Oj, jak najbardziej Cię rozumiem. Żadna terapia nie pomoże jeśli same nie stawimy się do szczęśliwego życia.
U mnie zaczęło sie od tego, że w zeszłym roku jak się okazało miałam złodzieja w sklepie a byłam wtedy kierownikiem na zastepstwie. Braki były duże. Oczywiście zgłoszone zostało to do dyrekcji,.która oprócz zwolnienia pracownika, który kradł za porozumieniem stron i obarczeniem mnie winą za to wszystko niewiele zrobiła. Przechodziłam gehennę podczas tej inwentaryzacji. Nie spałam, nie jadłam, paliłam, chudłam w oczach aż do przesady, a to trwało od listopada do końca grudnia. W styczniu dowiedziałam się, że jestem w ciąży a w tym czasie miała wrócić z macierzyńskiego moja kierownik. Niestety z końcówką stycznia ciążę straciłam, chciałam zostać na zwolnieniu i nie chciałam tam wracać. Zostałam na zwolnieniu 4 tygodnie i jednak wróciłam i oczywiście nasłuchałam się od tej kierowniczki, że to moja wina, że jak ja mogłam nie zauważyć itd. dzień w dzień non stop wałkowanie tego samego. oczywiście cała winę nieświadomie wzięłam na siebie i siedziałam tam z poczuciem winy. Była ze mną masakra, a w międzyczasie staraliśmy się ponownie o dziecko. Oczywiście wcześniej skonsultowalam się z ginekologiem który zajmuje się chorobami tarczycy, zdiagnozował u mnie niedoczynność tarczycy, zakrzepicę oraz zaburzenia gospodarki metabolicznej - hiperinsulinemie. Podjelismy decyzję, że staramy się o dzidziusia ponownie, bo wiedziałam, że tylko kolejna ciąża może załagodzić ból po stracie. W pracy działo się non stop to samo, ale podjęłam decyzję, że jeśli nie uda nam się zajść w ciążę teraz zmieniam z automatu pracę. Wzięłam wolne, poszłam na rozmowę o pracę. Następnego dnia okazało się, że jestem w ciąży!
Kierowniczka była akurat na opiece a nie chciałam dłużej tam siedzieć i poprosiłam koleżankę czy mogłaby przyjść za mnie, bo źle się czuje. Niestety nie mogła. Przesiedziałam jeszcze kilka dni w tej pracy i umówiłam się z lekarzem na wizytę. Odrazu wypisał mi zwolnienie lekarskie.
Zaczęło się od tego, że musialam.non stop sprawdzać czy nie krwawię (bo taki był objaw poronienia), pilnowałam co do grama zjedzonych cukrów, gdy zaczęły się jakieś plamienia odrazu leciałam na izbę przyjęć, gdy na IP przedstawili diagnozę ja weryfikowałam jaki może być tego skutek. I o zgrozo czytałam forum kafeteria, naj, przyjaciółka i inne bzdety i się nakrecalam, bo ta miała krwiaka to poroniła, ta dostała biegunki po kiełbasie i też urodziła. Cały czas byłam w napięciu, cały czas nakrecanie. Bolały mnie więzadła - boże to skurcze, poleciało więcej upławów - to wody i latania szukanie po całym mieście pasków lakmusowych....
Oprocz takich nakrętek nic więcej się ze mną nie działo. Pewnego pięknego dnia chłopak mi się oświadczył i zrozumiałam, że mam wszystko. Jednak, dzień później napisała do mnie kierowniczka niby pod pretekstem co tam jak tam, jaki masz brzuszek itd. i nagle wyleciała jak z karabinu, że były jakieś paragony usuwane, pozycję zmieniane, że kasa się nie zgadzała i że jak ja mogłam tego nie zgłaszać, że to moja wina, że ona nigdy w życiu by tej dziewczyny nie zatrudniła, źle jej z oczu patrzylo i to odrazu widać. I ja jak zwykle pokorne ciele wzięłam to na siebie. Tylko tym razem wybuchnęlo to we mnie i się zaczęło - mocne bicie serca, pocenie się do takiego stopnia że zostawiałam plamy na łóżku, nie mogłam spać, miałam ściśnięty żołądek, nie wstawałam z łóżka, zaniedbałam obowiązki w domu. Była masakra. Oczywiście wzięłam winę na siebie. Pomyślałam sobie - ostry stres zaraz przejdzie. Meliska, oddychanie, Ewelina Stępnicka. Dwa, trzy, cztery dni - nie przechodzi. Zadzwoniłam do ginekologa i przedstawiłam mu sytuację, podał mi numer do swojego znajomego psychiatry. Poszłam na spacer do lasu i pierwszy raz w życiu poczułam, że ja to nie ja. Rozmyślałam o tej sytuacji w pracy, że przecież to nie moja wina. Niczego stamtąd nie zabrałaś, trafił Ci się kleptoman albo złodziejka - nie miałaś na to wpływu ( racjonalizowanie). Spokój na 5 minut. I nagle nerwica w inną stronę przyatakowala - "zrobiłaś sobie dziecko bo chciałaś uciec z pracy, tylko po to. Ty ich ni kochasz" dostałam ataku paniki, chciałam uciec od siebie samej do łóżka, ręce mi drzaly, pocilam się strasznie, czułam jak napinają mi się mięśnie i nie mogę złapać oddechu. Jakoś się uspokoilam. Później wpadały mi kolejne natręty tego dnia - nie zasłużyłaś na domek, który kupiliście, nadal myśli natrętne o niekochaniu, umieraniu itd. Z psychiatra byłam umówiona na teleporade wieczorem przepisał mi doraźnie hydroksyzyne i powiedział, że za dużo się we mnie nazbierało i to wybuch. Poszłam także do psychologa, który powiedział "słyszała Pani o czymś takim jak nerwica natręctw? Niestety ja pani tu nie pomogę" i zostawił mnie na lodzie. Zakupiłam książki z ćwiczeniami w zaburzeniach lękowych itd., znalazłam forum zaburzeni.pl, którzy mają podobne objawy do moich (to nie reklama, ludzie naprawdę potrafią pomóc sobie nawzajem) i zaczęłam stosować techniki, o których wszyscy tam mówili. Pomagalo, było raz lepiej, raz gorzej. Przy gorszych sytuacjach hydroksyzyna szła w ruch. Oczywiście były natrętne myśli - czy ja mojego partnera kocham? Kocham. A co jeśli nie? Czy ja pokocham to dziecko? Nie pokochasz tego dziecka. Pokocham. A co jeśli udajesz kogoś kim nie jesteś? A co jeśli masz borderline? A co jeśli masz depresję?A jeśli dostaniesz depresji poporodowej i ni będziesz mogła się nim zająć? A co jeśli faktycznie zrobiłam je nie z miłości, a z chęci ucieczki?Czy moja mama coś dla mnie znaczy? Jak umrze to nic nie poczujesz. A co jeśli mój D. mnie zostawi przez moje lęki? Itd. itd. odpychalam je, racjonalizowalam, oczywisciw budzilam się z lękiem i badałam czy jest czy już poszedł, bałam się że znów przyjdzie - o ironio, przychodzil. Dawałam sobie jakoś radę aż do tej niedzieli. Lęk tak mnie zmiótł że aż położył. I pomyślałam sobie "o nie! Już dosyć" wstałam i zaczęłam myć okna, sprzątać kuchnie itd. ale dalej czułam się nieswoja. Chciałam się już cieszyć ciąża, domkiem, spędzaniem czasu razem. I zdecydowałam się na terapię. Wczoraj poszłam do psychoterapeuty i ona pokazała mi błędy w moim myśleniu. Pokazała jak dzieciństwo ma wpływ na dorosłe życie i co więcej - w ciąży odkrywamy swoje wewnętrzne dziecko, bolączki i rany dziecinstwa. Jest o niebo lepiej, oczywiście ogrom pracy przede mną ale przespałam całą noc. Natrętów jak na razie nie ma i wstałam ze spokojem