ja bym poprostu nie ryzykowała czekając
no ale moze dlatego mam takie zdanie ze sama bedac w ciazy kilka razy lezałam na patologii, w tym pierwszy raz w 23tc, przyjechalam na ip bo bolał mnie brzuch, tak inaczej bolał, zadzwonilam do swojego gina i powiedzial ze to skurcze i ze mam jechac do szpitala, lekarka (kobieta o zgrozo) mnie zbadała tak ze mamo co nie spadłam z fotela tak bolało
i stwierdzila "boli pania brzuch? co sie dziwisz ma prawo bolec, przeciez w sobie cos tam masz"
nie zapomne tych słow to konca zycia bo to coś to byla moja córka! Pielegniarka zasugerowała ze moze usg a ta franca "a daj ty spokój, jakbym tak kazdej usg robiła to bym na dupie nie siadła przez cała noc"
Dała mi recepte na luteine i wygnała do domu. Najadłam sie nospy, magnesu i jakos dotrwałam do rana, rano znów do gina, ten znów kazał na szpital jechac, powiedzialam ze, a co jak mnie znów nie przyjma, powiedzial ze mam nie dac sie zbyc, ze jak mnie nie bede chcieli przyjac to mam im kazac wystawic zaswiadczenie ze wg nich ciaza nie jest zagrozona i nie wymahgam opieki lekarskiej. Pojechałam. Na izbie czekałam 4 godz. ale jak mnie zbadali to od razu pod kroplówke i leki przeciwskurczowe w kroplówkach, lezałam tam 10dni. Nie chce myslec nawet co by bylo jakbym stchórzyla i nie pojechala. Póxniej bylam jeszcze 2 razy, raz bo po przeprowadzce (nic nie dziwgałam ani nic) nie czulam ruchów, tylko takie słabe. Przyjał mnie na oddział mój gin, nie chcialam bo jak usłyszałam tętno to sie uspokoiłam ze ok ,ale On powiedzial ze to ze jest tetno to nie znaczy ze jest ok, ze trzeba usg, ktg 2-3 razy na dobe i ze na oddzial na kilka dni, ryczałam jak głupia bo znów szpital. Teraz z perspektywy czasu jestem mu wdzieczna ze nie bagatelizował, ze wolał sprawdzic bo troche sie na patologii naoglądałam nieszcześć i wiem jak czasami malutko brakuje by szczescie zamienilo sie w rozpacz.
Jedz i nie czekaj, lepiej 5 razy za duzo sprawdzic niz raz odpuscic i załować całe zycie