Hej dziewczyny! Ja chciałam opowiedzieć Wam moja historie, może komuś doda to trochę otuchy! Nerwica na dobre zaczęła się u mnie na początku 2023 roku, była dla mnie tak uciążliwa (Zawroty glowy, Kolana jak z waty, pocenie się, Dreszcze, czarne myśli, trudności z robieniem czegokolwiek nawet pójściem do sklepu) że poszłam do psychiatry, dostałam leki, brałam je 9 miesięcy do stycznia 2024. Jako, że bardzo chciałam mieć dziecko zaczęłam się starać o nie z moim partnerem i w kwietniu okazało się, że jestem w ciazy. Na początku super ekstra, ale niestety nerwica powoli zaczęła dawać o sobie znak razem z podstawowymi objawami ciazy - zaczęłam sobie wmawiać, że to wszytsko na pewno przez hormony, bo w końcu jestem w ciazy i to dziwne żebym nie miała żadnych objawów. Zaczęłam myśleć bardziej pozytywnie, skupiać się na stanie "blogoslawionym" do 3 trymestru było stabilnie chociaż miałam beznadziejne dni w których tylko płakałam- ale hormony to hormony - tego się nie da przeskoczyć, dodatkowo pojawiły się problemy z tarczyca oraz anemia, trudności ze spaniem więc na pewno wszytsko razem się składało na moje samopoczucie - wmawiałam sobie ze to normalne, chociaz umysl podpowiadal mi ze to na pewno turbo nerwica. Najgorzej było w ostatnim miesiącu ciąży, zaczęłam miewać ataki paniki jak pomyślałam sobie o porodzie i o szpitalu - bardzo stresował mnie pobyt w szpitalu wśród innych nieznanych ludzi, bałam się, że zrobię z siebie idiotke i dostanę jakiegoś ataku w szpitalu, zabiorą mi dziecko bo stwierdzą, że nie jestem w stanie się nim opiekować itp. Finalnie, wylądowałam w szpitalu dzień przed terminem rozwiązania, najpierw na patologii ciazy - zaczęłam odczuwać niepokoj bo byłam w szpitalu, nie mogłam go opuścić a porod się nie zaczynał, byłam z 2 dziewczynami w pokoju i najgorsze miałam łóżko w środku <wszytskie rzeczy, które mnie napawały lekiem> na szczęście miałam słuchawki i mogłam słuchać muzyki klasycznej co daje mi trochę odprężenia w stresujących sytuacjach. W nocy zaczął się porod samoistnie, dodatkowo mój cudowny narzeczony nie dobierał telefonu <co było również na liście moich lekow> cudem zdazyl na ostatnią chwilę produ, w szpitalu spędziłam z dzieckiem dodatkowo 5 dni, bo młoda miała żółtaczkę fizjologiczna. Reasumując --- pisałam sobie w głowie najczarniejsze scenariusze porodu i ogólnie pobulytu w szpitalu - nic z tego o czym myślałam się nie wydarzyło, oprócz delikatnego leku było DOBRZE - lek był bo na pewno mój organizm przygotowywał się już do porodu. Dziś mijają prawie 2 miesiące od porodu - uczucie niepokoju czasami jest ale na pewno organizm musi się zregenerować, hormony muszą się ustabilizować więc naprawdę jest dobrze. Jestem zmeczona, mało śpię ale jest tyle obowiązków, że nawet nie mam czasu myśleć negatywnie! Także dziewczyny! Wierzę w Was, nie dajcie się, na pewno wszystko będzie dobrze, na dajcie się nagwtywnym myślą - wszytsko dzieje się w naszych głowach! A jeśli chodzi o prod - wszytsko dzieje się tak szybko, że nawet nie zdążysz spanikować w trakcie bo będziesz zupełnie myślała o czymś innym.