reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

  • Kochani, niech te Święta będą chwilą wytchnienia i zanurzenia się w tym, co naprawdę ważne. Zatrzymajcie się na moment, poczujcie zapach choinki, smak ulubionych potraw i ciepło płynące od bliskich. 🌟 Życzę Wam Świąt pełnych obecności – bez pośpiechu, bez oczekiwań, za to z wdzięcznością za te małe, piękne chwile. Niech Wasze serca napełni spokój, a Nowy Rok przyniesie harmonię, radość i mnóstwo okazji do bycia tu i teraz. ❤️ Wesołych, spokojnych Świąt!
reklama

Ciężko chore dziecko - 31 tydzień - czekając na najgorsze :(

Mosia1989

Zaangażowana w BB
Dołączył(a)
11 Październik 2019
Postów
138
Miasto
Poznań
Witajcie. Długo się zastanawiałam czy napisać ale chyba muszę się wyżalić, tym bardziej że mam wrażenie że zrozumieć mnie mogą tylko matki będące w takiej samej sytuacji jak moja. Nie wiem od czego zacząć, może od tego że mam już zdrową córeczkę 1,5 roczną i jestem aktualnie w drugiej ciąży, w 31 tygodniu. Pierwsze dziecko rodziłam przez cesarskie cięcie w 41 tygodniu, Amelka była okazem zdrowia, ważyła 4700, nic dziwnego że kiedy dostałam zielone światło po roku postanowiliśmy spróbować jeszcze raz, udało się za drugim podejściem, byłam szczęśliwa, dziecko szybko rosło, zapowiadało się że będzie duże jak moja Amelka. W 20 tygodniu poszłam na takie lepsze usg, chciałam już poznać płeć dziecka, urządzić pokoik, nie pomyślałam że coś może być nie tak, przecież to sie zdarza tylko innym, i na tym badaniu dowiedziałam się że będzie upragniony chłopczyk. Siedziałam na fotelu i się cieszylam jak głupia, po chwili zauważyłam że mina lekarki była nietęga. Powiedziała mi że dziecko ma bardzo chore serce, że nie umie powiedzieć dokładnie boi nie jest kardiochirurgiem ale wada jest poważna, dodatkowo ma poszerzone komory mózgowe, płyn w brzuszku, jest mniejsze o 2 tygodnie. Byłam w szoku, myślalam że się pomyliła, przecież 2 tygodnie temu było wszystko ok, inna ginekolog nie widziała nic niedobrego. Siedziałam tam i się zupełnie wyłączyłam, pamiętam tylko strzępki rozmowy, wpisane na karcie "zespół wad" i skierowanie na amniopunkcje bo może jeszcze nie będzie za późno. Świat się zawalił, zadzwoniłam do partnera i do koleżanki, płakałam im w telefon. Póżniej się zaczeło, wizyty u innych ginekologów, diagnoza potwierdzona, amniopunkcja zrobiona na polnej, echo serca które wykazało najgorszą bo nieuleczalną wadę serca HLHS. Po każdym usg przeszukiwałam Internet w poszukiwaniu nowych informacji, co tylko pogarszało moj stan psychiczny, usunęłam Facebooka, messengera, nie chciałam tej litości, chciałam zostać sama. Dodatkowo moja koleżanka która ma rodzić miesiąc po mnie, zaczeła mi pisać że ona chyba żałuje że zaszła w ciąże bo będzie jej ciężko z dwójką dzieci, serio??? przecież jej synek będzie zdrowy a mój nie. Naprawdę zaczęłam doceniać słowa "najważniejsze aby było zdrowe". Amniopunkcja wyszła ok, kariotyp prawidłowy. Okazało się że będąc w ciąży zaraziłam sie cytomegalią, pierwszy raz w życiu, właśnie będąc w ciązy, około 6-8 tygodnia, najgorszy z możliwych przypadków kiedy wszystkie narządy się formułują. Pojechaliśmy z moim do Łodzi do profesora Grzesiaka, chcieliśmy dowiedzieć się o możliwość porodu w Łodzi, w końcu tam przeprowadzają z powodzeniem operacje na sercu i dzieci żyją nawet z HLHS a tam kolejny cios... "Państwa dziecko ma również wady OUN, nie widzę robaka móźdzku i tylko szczątkowe ciało modzelowate".... w tamtej chwili straciłam cały zapał i nadzieję, całą chęć walki, dodał po sekundzie że mamy dwa wyjścia, muszę urodzić ale po porodzie możemy albo uporczywie go leczyć, chociaż wątpi aby jakiś kardiochirurg podjął się operacji na sercu przy tych wadach, albo zapewnić mu opiekę paliatywną i dać odejść. Wtedy to był 26 tydzień, lekarze w Łodzi mówili że nie dożyje raczej porodu,ani 35 tygodnia, łożysko było pogrubione, dziecko miało wodogłowie, płyn w brzuszku, za mało wód płodowych, hipotrofię 3 tygodniową plus oczywiście wady OUN i HLHS. Podjeliśmy decyzję że nie chcemy aby cierpiał, że nie chcemy uporczywej terapii, że damy mu odejść w spokoju, zapewniając maksimum opieki paliatywnej, ale teraz cały czas bije się z myślami co robić, mały tak mocno się rusza, tak mocno kopie a mnie to tak boli że będę musiała go pochować, myślę że nie poradzę sobie z tym bólem,z tą stratą. Cały czas się waham, a może jednak zrobić tą operację na sercu, ale boję się, boje się że bez robaka móżdzku nie będzie chodził, mówił, że bedzie roślinką i że na co mu i nam również taki los. Czesto sie zastanawiam czy jestem egoistką, bo boje sie opieki nad takim dzieckiem,czuje że mogę nie dać rady, chociaż zawsze uważałam że jestem silną psychicznie osobą. Na chwilę obecną wód płodowych jest dobra ilość, łożysko też już nie jest pogrubione, obrzęk z brzuszka małego schodzi, ma to pewnie związek z tym że już przeszłam cytomegalie i mam w sobie dużo przeciwciał i mały również, ale wady OUN raczej pozostały plus HLHS.Jutro ginekolog,mam mętlik w głowie.... Przepraszam za ten chaos, cięzko mi pisać o tym.
Mosia
 
reklama
Rozwiązanie
Cześć dziewczyny. Czytam ten wątek i łzy mi lecą. Też właśnie się dowiedziałam że mam dodatnie igg i igm. Właśnie czekam na wynik awidności. Jestem dopiero w 7tc. Dzidzia się miarowo rozwija, ale i tak się boję. Niestety pozostaje tylko czekać 😐

Zrobiłam dwa wyniki na cmv tak by potwierdzić wynik. Pierwszy igm 4,3 igg 500. Drugi igm 3,85 i igg 491 - po tygodniu wynik się obniżył. No ale i tak to są wyniki dodatnie. W pierwszej ciąży nawet na to nie byłam badana. Nie wiem skąd się zaraziłam. Chyba od syna bo nie sądzę żeby to było świeże zakażenie ponieważ od marca w domu siedzę i pracuje zdalnie i nie nam częstego kontaktu z innymi. A wynik raczej wskazuje na świeże zakażenie. Zamiast się cieszyć to tylko się stresuję 😑

Ina80...
My mieliśmy taki krótki papier z informacją, że nie zezwalamy na resustytacje. Dostalismy to po wynikach i rozmowie, od prof Dangel. Ona to podpisała i to mieliśmy mieć przy porodzie.
Może coś takiego powinien też Wam wystawić lekarz?
 
reklama
Dziś trafiłam na coś takiego
Chłopiec jeszcze w brzuszku też z tą wada HLHS, może u Was jeszcze da się coś zrobić? Przepraszam jeśli wprowadzam w błąd, nie znam się kompletnie na tych wadach ale pomyślałam że nie zaszkodzi o tym wspomnieć.
 
Witajcie. Długo się zastanawiałam czy napisać ale chyba muszę się wyżalić, tym bardziej że mam wrażenie że zrozumieć mnie mogą tylko matki będące w takiej samej sytuacji jak moja. Nie wiem od czego zacząć, może od tego że mam już zdrową córeczkę 1,5 roczną i jestem aktualnie w drugiej ciąży, w 31 tygodniu. Pierwsze dziecko rodziłam przez cesarskie cięcie w 41 tygodniu, Amelka była okazem zdrowia, ważyła 4700, nic dziwnego że kiedy dostałam zielone światło po roku postanowiliśmy spróbować jeszcze raz, udało się za drugim podejściem, byłam szczęśliwa, dziecko szybko rosło, zapowiadało się że będzie duże jak moja Amelka. W 20 tygodniu poszłam na takie lepsze usg, chciałam już poznać płeć dziecka, urządzić pokoik, nie pomyślałam że coś może być nie tak, przecież to sie zdarza tylko innym, i na tym badaniu dowiedziałam się że będzie upragniony chłopczyk. Siedziałam na fotelu i się cieszylam jak głupia, po chwili zauważyłam że mina lekarki była nietęga. Powiedziała mi że dziecko ma bardzo chore serce, że nie umie powiedzieć dokładnie boi nie jest kardiochirurgiem ale wada jest poważna, dodatkowo ma poszerzone komory mózgowe, płyn w brzuszku, jest mniejsze o 2 tygodnie. Byłam w szoku, myślalam że się pomyliła, przecież 2 tygodnie temu było wszystko ok, inna ginekolog nie widziała nic niedobrego. Siedziałam tam i się zupełnie wyłączyłam, pamiętam tylko strzępki rozmowy, wpisane na karcie "zespół wad" i skierowanie na amniopunkcje bo może jeszcze nie będzie za późno. Świat się zawalił, zadzwoniłam do partnera i do koleżanki, płakałam im w telefon. Póżniej się zaczeło, wizyty u innych ginekologów, diagnoza potwierdzona, amniopunkcja zrobiona na polnej, echo serca które wykazało najgorszą bo nieuleczalną wadę serca HLHS. Po każdym usg przeszukiwałam Internet w poszukiwaniu nowych informacji, co tylko pogarszało moj stan psychiczny, usunęłam Facebooka, messengera, nie chciałam tej litości, chciałam zostać sama. Dodatkowo moja koleżanka która ma rodzić miesiąc po mnie, zaczeła mi pisać że ona chyba żałuje że zaszła w ciąże bo będzie jej ciężko z dwójką dzieci, serio??? przecież jej synek będzie zdrowy a mój nie. Naprawdę zaczęłam doceniać słowa "najważniejsze aby było zdrowe". Amniopunkcja wyszła ok, kariotyp prawidłowy. Okazało się że będąc w ciąży zaraziłam sie cytomegalią, pierwszy raz w życiu, właśnie będąc w ciązy, około 6-8 tygodnia, najgorszy z możliwych przypadków kiedy wszystkie narządy się formułują. Pojechaliśmy z moim do Łodzi do profesora Grzesiaka, chcieliśmy dowiedzieć się o możliwość porodu w Łodzi, w końcu tam przeprowadzają z powodzeniem operacje na sercu i dzieci żyją nawet z HLHS a tam kolejny cios... "Państwa dziecko ma również wady OUN, nie widzę robaka móźdzku i tylko szczątkowe ciało modzelowate".... w tamtej chwili straciłam cały zapał i nadzieję, całą chęć walki, dodał po sekundzie że mamy dwa wyjścia, muszę urodzić ale po porodzie możemy albo uporczywie go leczyć, chociaż wątpi aby jakiś kardiochirurg podjął się operacji na sercu przy tych wadach, albo zapewnić mu opiekę paliatywną i dać odejść. Wtedy to był 26 tydzień, lekarze w Łodzi mówili że nie dożyje raczej porodu,ani 35 tygodnia, łożysko było pogrubione, dziecko miało wodogłowie, płyn w brzuszku, za mało wód płodowych, hipotrofię 3 tygodniową plus oczywiście wady OUN i HLHS. Podjeliśmy decyzję że nie chcemy aby cierpiał, że nie chcemy uporczywej terapii, że damy mu odejść w spokoju, zapewniając maksimum opieki paliatywnej, ale teraz cały czas bije się z myślami co robić, mały tak mocno się rusza, tak mocno kopie a mnie to tak boli że będę musiała go pochować, myślę że nie poradzę sobie z tym bólem,z tą stratą. Cały czas się waham, a może jednak zrobić tą operację na sercu, ale boję się, boje się że bez robaka móżdzku nie będzie chodził, mówił, że bedzie roślinką i że na co mu i nam również taki los. Czesto sie zastanawiam czy jestem egoistką, bo boje sie opieki nad takim dzieckiem,czuje że mogę nie dać rady, chociaż zawsze uważałam że jestem silną psychicznie osobą. Na chwilę obecną wód płodowych jest dobra ilość, łożysko też już nie jest pogrubione, obrzęk z brzuszka małego schodzi, ma to pewnie związek z tym że już przeszłam cytomegalie i mam w sobie dużo przeciwciał i mały również, ale wady OUN raczej pozostały plus HLHS.Jutro ginekolog,mam mętlik w głowie.... Przepraszam za ten chaos, cięzko mi pisać o tym.
Mosia
Witaj... Pamiętaj, ze jesteś najlepsza Mama na świecie i kazda decyzje jaka podejmiesz będzie dyktowana przez Twoje serducho. Tez jestem w ciąży i... aż serce ściska. Myśle, ze musisz być silna porozmawiaj szczerze o tym co czujesz z Mężem na spokojnie, może lekarz stwierdzi, ze wszystko idzie ku lepszemu, ze jest jakas szansa.. dużo siły dla Was i ciepełka!!!!
 
My mieliśmy taki krótki papier z informacją, że nie zezwalamy na resustytacje. Dostalismy to po wynikach i rozmowie, od prof Dangel. Ona to podpisała i to mieliśmy mieć przy porodzie.
Może coś takiego powinien też Wam wystawić lekarz?

Z tego co się dowiadywałam może być tak że zbierze się komisja ds. etyki w szpitalu i oni decydują czy dziecku podlączyć ten lek na serce czy nie, po przeanalizowaniu całej dokumentacji medycznej. Mój lekarz z Poznania mówi że najlepiej jakbym rodziła w Łodzi bo oni tam znają sytuację (leżałam tam w szpitalu 3 dni i zrobili mi komplet badań) , on jakby się trochę ucina od tematu, mówi że mamy takie prawo i pewnie się komisja na to przychyli ale on jakby specjalnie odsuwał mnie do Łodzi, bo jednak w Poznaniu nie robią operacji na sercu i w ogóle mam wrażenie że Poznań nie chce mieć styczności z takim przypadkiem jak mój, oni wolą już żebym rodziłą w Łodzi. Dr. Grzesiak z Łodzi, kierownik kliniki perinatologii i ginekologii mówił mi jak pojechałam do niego na prywatną wizytę że właśnie jest źle i mamy się zastanowić czy chcemy uporczywie leczyć to dziecko czy zapewnić mu opiekę paliatywną i dać mu odejść w spokoju, sugerując że lepiej jednak nie leczyć uporczywie. Ten list chciałam wysłać właśnie do niego bo myślę że jak chcę rodzic w Łodzi u niego w Instytucie Matki Polki to on najwięcej może zdziałać, nawet jeśli zbierze się ta komisja, to on napewno będzie jej członkiem. Do Łodzi chciałam jechać dopiero na poród, około 39,40 tygodnia.
 
Dziś trafiłam na coś takiego
Chłopiec jeszcze w brzuszku też z tą wada HLHS, może u Was jeszcze da się coś zrobić? Przepraszam jeśli wprowadzam w błąd, nie znam się kompletnie na tych wadach ale pomyślałam że nie zaszkodzi o tym wspomnieć.


Ola w podanym przykładzie jest tylko HLHS, gdyby u nas chodziło tylko o wadę serca HLHS to tak jak napisałam zrobilibyśmy wszystko, zebralibyśmy pieniążki na operację w Munster lub po prostu operowaliby go chirurdzy w Łodzi na NFZ. Wady serca się tak nie boję, bardziej chodzi o wady mózgu które wpłyną na jego rozwoj psychiczny i ruchowy. U nas sytuacja jest trochę inna bo oprócz wady serca mamy szereg innych wad, w tym poważne wady mózgu takie jak np. brak robaka móźdzku przez co prawie napewno będzie dzieckiem leżącym, nie mówiącym, nie siedzącym itd., nie chcemy dla niego takiego życia. U nas jest wodogłowie z jednoczesnym małogłowiem, torbiel w mózdzku, szczątkowe ciało modzelowate, płyn w brzuszku, hipotrofia płodu o około 3 tygodnie, jest tego za dużo i każdy lekarz a są to sami specjaliści obecnie mówi nam że to bardzo chory płód.
 
Co do wad serca polecam prof Dangel. Usg Agatowa. Wyjątkowo kompetentna i konkretna osoba. Może warto się z nią skonsultować. Też jest tam na miejscu, po badaniu i wynikach, spotkanie z psychologiem z hospicjum. Myślę, że warto. Mają bardzo duże doświadczenie i naprawdę wiedzą co powiedzieć. Oni z nami rozmawiali po wynikach od genetyka. Profesor wyjaśniła dlaczego nie powinniśmy prowadzić uporczywej terapii it. Miałam skierowanie na poród do szpitala z 3 stopniem referencji. U nas szpital wojewódzki. Czy też masz skierowanie na poród do konkretnego szpitala?
W ciąży skontaktowałam się z personelem, dokładnie z pielęgniarką oddziałową na porodówce i z pielęgniarkami z neonatologii. Spotkałam się z nimi, byłam z mamą. Miałam spisane pytania.
O poród, co się moze wydarzyć, na co mogę liczyć, o salę, o chrzest,.... O to co się stanie z dzieckiem po porodzie, gdyby nie żyło, gdyby żyło, jak to wyglada... Zapytałam o wszystko o co chciałam. Byłam spokojniejsza dzięki temu.

Jak już trafiłam do szpitala, a wszyscy dowiedzieli się jakie są rokowania dla dziecka, jaki poród... Nikt nie wspominał o uporczywej terapii, Tosia nawet nie była za bardzo badana, bo wszyscy myśleli, że umrze bardzo szybko. Mam takie odczucia, że jeżeli lekarze widzą w dokumentach, jaki jest stan, choroba, rokowania, to nie walczą za wszelką cenę.
Najłatwiej by było gdybyś miała taki papier od lekarza, jak my od prof Dangel.
Albo właśnie znajdź kontakt do kogoś z oddziału gdzie będziesz rodzic, przedstaw sytuację, daj znać, że będziesz u nich rodzic. Zapytaj czy taki list od Was wystarczy. Czy może to być w dokumentacji, którą wezmą od Ciebie przy porodzie.
 
Co do wad serca polecam prof Dangel. Usg Agatowa. Wyjątkowo kompetentna i konkretna osoba. Może warto się z nią skonsultować. Też jest tam na miejscu, po badaniu i wynikach, spotkanie z psychologiem z hospicjum. Myślę, że warto. Mają bardzo duże doświadczenie i naprawdę wiedzą co powiedzieć. Oni z nami rozmawiali po wynikach od genetyka. Profesor wyjaśniła dlaczego nie powinniśmy prowadzić uporczywej terapii it. Miałam skierowanie na poród do szpitala z 3 stopniem referencji. U nas szpital wojewódzki. Czy też masz skierowanie na poród do konkretnego szpitala?
W ciąży skontaktowałam się z personelem, dokładnie z pielęgniarką oddziałową na porodówce i z pielęgniarkami z neonatologii. Spotkałam się z nimi, byłam z mamą. Miałam spisane pytania.
O poród, co się moze wydarzyć, na co mogę liczyć, o salę, o chrzest,.... O to co się stanie z dzieckiem po porodzie, gdyby nie żyło, gdyby żyło, jak to wyglada... Zapytałam o wszystko o co chciałam. Byłam spokojniejsza dzięki temu.

Jak już trafiłam do szpitala, a wszyscy dowiedzieli się jakie są rokowania dla dziecka, jaki poród... Nikt nie wspominał o uporczywej terapii, Tosia nawet nie była za bardzo badana, bo wszyscy myśleli, że umrze bardzo szybko. Mam takie odczucia, że jeżeli lekarze widzą w dokumentach, jaki jest stan, choroba, rokowania, to nie walczą za wszelką cenę.
Najłatwiej by było gdybyś miała taki papier od lekarza, jak my od prof Dangel.
Albo właśnie znajdź kontakt do kogoś z oddziału gdzie będziesz rodzic, przedstaw sytuację, daj znać, że będziesz u nich rodzic. Zapytaj czy taki list od Was wystarczy. Czy może to być w dokumentacji, którą wezmą od Ciebie przy porodzie.

Nie mam skierowania do konkretnego szpitala ale myślę że z tym nie będzie problemu i mój ginekolog mi wystawi. Zapytam się w tym liście do Profesora Grzesiaka czy sam list wystarczy, wydaje mi się że tak bo w końcu on jest kierownikiem oddziału na którym będę rodzić i sam mi proponował nie stosowanie uporczywej terapii przy obecnym stanie dziecka, ale dopiszę do listu prośbę o odpowiedź zwrotną i prośbę o dołączeniu listu do dokumentacji. Mimo wszystko cały czas mam nadzieję że wady mózgu sie nie potwierdzą. Jeśli nie podejmiemy się operacji na sercu to przynajmniej będzie wiadome że synek przeżyje maksymalnie około miesiąca, więcej te dzieci z tą wada serca nie żyją, nie bez leku. Dzięki za podpowiedzi ;)
 
Dziewczyny jestem po wizycie u ginekologa i nawet nie mam słów aby opisać jak się teraz czuje.... dotychczas miałam jakąś nadzieję,nikłą ale jednak, teraz już wiem że nie ma szans... Jestem w 35 tygodniu, serce się pogorszyło, wygląda to coraz gorzej ale najgorsze jest to że wodogłowie się powiększa, było 3 tygodnie temu 12 mm a jest już 17 mm, do tego główka jest mniejsza aż o 6 tygodni :o słabo przyrasta... w 35 tygodniu waży 1600, na trzy ostatnie tygodnie urósł tylko 200 gram a co tu dopiero myśleć aby miał 3,5 kg i podchodził do operacji. Zresztą operacja nie ma sensu przy tych wadach mózgu, praktycznie jego mała głowka to płyn :( Tak sobie teraz myślę że to nawet dobrze że ma tą wadę serca i mamy możliwość zdecydowania o tym że chcemy aby odszedł w spokoju po porodzie, nie podłączając leku na serce. W innym przypadku byłby żywą roślinką 😢

Mam się zastanowić co do sposobu porodu, mogę wybrać i cały czas się waham. Wcześniej myślalam ze na 100 procent chce urodzić naturalnie, aby szybciej zajsc w kolejna ciaze i uniknać mozliwych powikłan po cesarce ale teraz mysle czy dam rade psychicznie. U mnie pierwsze dziecko było wywoływane i nic to nie dało i i tak zrobili cesarkę a ja spędzając 12 dni w szpitalu na wywoływaniu tylko się dołowałam, boję się że sytuacja się powtórzy. Przy cesarce będę mieć termin, i wiem czego sie spodziewać po, jakiego bólu. Poki co napewno będę chciała poczekać do 41 tygodnia z nadzieją że samo się zacznie. Zastanawiam się czy można wywoływać poród jeśli już się miało jedną cesarkę, czy nie ma ryzyka że blizna się rozejdzie przy porodzie wywoływanym ? Rodzę jednak w Poznaniu, nie ma sensu wyjazd do Łodzi skoro nie planujemy operacji małego.

Mam pytanie również do mam po stracie, jak szybko udało się wam zajść w kolejną ciążę?? Dotychczas nie miałam z dwoma ciążami problemu ale obawiam się ze tak bardzo będę cchiała kolejnego dziecka że nie wiem, będzie jakaś blokada i nie będę mogła zajść.

Zbieram się powoli do wybierania trumienki... 😭😭😭😭
 
reklama
Dziewczyny jestem po wizycie u ginekologa i nawet nie mam słów aby opisać jak się teraz czuje.... dotychczas miałam jakąś nadzieję,nikłą ale jednak, teraz już wiem że nie ma szans... Jestem w 35 tygodniu, serce się pogorszyło, wygląda to coraz gorzej ale najgorsze jest to że wodogłowie się powiększa, było 3 tygodnie temu 12 mm a jest już 17 mm, do tego główka jest mniejsza aż o 6 tygodni :o słabo przyrasta... w 35 tygodniu waży 1600, na trzy ostatnie tygodnie urósł tylko 200 gram a co tu dopiero myśleć aby miał 3,5 kg i podchodził do operacji. Zresztą operacja nie ma sensu przy tych wadach mózgu, praktycznie jego mała głowka to płyn :( Tak sobie teraz myślę że to nawet dobrze że ma tą wadę serca i mamy możliwość zdecydowania o tym że chcemy aby odszedł w spokoju po porodzie, nie podłączając leku na serce. W innym przypadku byłby żywą roślinką [emoji22]

Mam się zastanowić co do sposobu porodu, mogę wybrać i cały czas się waham. Wcześniej myślalam ze na 100 procent chce urodzić naturalnie, aby szybciej zajsc w kolejna ciaze i uniknać mozliwych powikłan po cesarce ale teraz mysle czy dam rade psychicznie. U mnie pierwsze dziecko było wywoływane i nic to nie dało i i tak zrobili cesarkę a ja spędzając 12 dni w szpitalu na wywoływaniu tylko się dołowałam, boję się że sytuacja się powtórzy. Przy cesarce będę mieć termin, i wiem czego sie spodziewać po, jakiego bólu. Poki co napewno będę chciała poczekać do 41 tygodnia z nadzieją że samo się zacznie. Zastanawiam się czy można wywoływać poród jeśli już się miało jedną cesarkę, czy nie ma ryzyka że blizna się rozejdzie przy porodzie wywoływanym ? Rodzę jednak w Poznaniu, nie ma sensu wyjazd do Łodzi skoro nie planujemy operacji małego.

Mam pytanie również do mam po stracie, jak szybko udało się wam zajść w kolejną ciążę?? Dotychczas nie miałam z dwoma ciążami problemu ale obawiam się ze tak bardzo będę cchiała kolejnego dziecka że nie wiem, będzie jakaś blokada i nie będę mogła zajść.

Zbieram się powoli do wybierania trumienki... [emoji24][emoji24][emoji24][emoji24]
Ciężkie to wszystko naprawde wiem bo sama. Przez to przechodziłam. Jedyne co moge podpowiedziec to naszykuj wyprawke do szpitala. Tak zeby maluszke został ubrany. Pieluszke i kocyk. Nie mysl o trumience i o najgorszym. Mysl o tym ze powietasz swoje dziecko. Nie mozesz teraz sie załamywać. Musisz byc silna jak twoj maluszek. Co do porodu to ja mialam z synkiem 4 cc. Po porodzie powiedzialam nigdy wiecej. A po pol roku Mowilam do męża ze chce jeszcze dziecko. Mowili mi ze minimum 6 mc a najlepiej rok do starań. Z moja lekarka ustalilam ze najlpiej bedzie żeby starać sie w grudniu ( 1rok 6 mc od cc.) a tu prosze w listodzie zaszlam w ciaze i leci nam 10 tydzien. Wiem kochana ze to ciężki czas. Uwierz nie bedzie latwo ale masz czas sie przygotować. Ja odsunelam sie po śmierci syna od męża. Lekko nie bylo ale dalismy rade. Ja rozpaczalam on dusił to w sobie i mialam pretensje ze zyje sobie jakby nic sie nie stało. Potrzeba czasu ma pogodzenie sie z bólem. Ale na to przyjdzie pora. Teraz ciesz sie z każdego dnia ciazy i z tego ze powitasz malego walecznego człowieka, który pokazuje jaka wielka ma wole zycia. Tule cie kochana. Jak cos pisz na priv.

Dziewczyny jestem po wizycie u ginekologa i nawet nie mam słów aby opisać jak się teraz czuje.... dotychczas miałam jakąś nadzieję,nikłą ale jednak, teraz już wiem że nie ma szans... Jestem w 35 tygodniu, serce się pogorszyło, wygląda to coraz gorzej ale najgorsze jest to że wodogłowie się powiększa, było 3 tygodnie temu 12 mm a jest już 17 mm, do tego główka jest mniejsza aż o 6 tygodni :o słabo przyrasta... w 35 tygodniu waży 1600, na trzy ostatnie tygodnie urósł tylko 200 gram a co tu dopiero myśleć aby miał 3,5 kg i podchodził do operacji. Zresztą operacja nie ma sensu przy tych wadach mózgu, praktycznie jego mała głowka to płyn :( Tak sobie teraz myślę że to nawet dobrze że ma tą wadę serca i mamy możliwość zdecydowania o tym że chcemy aby odszedł w spokoju po porodzie, nie podłączając leku na serce. W innym przypadku byłby żywą roślinką [emoji22]

Mam się zastanowić co do sposobu porodu, mogę wybrać i cały czas się waham. Wcześniej myślalam ze na 100 procent chce urodzić naturalnie, aby szybciej zajsc w kolejna ciaze i uniknać mozliwych powikłan po cesarce ale teraz mysle czy dam rade psychicznie. U mnie pierwsze dziecko było wywoływane i nic to nie dało i i tak zrobili cesarkę a ja spędzając 12 dni w szpitalu na wywoływaniu tylko się dołowałam, boję się że sytuacja się powtórzy. Przy cesarce będę mieć termin, i wiem czego sie spodziewać po, jakiego bólu. Poki co napewno będę chciała poczekać do 41 tygodnia z nadzieją że samo się zacznie. Zastanawiam się czy można wywoływać poród jeśli już się miało jedną cesarkę, czy nie ma ryzyka że blizna się rozejdzie przy porodzie wywoływanym ? Rodzę jednak w Poznaniu, nie ma sensu wyjazd do Łodzi skoro nie planujemy operacji małego.

Mam pytanie również do mam po stracie, jak szybko udało się wam zajść w kolejną ciążę?? Dotychczas nie miałam z dwoma ciążami problemu ale obawiam się ze tak bardzo będę cchiała kolejnego dziecka że nie wiem, będzie jakaś blokada i nie będę mogła zajść.

Zbieram się powoli do wybierania trumienki... [emoji24][emoji24][emoji24][emoji24]
 
Do góry