Co do szybkiego porodu to nie warto generalizować , bo są i takie jak i dzieci śpiące i budzące się tylko na karmienie.
Mój pierwszy porod trwał 2h 45 min jako dowód mam wpis w książeczce i na wypisie chyba też zapis jest. Dziecko miałam budzące się na kcarmienie co 3 h. Młody odbił sobie wszystko jak stał się mobilny, wtedy nie było zlituj. Osobiście u moich dzieci pierwsze 3 mies. to był lajt biorąc pod uwagę ich zachowanie, nie licząc nawału pokarmu, bólu piersi, poranionych do krwii brodawek itd. młodsza tylko miała kolki, więc wieczory wymagające były. Dzieci są różne.
Niezaprzeczalny jest fakt, że macierzyństwa i ogólnie rodzicielstwa trzeba jak wszystkiego z czym stykamy się pierwszy raz nauczyć. Nie raz nauczyć metodą prób i błędów, ale to najlepsza nauka. Z każdym rokiem pojawiają się nowe radości jak i problemy, ale nikt nie mówił że to łatwy kawałek chleba. Ważne by niezatracic się w tym wszystkim i mieć choć 30 min dla siebie by móc swobodnie odetchnąć. Nie ważne czy dziecko ma 1 mies czy 10 lat.
No właśnie u mnie podobna sytuacja. Pierwszy poród choć wywoływany to szybki, aż w szpitalu się śmiali, że tak ekspresowo rodzące pacjentki to rzadko mają, drugi poród jeszcze szybszy, nie zdążyli podać znieczulenia a mąż nie zdążył wyjechać winda na 4 piętro szpitala. Jak wyjechał to córeczkę miałam już na klatce piersiowej. Nie pękłam, nie nacinali. Sama zeskoczyłam z fotela i biegałam po oddziale bez żadnego problemu. Na drugi dzień po wyjściu że szpitala (w obu przypadkach) jechalam na zakupy, zostawiając męża samego najpierw z synkiem a ostatnio z synkiem i córeczka.
I u mnie bardzo podobnie jeśli chodzi o pierwsze miesiące, oboje dzieci jedzenie co 3h (karmiłam piersią), noce piękne, bez dodatkowych pobudek. W sumie dzieci bezobsługowe i nieplaczace. Jak skończyli 4 miesiące tak się zaczęła jazda bez trzymanki. Nakarmiłam właśnie po raz czwarty tej nocy córeczkę, a chyba z milion razy wstawałam, żeby poprawić ją, dać smoczka, pogłaskać po główce... Także dla mnie, poza połogiem po pierwszym porodzie, gdy wszystko mnie przerażało, drażniło, chciało mi się płakać bez powodu, to pierwsze miesiące były super lajtowe. Synek odbił sobie spanie, jedząc w nocy aż skończył półtorej roku, teraz ma dwa a nadal budzi się, zeby przyjść do nas spać w środku nocy. Córeczka ma pół roczku i mamy ciulowy sen, ząbkowanie, pobudki po milion razy. Ale nie zamieniłabym tego na nic. Obiady gotuję niemal codziennie, rzadko na 2dni. Gdy dzieci były malutkie gotowalam dopoludnia, teraz zdarza mi się coraz częściej przygotowywać posiłki popołudniami, na następny dzień, gdy mąż zajmuje się dziećmi, tak, żebym mogła na drugi dzień dopoludnia zwyczajnie chwilę posiedzieć i nie robić nic, albo gdy dzieci idą na drzemkę, zamiast gotować to położyć się z nimi i odespać nockę. Dla mnie mega ważne było aby mąż od początku uczestniczył w całej pielęgnacji, kąpielach, przebieraniu i tak te zrobił. Przewijal, kąpał (synka kapie od roku codziennie sam)gdy wraca z pracy a my mamy gorszy dzień (jednak 2latek i pół roczne dziecko) potrafią dać popalić, hehe, to jelsi ja czuję, że potrzebuję pobyć sama, w ciszy to od razu mu mówię, że jadę na zakupy. Zdarzało mi się posiedzieć w aucie na parkingu przed sklepem, albo pojechać do lasu na końcu wsi czy łąkę tylko po to aby delektować się bloga cisza i samotnością. Zdarza się, że wieczorem biorę 30 minutowy prysznic bo mam chęć sobie popłakać wtedy. Dla mnie to jak najbardziej normalne rzeczy. Jestem człowiekiem, czasem zmęczona, czasem sfrustrowana, czasem wqrwiona, ale jednocześnie jest to dla mnie najpiękniejsze co mnie w życiu spotyka, nie do opisania słowami. Mając dzieci z tak małą różnica wieku, zupełnie inaczej patrzę teraz na macierzyństwo, wiem, że te trudy będą cała życie ale na każdym etapie będą innego rodzaju. Wiem, że te nieprzespane noce miną, że będzie łatwiej, prościej, więcej snu dla mnie. Dlatego warto zaangażować partnera w czynny udział w wychowywaniu dziecka, tak aby złagodzić sobie te początkowe macierzyńskie dolegliwości