Moja przyjaciółka miała termin porodu na poprzedni wtorek. Jutro mija tydzień od przeterminowania i jest cisza. Szyjka długa, zamknięta, skurczów brak. No i jutro jedzie na cesarkę na 10, dzisiaj się umówiła. Jest załamana, bo po pierwszej cesarce teraz przez całą ciążę mówiła że tym razem urodzi naturalnie, że nie jest gorsza od innych i da radę. Nie chce być kaleką przez pierwsze dni (tak mówi). No i jadę do niej dzisiaj trochę ją podnieść na duchu tylko moje argumenty na razie w ogóle do niej nie trafiają. Szkoda mi jej bo wiem jak bardzo chciała urodzić naturalnie. Za pierwszym razem nie było to możliwe ale teraz miała idealne warunki
macie jakieś żelazne argumenty że to wcale nie koniec świata?