reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Ciężko chore dziecko - 31 tydzień - czekając na najgorsze :(

Mosia1989

Zaangażowana w BB
Dołączył(a)
11 Październik 2019
Postów
138
Miasto
Poznań
Witajcie. Długo się zastanawiałam czy napisać ale chyba muszę się wyżalić, tym bardziej że mam wrażenie że zrozumieć mnie mogą tylko matki będące w takiej samej sytuacji jak moja. Nie wiem od czego zacząć, może od tego że mam już zdrową córeczkę 1,5 roczną i jestem aktualnie w drugiej ciąży, w 31 tygodniu. Pierwsze dziecko rodziłam przez cesarskie cięcie w 41 tygodniu, Amelka była okazem zdrowia, ważyła 4700, nic dziwnego że kiedy dostałam zielone światło po roku postanowiliśmy spróbować jeszcze raz, udało się za drugim podejściem, byłam szczęśliwa, dziecko szybko rosło, zapowiadało się że będzie duże jak moja Amelka. W 20 tygodniu poszłam na takie lepsze usg, chciałam już poznać płeć dziecka, urządzić pokoik, nie pomyślałam że coś może być nie tak, przecież to sie zdarza tylko innym, i na tym badaniu dowiedziałam się że będzie upragniony chłopczyk. Siedziałam na fotelu i się cieszylam jak głupia, po chwili zauważyłam że mina lekarki była nietęga. Powiedziała mi że dziecko ma bardzo chore serce, że nie umie powiedzieć dokładnie boi nie jest kardiochirurgiem ale wada jest poważna, dodatkowo ma poszerzone komory mózgowe, płyn w brzuszku, jest mniejsze o 2 tygodnie. Byłam w szoku, myślalam że się pomyliła, przecież 2 tygodnie temu było wszystko ok, inna ginekolog nie widziała nic niedobrego. Siedziałam tam i się zupełnie wyłączyłam, pamiętam tylko strzępki rozmowy, wpisane na karcie "zespół wad" i skierowanie na amniopunkcje bo może jeszcze nie będzie za późno. Świat się zawalił, zadzwoniłam do partnera i do koleżanki, płakałam im w telefon. Póżniej się zaczeło, wizyty u innych ginekologów, diagnoza potwierdzona, amniopunkcja zrobiona na polnej, echo serca które wykazało najgorszą bo nieuleczalną wadę serca HLHS. Po każdym usg przeszukiwałam Internet w poszukiwaniu nowych informacji, co tylko pogarszało moj stan psychiczny, usunęłam Facebooka, messengera, nie chciałam tej litości, chciałam zostać sama. Dodatkowo moja koleżanka która ma rodzić miesiąc po mnie, zaczeła mi pisać że ona chyba żałuje że zaszła w ciąże bo będzie jej ciężko z dwójką dzieci, serio??? przecież jej synek będzie zdrowy a mój nie. Naprawdę zaczęłam doceniać słowa "najważniejsze aby było zdrowe". Amniopunkcja wyszła ok, kariotyp prawidłowy. Okazało się że będąc w ciąży zaraziłam sie cytomegalią, pierwszy raz w życiu, właśnie będąc w ciązy, około 6-8 tygodnia, najgorszy z możliwych przypadków kiedy wszystkie narządy się formułują. Pojechaliśmy z moim do Łodzi do profesora Grzesiaka, chcieliśmy dowiedzieć się o możliwość porodu w Łodzi, w końcu tam przeprowadzają z powodzeniem operacje na sercu i dzieci żyją nawet z HLHS a tam kolejny cios... "Państwa dziecko ma również wady OUN, nie widzę robaka móźdzku i tylko szczątkowe ciało modzelowate".... w tamtej chwili straciłam cały zapał i nadzieję, całą chęć walki, dodał po sekundzie że mamy dwa wyjścia, muszę urodzić ale po porodzie możemy albo uporczywie go leczyć, chociaż wątpi aby jakiś kardiochirurg podjął się operacji na sercu przy tych wadach, albo zapewnić mu opiekę paliatywną i dać odejść. Wtedy to był 26 tydzień, lekarze w Łodzi mówili że nie dożyje raczej porodu,ani 35 tygodnia, łożysko było pogrubione, dziecko miało wodogłowie, płyn w brzuszku, za mało wód płodowych, hipotrofię 3 tygodniową plus oczywiście wady OUN i HLHS. Podjeliśmy decyzję że nie chcemy aby cierpiał, że nie chcemy uporczywej terapii, że damy mu odejść w spokoju, zapewniając maksimum opieki paliatywnej, ale teraz cały czas bije się z myślami co robić, mały tak mocno się rusza, tak mocno kopie a mnie to tak boli że będę musiała go pochować, myślę że nie poradzę sobie z tym bólem,z tą stratą. Cały czas się waham, a może jednak zrobić tą operację na sercu, ale boję się, boje się że bez robaka móżdzku nie będzie chodził, mówił, że bedzie roślinką i że na co mu i nam również taki los. Czesto sie zastanawiam czy jestem egoistką, bo boje sie opieki nad takim dzieckiem,czuje że mogę nie dać rady, chociaż zawsze uważałam że jestem silną psychicznie osobą. Na chwilę obecną wód płodowych jest dobra ilość, łożysko też już nie jest pogrubione, obrzęk z brzuszka małego schodzi, ma to pewnie związek z tym że już przeszłam cytomegalie i mam w sobie dużo przeciwciał i mały również, ale wady OUN raczej pozostały plus HLHS.Jutro ginekolog,mam mętlik w głowie.... Przepraszam za ten chaos, cięzko mi pisać o tym.
Mosia
 
reklama
Rozwiązanie
Cześć dziewczyny. Czytam ten wątek i łzy mi lecą. Też właśnie się dowiedziałam że mam dodatnie igg i igm. Właśnie czekam na wynik awidności. Jestem dopiero w 7tc. Dzidzia się miarowo rozwija, ale i tak się boję. Niestety pozostaje tylko czekać 😐

Zrobiłam dwa wyniki na cmv tak by potwierdzić wynik. Pierwszy igm 4,3 igg 500. Drugi igm 3,85 i igg 491 - po tygodniu wynik się obniżył. No ale i tak to są wyniki dodatnie. W pierwszej ciąży nawet na to nie byłam badana. Nie wiem skąd się zaraziłam. Chyba od syna bo nie sądzę żeby to było świeże zakażenie ponieważ od marca w domu siedzę i pracuje zdalnie i nie nam częstego kontaktu z innymi. A wynik raczej wskazuje na świeże zakażenie. Zamiast się cieszyć to tylko się stresuję 😑

Ina80...
Cieszę się, że tak poruszyła cię historia Tosi. Mam jednak prośbę. To jest wątek Moniki, która przeżywa niesamowicie dramatyczne chwile. Uszanujemy to.
Tosia ma swój własny wciąż działający wątek. Tam możesz pisać do mamy Tosi. Odpowie ci na pewno.
Wiem,że to wątek Moniki, bo do niej pisałam i mocno wierzę ,że znajdzie siłę aby przez ten ciężki okres przejść.Oczywiście masz rację, nie pomyślałam aby napisać gdzie indziej. Mama Tosi tu napisała i jakoś odruchowo to zrobiłam. Mam nadzieję,że nikogo nie uraziłam, absolutnie nie było to moim zamiarem.
 
reklama
Wiem,że to wątek Moniki, bo do niej pisałam i mocno wierzę ,że znajdzie siłę aby przez ten ciężki okres przejść.Oczywiście masz rację, nie pomyślałam aby napisać gdzie indziej. Mama Tosi tu napisała i jakoś odruchowo to zrobiłam. Mam nadzieję,że nikogo nie uraziłam, absolutnie nie było to moim zamiarem.
Myślę, że nie urazilas nikogo.
Tak bardzo delikatnie starałam się zwrócić uwagę. Mam nadzieję, że wyszło delikatnie, jeśli nie, to przepraszam. Domyślałam się, że pisałaś "z rozpedu". To dobrze, że obie historie są bliskie twojemu sercu. Im więcej osób porusza, tym więcej dobrego moga uczynić, a wtedy obecność tych maluszków nabiera szczegolnego znaczenia
 
Ostatnia edycja:
Anielka 1 nikogo nie uraziłaś :D sama podziwiam mamę Tosi, chociaż myślę że nasze historie jednak trochę się różnią i nie miałabym tyle odwagi co ona na taką walkę. U mnie nie wyszła żadna trisomia, amniopunkcja wyszła ok ale my robiąc amniopunkcję wiedzieliśmy że robimy ją po coś, że jeśli wyjdzie jakaś wada genetyczna to poddam się terminacji ciąży. W ogóle będąc jeszcze przed amniopunkcją spotkałam dziewczynę która miała podejrzenie zespołu downa 1:4 i brak kości nosowej na usg, rozmawiałam sobie z nią na kanapie przed zabiegiem. Powiedziala mi że raczej są zdecydowani na usunięcie ciązy jeśli wada się potwierdzi, i też wiele osób myśli że zespół downa to tylko inny wygląd a ona mi zaczeła opowiadać że to nieprawda, że ma w rodzinie chorą na zespół downa i rzadko kiedy jest to tylko czysty zespół, zazwyczaj są wady serca i inne wady, to dziecko z jej rodziny jest leżące, cierpi i cierpi cała rodzina, cierpi drugie zdrowe dziecko, Państwo im za bardzo nie pomaga, znajomi również do mówienia żeby nie usuwać byli pierwsi a teraz z ich strony cisza. Opowiadając mi to miała łzy w oczach, to miało być jej pierwsze wyczekane dziecko, i pomyślałam sobie że nigdy nie będę oceniać kogoś kto podejmuje się terminacji ciązy i nikt nie ma nawet prawa oceniać bo nie wie jakie cierpienie to jest dla matki podjąć tak trudną decyzję... ;-(

Co do nas to Gabryś bardzo mocno się rusza, zastanawiam sie czy coś go nie boli bo naprawde nie wydaje mi się żeby Amelka tak mocno się wierciła. Wczoraj byłam z Amelką u lekarza bo wyszła jej wysypka, oczywiście cała w strachu ze doszła jakaś różyczka albo coś ale na szczęście nic groźnego, lekka wirusówka. Zeszłam z lekarką na temat Gabrysia i mam wrażenie że jako jedna z nielicznych lekarek sugerowała mi nie podejmowanie się uporczywej terapii, nie przy tych wadach mózgu, mówiła że będzie to trudne ale takie dziecko będzie cierpieć, my razem z nim a najbardziej ucierpi na tym Amelka. Większość lekarzy jednak nic nie doradza, mówią że to ciężko chory "płód" itd, bardziej między wierszami można wyczytać ich myśli, ale wolą wprost nic nie mówić jakby się bali cokolwiek doradzać, a ja czasem wolałabym znać prawdę co do rokowań dla dziecka, nawet tych najgorszych 😪 😪
 
@Mosia1989 ogromnie Ci współczuję tego, co przeżywasz i konieczności dokonywania ogromnie trudnych i obciążających wyborów. Kilka lat temu miałam przywilej towarzyszyć jednej z naszych mamuś, która dowiedziała, że czeka ją pożegnanie maluszka. @oliwka_11 jeśli masz w sobie chęć i siłę może coś napiszesz? Twoje przygotowanie, akceptacja, miłość poruszyła mnie niesamowicie.

I naprawdę uważam, że decyzję podejmij wspólnie z mężem, bo każda z nich będzie dobra. I dobrze gdybyście jednak mieli opiekę psychologiczną, bez względu na rozwiązanie.
 
Ostatnia edycja:
@Mosia1989 ja rownież późno bo w 28 tyg dowiedzialam sie ze moj synek jest chory, śmiertelnie chory. Od razu hospicjum amniopunkcja, echo itd. Pierwsze co to szok, rozpacz, ból, pytania czemu ja! Wyrok na papierze zespół Edwardsa, zwężenie aorty itd. Dziecko z hipotrofia ok 3 tyg. To byla moja 4 ciaza. Trojka w domu czekajaca na brata. Dla nich jedynie sie Trzymalam jakos..... Powiedzialam ze maluszek jest chory, ze ma bardzo chore serce. Dalej ich nie wtajemniczalam. Po pierwszym szoku, dziekowalam Filipkowi za każdy dzien gdy dawał znac ze jest mu dobrze w brzuszku. Gdy sie ruszał cieszylam sie ze daje sobie rade. Lekarze mówili ze moze odejść w brzuszku, lub bedzie zyl minuty, godziny.... To bylo bardzo ciężkie zyc z taka świadomością. Jedyne co mnie trzymało przy zyciu to to ze te dzieci w ogóle nie powinny sie rodzic... ( wada latalna, duzo ciąż roni sie w pierwszym trymestrze lub maluszki odchodzą w czasie ciąży) a on zyl ruszał sie, kopal walczył po to żebym mogła po poznać, powiedzieć jak bardzo kocham i jestem dumna. Zebym mogła pożegnać.... Wiem jedno nie Zdecydowalam sie na prositin.... Nie chciałam przedłużać jego cierpienia czy sztucznie podtrzymywać funkcji życiowych bo wiem ze by tylko dluzej cierpial. Chwila powitania nastąpiła w 34\35 tyg. Mialam wielowodzie, to byla 4 cc bali sie ze blizna peknie. Maly urodził sie za płakał, dostal 5 punktow. Zyl godzine. To tak malo i az tyle patrząc na jego chore serduszko. Odszedł w moich ramionach. Moglam go miec jeszcze jakos czas..... Ten czas trwał dwie godziny. Byl cudowny, malutki ale, byl wojownikiem, walczył od samego poczatku. Dziekowalam mu za ta walkę i za to ze moglam go poznac, przytulic. Az w koncu pozegnac. To wszystko jest ciężkie. Ale. Kochana trzymaj sie... Po pierwszym szoku, rozmawiaj z brzuszkiem, dzieciaczki to czują. Ja codziennie wieczorem mowilam ze jest dzielny i ze bardzo go kocham. Przygotowalam sie na to co nieuniknione jak tylko moglam.... Ta świadomość ze mamy minuty... Dala do myślenia jak je wykorzystac. Maluszek został ochrzczony, zrobilam zdj. Poposilam pielęgniarkę zeby go ubrala w ciuszki które mialam przygotowane. Dobrze jest sie skontaktować z hospicjum, dają duże wsparcie, opiekę, pomoc psychologa. Pamiętaj to nie nasza wina ze dziecko jest chore... To one wybierają nas na rodzicow bo bez względu na to jaka to bedzie choroba, wada... To my te dzieci będziemy kochać. Cieszę sie z każdego kopniaka, zrób usg 3 d zeby miec pamiątkę, zrob zdj rosnącego brzuszka. Wiem ze to teraz wydaje sie trudne, ale tylko tak możemy zgromadzić jak najwięcej pamiątek, wspomnień.
Ps. Czasami myslalam ze gdybym wiedziala wczesniej to poddalabym sie terminacji.... Ale ta mysl byla chwilowa. Bo gdybym to zrobila nigdy nie Moglabym trzymać synka w ramionach.
 
Anielka 1 nikogo nie uraziłaś :D sama podziwiam mamę Tosi, chociaż myślę że nasze historie jednak trochę się różnią i nie miałabym tyle odwagi co ona na taką walkę. U mnie nie wyszła żadna trisomia, amniopunkcja wyszła ok ale my robiąc amniopunkcję wiedzieliśmy że robimy ją po coś, że jeśli wyjdzie jakaś wada genetyczna to poddam się terminacji ciąży. W ogóle będąc jeszcze przed amniopunkcją spotkałam dziewczynę która miała podejrzenie zespołu downa 1:4 i brak kości nosowej na usg, rozmawiałam sobie z nią na kanapie przed zabiegiem. Powiedziala mi że raczej są zdecydowani na usunięcie ciązy jeśli wada się potwierdzi, i też wiele osób myśli że zespół downa to tylko inny wygląd a ona mi zaczeła opowiadać że to nieprawda, że ma w rodzinie chorą na zespół downa i rzadko kiedy jest to tylko czysty zespół, zazwyczaj są wady serca i inne wady, to dziecko z jej rodziny jest leżące, cierpi i cierpi cała rodzina, cierpi drugie zdrowe dziecko, Państwo im za bardzo nie pomaga, znajomi również do mówienia żeby nie usuwać byli pierwsi a teraz z ich strony cisza. Opowiadając mi to miała łzy w oczach, to miało być jej pierwsze wyczekane dziecko, i pomyślałam sobie że nigdy nie będę oceniać kogoś kto podejmuje się terminacji ciązy i nikt nie ma nawet prawa oceniać bo nie wie jakie cierpienie to jest dla matki podjąć tak trudną decyzję... ;-(

Co do nas to Gabryś bardzo mocno się rusza, zastanawiam sie czy coś go nie boli bo naprawde nie wydaje mi się żeby Amelka tak mocno się wierciła. Wczoraj byłam z Amelką u lekarza bo wyszła jej wysypka, oczywiście cała w strachu ze doszła jakaś różyczka albo coś ale na szczęście nic groźnego, lekka wirusówka. Zeszłam z lekarką na temat Gabrysia i mam wrażenie że jako jedna z nielicznych lekarek sugerowała mi nie podejmowanie się uporczywej terapii, nie przy tych wadach mózgu, mówiła że będzie to trudne ale takie dziecko będzie cierpieć, my razem z nim a najbardziej ucierpi na tym Amelka. Większość lekarzy jednak nic nie doradza, mówią że to ciężko chory "płód" itd, bardziej między wierszami można wyczytać ich myśli, ale wolą wprost nic nie mówić jakby się bali cokolwiek doradzać, a ja czasem wolałabym znać prawdę co do rokowań dla dziecka, nawet tych najgorszych 😪 😪
Kochana, w życiu absolutnie w życiu nawet nie pomyślałabym aby porównywać czyjeś historię. Niesamowicie współczuję Ci, że macie taka sytuację i musicie podejmować trudne decyzję. Sama nie wiem, i mam nadzieję,że nigdy się nie dowiem , jaka ja bym podjęła. Mój mąż zawsze twierdził, że nie dał by dobie rady. Nie oceniam. Ja choruje na epilepsje, wciąż niewiele się o nie mówi, a nie jest to łatwe choroba i wcale nie objawia sie tylko drgawkami.Jest wiele odmian,wiele. Nikt kto mnie pozna nie ma tym pojęcia . Pracuje, staram sie zyc normalnie, ale sa tozne chwile.Byłam przygotowywana do ciąży. Mimo że lekarz skreślał druga ciążę, kazał iść na rentę i stwierdził,że przy moim rodzaju polowa ludzi ląduje w psychiatryku..., to jednak po 10 latach się udało. Nie o mnie jednak ta historia. Pisze to tylko dlatego, że znam osoby o to bliskie, które choruje na to co ja, a nie pracuje, w życiu nie chcą dzieci , użalaja sie,itp. Nie oceniam. Każdy ma prawo do własnych decyzji. Każdy. W życiu nie sugeruj się tym, co ktoś.....bo ten ktoś, to nie Ty. Sama w życiu nie wyobrażam sobie patrzeć na cierpienie dziecka, całej rodziny. Historia Tosi Po prostu mnie bardzo poruszyła, co w całe nie oznacza, że i ha dałabym radę postąpić jak hej mama. Ściskam Cię bardzo mocno.bede pamiętać w modlitwie.dawaj czasem znać, jeśli oczywiście jesteś w stanie.
 
oliwka 11
Twoja historia zwala z nóg. Ile Ty musisz mieć kobieto w sobie siły, determinacji. Jakie to piękne, że byłaś w stanie pożegnać sie z swoim maluszkiem. Nawet mi do głowy nie przychodzi ile musiałaś przetrwać.
Jak ja "żegnałam" sie z swoim w 2 miesiącu to byłam taka zła, że tą ciąże muszą usunąć, że zabierają ze mnie życie o które tak miesiącami walczyłam. Czułam sie z tym sama, bo wzieli mnie do szpitala w piątek a już w poniedziałek miałam laparoskopię. Partnera na pooperacyjna nie wpuścili to byłam sama przez te kilka dni. I jeszcze obok pooperacyjnej rodziły się dzieci no to już w ogóle załamka...

No ale życie biegnie dalej i trzeba jakoś funkcjonować tak, by nie oszaleć. Trzebabyło robić dobra minę do złej gry jak pytali o samopoczucie, chociaż w środku to wszystko mi się gotowało.

Pomyśleć, że to było równo rok temu i się bety ciągle powtarzało ah.

Jakie ciąże by nie były i co by sie nie przytrafiło te małe kruszyny zawsze będa w naszych sercach. A choroba nie wybiera. Tylko jak tu teraz się nie bać...

Szacunek ogromny dla Waszych historii kobietki, normalnie aż mnie ściska pod sercem... Ogrom siły macie! Wszystkiego dobrego dla Was!
 
Anielka 1 nikogo nie uraziłaś :D sama podziwiam mamę Tosi, chociaż myślę że nasze historie jednak trochę się różnią i nie miałabym tyle odwagi co ona na taką walkę. U mnie nie wyszła żadna trisomia, amniopunkcja wyszła ok ale my robiąc amniopunkcję wiedzieliśmy że robimy ją po coś, że jeśli wyjdzie jakaś wada genetyczna to poddam się terminacji ciąży. W ogóle będąc jeszcze przed amniopunkcją spotkałam dziewczynę która miała podejrzenie zespołu downa 1:4 i brak kości nosowej na usg, rozmawiałam sobie z nią na kanapie przed zabiegiem. Powiedziala mi że raczej są zdecydowani na usunięcie ciązy jeśli wada się potwierdzi, i też wiele osób myśli że zespół downa to tylko inny wygląd a ona mi zaczeła opowiadać że to nieprawda, że ma w rodzinie chorą na zespół downa i rzadko kiedy jest to tylko czysty zespół, zazwyczaj są wady serca i inne wady, to dziecko z jej rodziny jest leżące, cierpi i cierpi cała rodzina, cierpi drugie zdrowe dziecko, Państwo im za bardzo nie pomaga, znajomi również do mówienia żeby nie usuwać byli pierwsi a teraz z ich strony cisza. Opowiadając mi to miała łzy w oczach, to miało być jej pierwsze wyczekane dziecko, i pomyślałam sobie że nigdy nie będę oceniać kogoś kto podejmuje się terminacji ciązy i nikt nie ma nawet prawa oceniać bo nie wie jakie cierpienie to jest dla matki podjąć tak trudną decyzję... ;-(

Co do nas to Gabryś bardzo mocno się rusza, zastanawiam sie czy coś go nie boli bo naprawde nie wydaje mi się żeby Amelka tak mocno się wierciła. Wczoraj byłam z Amelką u lekarza bo wyszła jej wysypka, oczywiście cała w strachu ze doszła jakaś różyczka albo coś ale na szczęście nic groźnego, lekka wirusówka. Zeszłam z lekarką na temat Gabrysia i mam wrażenie że jako jedna z nielicznych lekarek sugerowała mi nie podejmowanie się uporczywej terapii, nie przy tych wadach mózgu, mówiła że będzie to trudne ale takie dziecko będzie cierpieć, my razem z nim a najbardziej ucierpi na tym Amelka. Większość lekarzy jednak nic nie doradza, mówią że to ciężko chory "płód" itd, bardziej między wierszami można wyczytać ich myśli, ale wolą wprost nic nie mówić jakby się bali cokolwiek doradzać, a ja czasem wolałabym znać prawdę co do rokowań dla dziecka, nawet tych najgorszych [emoji25] [emoji25]

Wydaje mi się, że lekarze nie bardzo wiedzą co ci doradzić. To niezwykle trudne. I oni to wiedza. Twoje wybory niestety nie ograniczają się do decyzji między dobrem a złem. Tu nie ma dobrych ani złych decyzji. Po prostu trzeba coś postanowić i przetrwać. Tak czy inaczej będzie bolało...niestety. Poza tym to ty z całą rodziną ten ciężar będziesz dźwigać i się z nim zmagać. Jeśli trafisz na fajnego lekarza, to on co najwyżej może ci powiedzieć z czym może wiązać się wada mózgu i serca twojego maluszka. Tak z medycznego punktu widzenia, a raczej anatomicznego, ale co z tego wyniknie, to nikt do końca nie wie.

Niedawno poznałam dziewczynę, której syn urodził się bez 3 ważnych gruczołów. Jak dobrze pamiętam nie miał przysadki, tarczycy i grasicy. Dzieciaczek żył ponad rok. Lekarze dowiedzieli się o jego wadach po śmierci dziecka. Z punktu widzenia medycyny nie powinien był przeżyć porodu. Trochę tak jak Tosia...
Nikt nigdy nie wie do końca co się będzie działo. Dlatego lekarze nabierają wody w usta. Dają też do zrozumienia, że lepiej nie walczyć, bo jeśli idziesz z takim dzieckiem do lekarza, to robisz mu kłopot. Bo co lekarz ma z takim dzieckiem zrobić? Jak on ma sobie z tym poradzić? Jak takie dziecko leczyć? Lekarze też boją się takich dzieci bo ich nie znają; tego nikt ich na studiach nie uczył. Nikt nie mówił jak takie dzieci prowadzić.

Decyzje... Będzie ich szereg. Myślę, że jeszcze w 100% masz na nie odrobinę czasu. Na początek zdecyduj o rodzaju porodu. Czy CC by maluszek poród przeżył, czy sn, którego serduszko może nie wytrzymać. A jak się malec urodzi będzie czas na kolejne decyzje. W głębi serca będziesz wiedziała co zrobić. Dziś miotasz się, bo ciężko się określić wobec najtrudniejszego... Nikt z nas nie chce się godzić na śmierć swojego dziecka, myślę, że ty również. Tylko tobie nie dano wyboru.
Wybierzesz, ze łzami w oczach i może skruszonym sercem, ale będziesz wiedziała co zrobić. Gabriel pomoże ci w tych wyborach.

Wspominałaś wcześniej o cichym porodzie. Ja też taki przeżyłam. Urodziłam syna w ciężkiej zamartwicy. Dostał 2 pkty bo jeszcze wolno, ale biło serduszko. Położna wyszarpala go ze mnie, wiotkiego, sinego, bez życia i położyła na moim łonie. Wszyscy stali i patrzyli się, a on umierał. Tylko ja ostatkiem sił krzyczałam i klepalam go po pupie by się ocknął. Ciężko jest urodzić w ciszy... z niepewnością, czy dziecko przezyje, czy nie, ani w jakim będzie stanie.
Tak czy inaczej to będzie twój wyczekany synek. Miłość zaleje cię całą. To ona was poprowadzi. To ona będzie krok po kroku pomagała wam podejmować decyzje i stawiać im czola
 
Ostatnia edycja:
reklama
Dziekuje, myślę ze kazda mama by tak walczyła. Kazda z nas walczy o swoje dziecko od dwóch kresek. Wiem jedno to jest dużą trauma, zostaje w sercu dziura i ból, zal do Boga. Potrzeba czasu na to zeby sie tym pogodzić nauczyć sie zyc z tym bólem. U mnie każdy dzien to niewiadoma byla, strach co przyniesie jutro, ale tez radość ze synek walczy, daje znac o sobie. Byl cudowny podobny do swojego rodzeństwa. Moj mamy wojownik pokazał jaka ma sile walki. Dzieki niemu spojrzalam inaczej na swoje dzieci, na to co mam. To moj aniolek mnie zmienił, nauczul doceniac to co mam, wspaniała trójkę która jest wszystkim dla mnie. Czasami zastanawiam sie jaki by byl, jakby rosl, lzy wtedy plyna. Teraz mam nadzieje ze sie nami opiekuje, oraz malenstwem które mam w brzuszku. To sam początek ale serduszko juz widzieliśmy.
oliwka 11
Twoja historia zwala z nóg. Ile Ty musisz mieć kobieto w sobie siły, determinacji. Jakie to piękne, że byłaś w stanie pożegnać sie z swoim maluszkiem. Nawet mi do głowy nie przychodzi ile musiałaś przetrwać.
Jak ja "żegnałam" sie z swoim w 2 miesiącu to byłam taka zła, że tą ciąże muszą usunąć, że zabierają ze mnie życie o które tak miesiącami walczyłam. Czułam sie z tym sama, bo wzieli mnie do szpitala w piątek a już w poniedziałek miałam laparoskopię. Partnera na pooperacyjna nie wpuścili to byłam sama przez te kilka dni. I jeszcze obok pooperacyjnej rodziły się dzieci no to już w ogóle załamka...

No ale życie biegnie dalej i trzeba jakoś funkcjonować tak, by nie oszaleć. Trzebabyło robić dobra minę do złej gry jak pytali o samopoczucie, chociaż w środku to wszystko mi się gotowało.

Pomyśleć, że to było równo rok temu i się bety ciągle powtarzało ah.

Jakie ciąże by nie były i co by sie nie przytrafiło te małe kruszyny zawsze będa w naszych sercach. A choroba nie wybiera. Tylko jak tu teraz się nie bać...

Szacunek ogromny dla Waszych historii kobietki, normalnie aż mnie ściska pod sercem... Ogrom siły macie! Wszystkiego dobrego dla Was!
 
Do góry