Ja bardzo nastawiałam się na poród sn. Na kilka tygodni przed terminem zaczęłam słabo czuć ruchy i poszłam do szpitala na ktg. Okazało się, że wszystko jest ok, tylko syn zapowiada się bardzo duży i zaproponowali mi cc, ze względu na ryzyko dystocji barkowej. Mimo, że bardzo się bałam wszystkiego od wenflonu, po cewnik i samo cięcie, to obawa o zdrowie dziecka i moje było silniejsze i zrezygnowałam ze swojej wizji porodu.
Na 12 godzin przed stawieniem się do szpitala, ostatni posiłek, na 8 godzin przed, ostatnie picie. Rano przyjęcie, usg, ktg, wenflon (zatkał mi się parę razy i położna mi masowała rękę), pobranie krwi oraz nawodnienie. Oczekiwanie, od 8 do 13 na cięcie, w okropnym stresie. Na sali operacyjnej super atmosfera, zgięcie w pół (ciężko z wielkim brzuchem), znieczulenie w skórę, potem znieczulenie w kręgosłup. Nie było bolesne, odczułam jakby kopnął mnie prąd i potem tylko rozpieranie. Cewnik założony przy znieczuleniu. Potem cięcie i niestety się zaczęło... Syn był bardzo duży 4910 i 59cm, a ja jestem niezbyt dużą kobietą. Lekarka nie mogła go wyciągnąć. 2 osoby napierały mi na żebra, a lekarka próbowała wyciągać. Trwało to chwilę i niestety mały przez kilka minut nie oddychał. Jak przywrócono oddech, podano mi go do policzka i odwieziono inkubatorem na intensywną terapię. Nie było mowy o kangurowaniu, ale mąż był u niego i mógł go dotknąć. Nie wymagał wsparcia oddychania, więc po 4 godzinach wrócił do mnie.
Godziny po cc są cudowne. Działa znieczulenie i to jest super uczucie. Polecam ruszać stopami i pić wodę małymi łyczkami. Pionizacja ok, mimo, że brzuch ciągnie bardzo. Ale kolejny raz jak próbowałam wstać, to było mi bardzo słabo. Myślałam, że głód będzie mi doskwierał, ale adrenalina do tego nie dopuszczała. Po dobie zaczęły mnie boleć żebra. Trwało to ponad miesiąc, aż robiłam rtg, bo myślałam, że są połamane. Tabletki pbólowe bralam do oporu, żeby czuć się jak najlepiej i jakoś funkcjonować w szpitalu, a potem w domu. Ściągnięcie szwów trwa minutę i totalnie nie boli. Po ściągnięciu szwów, przez dwa miesiące co tydzień urofizjo i masowanie blizny. Po kilku miesiącach, przy przedłużającym się krwawieniu, kolejna wizyta u ginekologa, okazało się, że źle zrosła mi się macica i mam około 1 cm niszę (kieszonkę, dziurkę w macicy). Może się zrośnie (czekam do września), jeżeli nie, to czeka mnie zabieg. Podsumowując, jedyne plusy cc, jakie widzę u siebie, to takie, że mój syn żyje i ma się dobrze. A sn obawiam się, że mogłoby się skończyć poważniejszym konsekwencjami dla dziecka i dla mnie