Dziewczyny ja również jestem osobą wierzącą....i często się modlę tylko ja z Bogiem rozmawiam po swojemu, czyli mówię mu o co go proszę własnymi słowami.... i wiem że on jest ze mną... wiele razu dał mi do zrozumienia że jest i że czuwa.... Gdyby człowiek nie wierzył w Boga, jego wnętrze było by puste... Bynajmniej ja tak o tym myślę... Bo gdy przychodzi chwila załamania i łez.. modląc się człowiek odczuwa ulgę prawda? Nie da się tego opisać własnymi słowami, trzeba to przeżyć... Jadąc do szpitala rodząc syna w 43 tygodniu... płakałam całą drogę i się modliłam by mojemu dziecku nic nie było, żeby mu żaden lekarz krzywdy nie zrobił i tak się bałam bo nie czułam już ruchów dziecka...uwierzcie mi dziewczyny to była najgorsze doświadczenie jakie w życiu przeżyłam....i ta świadomość.. że dziecko jest pod twoim sercem ale ono nie kopie, nie rusza się!!! I gdy szybko zabrali mnie na stół operacyjny, w jednej ręce miałam kroplówki i ta ręka była przywiązana, usztywniona i gdy warzyły się losy mojego syna, czułam jak zina ręka trzyma mnie na dłoń... To nie była żadna siostra ani lekarz to była zimna, nie duża dłoń... Pamiętam to dokładnie...i nigdy nie zapomnę.... i gdy usłyszałam płacz swojego dziecka i jak lekarze powiedzieli, że duużżyyy chłopak, zaczęłam płakać ze szczęścia, i nie pamiętam w którym momencie zimna rączka puściła moją dłoń... Nie wiem kto to był...Bóg, Anioł czy może moja zmarła przyjaciółka? Ale miałam poczucie, spokoju i bezpieczeństwa....leki owszem też mi daly spokuj ale to był taki inny sopkuj, taki wewnętrzny i świadomość ze ktoś z tobą jest....;-)