Mój temat. Już go kocham.
Córka 3 latka, po pójściu do przedszkola: mamuś, a ty jak byłaś mała, to były wtedy dinozaury?
Nie zabiłam. Jestem dzielna.
Syn lat 3,5, do taty siedzącego wiecznie na komputerze: tata, skąd nas masz? Kupiłeś na allegro?
Innym razem. Tata, a po co ci były dzieci? Nudziło Ci się?
Gorzej jak na schodach mijaliśmy sąsiada i mój 4 latek radośnie na cały głos: fuuuja, a co tu tak śmierdzi? Po czym radośnie. A wiem, to ten pan. I pan zaczął na to używać dezodorantu. Było jeszcze gorzej.
Najmłodszy z diagnozą. Wieczorowa pora. Maluch 3 latka. Pachnący, mięciutki, zaatakowałam łaskotkami. Tak pięknie, dźwięcznie, zaraźliwie się śmieje. Gilam, mały się chichra, ja: ale ślicznie się śmiejesz. Na co dziecko niesamowicie poważnie. "Tak, z mamy". Padłam i ja.
Starszaki dawały mi tyle powodów do radości. Niestety, mają 18 i 15 lat. Sporo rzeczy już nie pamiętam.
Wiek przedszkolny jest genialny. Uwielbiam. Czekam aż najmłodszy zacznie mówić i będzie nas zaskakiwać.