Witajcie, jestem w 21 tygodniu swojej pierwszej ciąży. Oczywiście całe życie zmagam się z chyba wszystkimi odmianami nerwicowymi od nerwicy natręctw, przez lękową i kończąc na hipochondrii. Dokładnie do 20.12 ciąża przebiegała wspaniale, zero uciążliwych dolegliwości, psychicznie też euforia. Tego dnia jednak miałam kilka epizodów nierównego bicia serca. Święta wiadomo, z bani. Moja ginekolog skierowała mnie na badanie elektrolitów i tsh. Badania w normie. Biorę jednak potężne dawki magnezu, licząc, że mi pomoże. Nie wytrzymałam i jestem świeżo po konsultacji z kardiologiem, miałam holtera i echo. Diagnoza : dodatkowe skurcze komorowe. Leczenie: zero. Pani kardiolog stwierdziła, że to nie jest groźne odchylenie od normy i muszę nauczyć się to ignorować. W ciąży i tak nie mogę przyjmować na to leków ( zresztą według niej to w ogóle nie kwalifikuje się do leczenia). Czy któraś z Was miała lub ma problem z arytmią, niemiarowym biciem serca, uczuciem zatrzymania się serca? nie umiem tego ignorować, a gdy jest gorzej to zamiast się uspokajać, to jeszcze bardziej się nakręcam. Najgorsze jest to, że "atak" dopada mnie w spoczynku i oczywiście w nocy. Nie mogę przez to spać, jestem wykończona, czuję, ze psychika mi pada, boję się, ze lekarz mnie po prostu olał, a w rzeczywistości to coś, co może zagrażać mi i dziecku. Pomocy
Dodam, ze nigdy nie miałam problemów z sercem, ciśnienie książkowe, wręcz w stronę niskiego.