrią.
Rozpisałam się, może nieco nie na temat, ale przynajmniej się wyżaliłam ;P
Dziewczyny z deprechą, nie łamcie się. Płaczcie ile wlezie, przytulajcie swoje dzieci i nie bójcie się prosić, by ktoś się nimi zajął przez parę godzin. W końcu wszystkie kochamy nasze dzieciaczki. Nie dajcie sobie odebrać tej radości, jak mnie ją odebrano. Aż się teraz popłakałam, kurde
Ściskam mocno mocno autorkę tematu. Jakbyś chciała pogadać czy coś, to pisz na prv. Albo na gg, nie ważne. Ja mam bardzo grzeczne dzieci i kupę czasu, żeby gadać