Dziewczyny jesteście wspaniałe. Wiedziałam, że na Was zawsze mogę liczyć.
Aga tak jak mówisz jest ciężko i na pewno nie zapomina się o takich rzeczach. Obecnie jestem na etapie płaczu jak w filmie ktoś rodzi dziecko (bo ja na razie zostałam pozbawiona tej możliwości), gdy ktoś umiera (poronienie, to śmierć mojego dziecka), ostatnio nawet poryczałam się gdy obejrzałam nową gazetkę z reala, a tam masa asortymentu dla niemowlaczków. Wiem, że mi przejdzie i nie próbuje z tym walczyć, bo czas leczy rany. Szalenie przykro mi się zrobiło gdy wczoraj poinformowałam szefową, że nie jestem już w ciąży, gdyż nie kryła radości. Z jednej strony staram się ją zrozumieć, bo odzyskuje pracownika (jestem szkoleniowcem, czego nie da się nauczyć w miesiąc), ale niestety jej słowa "przykro mi" były fałszywe i nieszczere, więc mogła sobie je podarować.
Megaczko Martynka ma się świetnie. Nie choruje (tfu, tfu), rozrabia i jest mega uparta (po mamusi
). Widze, że jest przeszczęśliwa, że znowu mamusia jest cała dla niej i serce mnie boli na sama myśl, że muszę wracać do pracy. Z dugiej strony wiem, że siedzenie w domu by mnie zabiło. Ubóstwia babcię, a dziadka mogłaby nie odstępować na krok
Lepszej niani od teściowej na świecie nie ma, choć rozpuściła mi dziecko jak dziadowski bicz. Ale cóż...
Takie są babcie ;-)
Wiecie... Myślę, tam ktoś u góry cały czas czuwa nad nami i stara się naprawiać nasze błędy. I tak jest z moim poronieniem...
Mąż własnie zmienił prace (dopiero się uczy i trochę potrwa zanim zacznie dobrze zarabiać - przynajmniej taki jest plan), w poniedziałek zepsół mi się samochód, a w serwisie za naprawe zawołali sumę moich dwumiesięcznych zarobków. Nie mówiąc o marzeniach, które stawiam dużo niżej niż pragnienie posiadania drugiego dziecka.
Pieniądze szczęścia nie dają, ale znacznie je ułatwiają
Może to znak, że za wcześnie na dziecko, bo wiele przed nami zobowiązań finansowych, a o stabilizacji na razie ciężko u nas mówić...