Jestem Małgosia i cieszę się, że zajrzałam tu dzisiaj.
Mam identyczny problem z moją córką w listopadzie skończyła 6 lat,jest odważna, inteligentna, lubiana, pomysłowa ale..... niestety czasami jak coś w nią wstąpi to mnie po prostu krew zalewa, a najczęścij jak jest w domu tj. sobota i niedziea, bo w tygodniu chyba jest zbyt zmęczona. Wystarczy, że nie tak jak trzeba narysuje kreskę na kartce to automatycznie wali nogami o podłogę, hsteryzuje, gniecie kartke i zaczyna płakać i wrzeszczeć, że jej nie wychodzi. A najgorsze, że tak jest ze wszystkim.
Nie mogę do niej dotrzeć, brakuje mi już sił. Na dodatek jestem w ciąży z drugim dzieckiem, to 29 tydz już dwa razy bbyłam w szpitalu z powodu rozpoczynającej się akcji porodowej, ale juz jestem w domu, tyle że nie wolno mi nic robić a napewno nie wolno mi się denerwować, co z moją Adą jest niemożliwe.
Zdaję sobie sprawe że ona nie ma pojęcia co się dzieje z moim ciałem, bardzo się cieszy i czeka na brata, pyta czy kopie itd. jest bardzo dobrym i kochanym dzieckiem, pomaga w domu, zrobi herbatę i kanapki, pomoże mężowi przy obiedzie, ale jak czasami jakiś czort w nią wstąpi to ledwo occzy otworzy i pierwsze słowo to "nie"a potem "nie umiem", "nie chcę", "nie potrafię".
Wczoraj mnie poprosila żebym jej narysowała koszyk wielkanocny, ona dziś go kolorowała, potem chciała drugi, więc jej powiedziałam, że widziała wczoraj jak ja rysowałam to niech sama spróbuje no i się zaczęlo. Chyba z 5 kartek poszło na podłogę i nie obyło się bez płaczu, "bo ty umiesz rysować a mnie tak samo nie wychodzi", "bo ty mi nie pomagasz" próbowałam jej tłumaczyc i to nie pierwszy raz, że ja eż się kiedys tego uczyłam. Ale to nie jest problem tylko z rysowaniem, tak jest z czytaniem, ubieraniem lalek, budowaniem z klocków. Pani w przedszkolu nic nie mówi, Ada jest lubiana i nie ma z nią problemów, a w domu diabeł. Dzś też usiadlyśmy do czytania, bo przez moje pobyty w szpitalu trochę się opuściła więc obiecałam pani że popracujemy, ale wystarczy, że zatnie się na jednym wyrazie i sie nie dogadasz dalej. Źle jak namawiam do jedzenia, jak czasami mówie to nie jedz i zabieram jej jedzenie ze stołu to źle, bo ona chciała zjeść ale nie tyle ile dostała.
Nie mam pojęcia jak postępować. Niestety dochodzi do rękoczynów, ale i to czasami mam wrażenia że spływa jak woda po kaczce. Dużo z nią rozmawiam, ona zawsze mi opwiada co bylło w przedszkolu, co na zajęcach, kto z kim się bawił itp. wydaje mi się że mamy ze soba bardzo dobry kontakt ale jesdnak czasami sobie nie radze, bo jak się pytam dlaczego płacze, co się dzieje to nigdy nie usłysze konkretu tylko jakiś unik.
Nie wiem jak Wasze dzieci, ale moja ciągle mówi "bo Dominika to to" a Klaudia to tamto, one potrafią, one mogą. Tłumacze jej, że każdy jest inny i ona jest Ada a nie Klaudia czy Dominika, ale jakoś nie dociera. A niestety obie te koeżanki nie są zbyt dobrym przykładem do naśladowania, jedną przedszkolny psycholog wysłał do poradni psychologicznej bo jak jej coś nie wychodzi na zajęciach to sie zacina i ni biabła się z nią dogadać, a druga to sama byłam świadkiem jak dyryguje babcią i ojcem zero posłuchu. Obiecywałam sobie, że nie będę dzieciom wybierać przyjaciół a tu masz babo placek.
Ale się rozpisałam, ale troche mi lżej na sercu. To moje złoto jest takie kochane, ale czasami to mnie ręka swędzi, tylko że to wyjście jest najgorsze i do niczego nie prowadzi.
Ja też nie byłam łatwym dzieckiem, ale mi ojciec po prostu wszystko wybił z tyłka, może to geny, jeżeli tak to nie będzie lekko.