Cześć Wam!
Jestem, wyszłam dzisiaj po południu ze szpitala, ale jest wielka kicha....
Nawet nie wiem jak Wam to napisać, nie doszło do laparoskopii, bo przy próbie intubacji mnie do znieczulenia ogólnego, doszło do krwawienia w przełyku, podobno próbował anestezjolog dwa razy i odpuścił, bo to zagrażało mojemu życiu i mnie wybudzono. Podobno można przez taki coś zejść z tego świata. Jak to usłyszałam po wybudzeniu, że nie było laparo, to mnie taka straszna rozpacz ogarnęła, płakałam i nie potrafiłam sie powstrzymać, jak to przecież tyle kobiet ma laparoskopię i nic się nie dzieje. Oczy mam do tej pory zapuchnięte od tego płaczu. Podobno tą intubację robią prawie na oślep, tak mi to ujął anestezjolog i widocznie mam albo za wąskie gardło albo w środku coś zwężone, albo coś nie tak poszło anstezjologowi, chociaż inny lekarz o tym anestezjologu wypowiadał się , że jest bardzo dobry i powiedział, że całe szczeście że on to robił, bo inaczej mogło się to dla mnie skończyć. Usłyszałam, też że w klinikach mają taki fibroskop, który pozwala anestezjologowi podpatrzeć jak tam jest w środku przełyku i w moim przypadku pewno to byłoby najlepsze, tylko skąd teraz znowu wziąć skierowanie do kliniki.
Powiem Wam, że ręce , nogi mi już opadły, czuję, sie tak niesprawiedliwie potraktowana przez los, bo po pierwsze tyle kobiet ma cesarki i nic się nie dzieje po, nie mają strasznych skutków, a u mnie są, tyle kobiet ma laparoskopię i nic się nie dzieję, a ja mogłam stracić życie w czasie tej laparo. Załamka po prostu..
Na razie nie będę się udzielać, muszę dojść do siebie, bo tyle nadziei, tyle trudu żeby to wszystko pozałatwiać i na nic, nie mam po prostu sił..
Dziękuję Wam za wszystkie słowa wsparcia, jesteście strasznie kochane
Niech Wam się wiedzie, i tym zaciążonym i staraczkom i tym jeszcze namyślającym się, i całej reszcie dziewczyn&&&&&&&&&&& za Was