reklama
Dziewczyny, które wybierały się do Biziela z mojej szkoły rodzenia wspominały stawkę między 300 a 500 zł. Od czego to zależy -pojęcia nie mam. Nie zgodziłabym się na położną, która chciałaby pieniądze z góry, to tak jakby kupić kota w worku.
Taa... Skaaandaal. Lekarz ma zająć się dzieckiem, nie przeoczyć żadnej minikropeczki gdziekolwiek i intuicyjnie zlecić badania by wykryć chorobę u dziecka która trafia się raz na 12764763724 urodzeń, jeszcze konwersować z rodzicami i tańczyć boogie na środku pokoju, oczywiście przekładając z polskiego na nasze wszystko dotyczące dziecka co matka zwykle kwituje i tak "Aaaahaaaa..." i cielęcymi oczami. Albo "ale będzie dobrze?" Ano "będzie". "Aaaa, to reszta nieważna." I nie palnij sobie w łeb po tłumaczeniu jak krowie u płota przez godzinę =.= Jeżeli tego co wyżej oczekujecie jedźcie do Stanów gdzie zabawa w poród to ~ 9'000-18'000zł naturalny i ~30'000-100'000zł cesarka (ale na życzenie, jak pięknie! ) albo do Irlandii gdzie najtańsze ubezpieczenie zdrowotne kosztuje min.2'000zł na rok..to nawet wam kwiatki przyniosą jeżeli mąż będzie balował z Paris Hilton czy kto tam mieszka.Od lekarzy nic się nie było można dowiedzieć o stanie zdrowia dziecka. Gdy po kilku dniach nie wytrzymałam i poszłam do lekarki zapytać się w jakim stanie jest dziecko, jak wyszły wyniki i co jeszcze będzie badane lekarka odpowiedziała nie zrozumiałymi dla mnie terminami. Powiedziałam, że nie znam się na normach i że nie rozumiem tego języka, którego używa. Odpowiedziała mi wtedy w bardzo niemiły sposób zacytuję : " Gdyby pani się znała i rozumiała to by pani tutaj pracowała. Ale pani tutaj nie pracuję i nie musi sie znać!!!" Ot. tyle się dowiedziałam.
Albo wizyty bliskich którzy KONIECZNIE muszą zobaczyć dziecko, tatuś pokrzyka, że nie tak wygląda, to za czerwone, to za blade, pewnie chore, nikt się nim nie zajmuje, i wytrząsa na bachorka zarazki i śnieg z kurtki bo on przecież się śpieszył zobaczyć swoje maleństwo. Jupii! Pielęgniarki podobno niektóre są nieciekawe, lekarze też mają problemy bo niewywiązują się one ze swoich obowiązków albo robią to jakby pod przymusem, przez co lekarze mają więcej pracy i dodatkowy stres.. Ale to tylko niektóre z nich, nie jest to jakaś reguła.. Ogólnie w PL pielęgniarki się czują niefajnie bo mało kasy, bo dużo obowiązków, bo niski status społeczny, ale tak szczerze to trzeba było przyłożyć się do nauki i iść na dentystę albo adwokata jeżeli się właśnie tego chciało a nie pomagać ludziom.. No bywa.
Poród to rzeźnia, następne adoptuj. Działa. Ta-duh!Mocno odradzzam wszystkim porod w bizielu to jest rzeznia nie szpital
Świetny pomysł, w Bizielu będzie mniejszy tłok Głupi baby-boom, chociaż nastolatki mogłyby się wstrzymać z rodzeniem trochę.. ;/Teraz planujemy drugiego smyka ale szczerze wole żebym zaczeła rodzić na ulicy niż mieliby mi pomagać w Bizielu
Super ;D Chociaż w takim wypadku sądzę, że z Biziela też by wyszło zdrowe. Dzięki lekarzom w Bizielu przeżyły dzieciaki które matka Natura odznaczyła jako "na śmietnik", połowę sprzętu dał Owsiak na którym modnie jest wieszać psy, a lekarze kombinowali jak mogli by utrzymać wysokie statystyki w medycynie jak mają o połowę lepiej prosperujące kraje które mają sensowny system dotacji i dostęp do nowszych metod i technologii. A stres związany z kompikacjami i burzą mózgów 'jak je uratować' sprawia, że lekarze są 24/7 poirytowani, przemęczeni, przeładowani informacjami i zestresowani, wyładowują się w domu bo w szpitalu to skandal nawrzeszczeć na histeryka który na nich wrzeszczy (i co z tego że jakieś inne dziecko/matka umiera, moją żonę coś boli, ona rodzi, omg..!) Zwożą im dzieciaki z całego województwa, obcinają fundusze, lekarze płacą za przyjmowanie pacjentów 'ponad normę' bo tak jest w dziwnych polskich ustawach i przynoszą kupione samemu rękawiczki itp., nic dziwnego że mają sajgon... A, a niektórym przyszłym tatusiom to powinno się dawać broszurki "uświadom sobie, że newborn NIE jest śliczny i różowiutki, i jeszcze nie mówi 'tata'" >_>dzieki lekarzom z dwojki moje drugie dziecko jest zdrowe
Wszyscy wzdychają do 'zachodu', ale 'zachód' kosztuje... Dojście do takiego standardu to czas i wysokie podatki, a Polacy podatków nie lubią, a fe! A nasi lekarze patrząc "w lewo" mapy wzdychają - co drugi dzień wolny, kilku a nie kilkunastu pacjentów na raz, można spokojnie przestudiować wszystkie wyniki badań i pogdybać, kilku lekarzy na oddziale, kilka maszyn na każde dziecko a nie jedna maszyna na kilka dzieci, max 2 pacjentów w pokoju z osobną pielęgniarką, nowoczesny sprzęt, dotacje od państwa, darowizny od bogatych którym uratowało się dzieci..
I na odchodnym: a wiecie, że niektóre kobiety co tam pracują też rodziły, i to nie raz? Sama podobno przyszłam na świat szybciej bo 'lekarz się śpieszył na obiad' ;P A wiecie, że znieczulenia wynaleziono koło 100 lat temu a ludzkość jakoś jeszcze nie wymarła..? A wiecie, że już mamy III RP i nikt nie zabrania wyjazdu tam gdzie wam lepiej?
Ufff.. Już mi lepiej. A teraz wracam do tłumaczenia wyników badań do broszur informacyjnych konferencji zagranicznych na które lekarze jeżdżą dokształcać się z własnych pieniędzy bo szpital finansuje tylko ordynatorów, a oni to akurat najmniej są bezpośrednio przy pacjentach. Peace & love.
Ostatnia edycja:
RENIFER_24
M-X'07, W-IX'09
- Dołączył(a)
- 24 Maj 2007
- Postów
- 6 414
poród to nie rzeźnia, jeśli trafi sie na odpowiednich ludzi w szpitalu...
dwa razy rodzilam w "dwójce" i za każdym razem personel był miły i pomocny...
nie trzeba więc nigdzie wyjezdzac, by znaleźc w lekarzu człowieka...
dwa razy rodzilam w "dwójce" i za każdym razem personel był miły i pomocny...
nie trzeba więc nigdzie wyjezdzac, by znaleźc w lekarzu człowieka...
Ostatnia edycja:
Nobody....to zwierciadło chyba za bardzo krzywe i ironiczne......Domyślam się, że należysz do "sfrustrowanej" grupy społecznej z twojego posta - lekarze......Macie tylu pacjentów, tyle obowiązków służbowych, dokształcacie się za swoje.....O rany !!!!!
Tylko potem popołudniami w prywatnych gabinetach macie siłę i ochotę tłumaczyć wszystko pacjentom, nawet najbanalniejsze sprawy - już was nie wkurzają ??, to czego się nauczysz na kursach to przecież też w prywatnej praktyce wykorzystujesz....I jakimś dziwnym trafem nikt z was nie chce porzucić pracy w państwowej, dennej służbie zdrowia, bo lekarz ze szpitala to i na oddział położy jakby co i ma kontakty. Prywatni pacjenci to lubią.....
Wyobraź sobie , że ja pacjent płacę nie mało na tę służbę a i tak w wielu przypadkach korzystam prywatnie. Więc chyba mogę wymagać choć odrobinę....hę? Chociaż profesjonalnego podejścia personelu........Bo jak sam/sama napisałaś.....trzeba było być adwokatem, dentystą albo mieć tylko prywatną praktykę a nie pchać się do państwowego szpitala - meczyć się i stroić fochy......
pozdr
Tylko potem popołudniami w prywatnych gabinetach macie siłę i ochotę tłumaczyć wszystko pacjentom, nawet najbanalniejsze sprawy - już was nie wkurzają ??, to czego się nauczysz na kursach to przecież też w prywatnej praktyce wykorzystujesz....I jakimś dziwnym trafem nikt z was nie chce porzucić pracy w państwowej, dennej służbie zdrowia, bo lekarz ze szpitala to i na oddział położy jakby co i ma kontakty. Prywatni pacjenci to lubią.....
Wyobraź sobie , że ja pacjent płacę nie mało na tę służbę a i tak w wielu przypadkach korzystam prywatnie. Więc chyba mogę wymagać choć odrobinę....hę? Chociaż profesjonalnego podejścia personelu........Bo jak sam/sama napisałaś.....trzeba było być adwokatem, dentystą albo mieć tylko prywatną praktykę a nie pchać się do państwowego szpitala - meczyć się i stroić fochy......
pozdr
Cholipka... chyba jestem jakaś skrzywiona, bo ja tam bardzo chciałabym rodzić w Bizielu. Porodówka mi się podobała, wszystko ładnie, czysto i schludnie wyglądało. Miłe położne, mili lekarze. Szpital sam w sobie też mnie mile zaskoczył. Leżałam 2 razy na patologii wczesnej ciąży i nie mogę narzekać na personel. Może nie traktowali mnie jak "księżniczki", ale odpowiadali na wszystkie moje pytania i odnosili się z należytym szacunkiem. Serio nie wiem czemu większość się "czepia". Może ja mało wymagająca jestem, a może trafiłam na lepszy dzień personelu?
za bardzo nie zaglebialam sie w wasze posty,ale powiem wam,ze ja rodzilam w Biziela 5 lat temu i chwale sobie i to bardzo.polozne byly super,duzo mi pomagaly,na lekarzy tez nie narzekam..3 lata wczesniej rodzilam w dwojce i prawie bym sie tam wykrecila.a tylko dlatego,ze nie wkladalam "bialych kopert " do fartuszkow lekarzy i poloznych.masakra."jak nie dasz kasy to cie gorzej bedziemy traktowac" tak to odebralam.w Biziela tez nie placilam nikomu,a skakali kolo mnie.po porodzie tez nie musialam wstawac i robic wszystko przy dziecku sama,krzyczaly na mnie ze mam isc lezec,jak wstalam do syna,bo jestem po porodzie i mam odpoczac.a w dwojce,z hemoglobina 4.3 anemia taka,ze nie mialam sily siedziec,musialam wstac i sama wszystko robic.porazka.polecam Biziela,nie wiem jak jest tam teraz,ale wiem,ze jezeli mialambym kiedykolwiek rodzic w Bydgoszcz,to tylko wBizielu ))
Faith
Aktywna w BB
Witam! Pierwotnie chciałam rodzic w Dwójce, ale ze względu na cukrzycę, która pojawiła się w ciąży pozostał tylko Biziel.Rodziłam w Bizielu w lutym tego roku. Oddział po remoncie, także na warunki na prawdę nie można narzekać. Co do opieki, nikt jakoś nie biegał i nie wyręczał mnie z opieki nad synkiem, ale jeśli dzieciaczki głośno płakały to od razu przychodziły pielęgniarki z zapytaniem co się dzieje, i czy pomóc. Przy porodzie miałam swoją położną i też nie żałuję...warto.
reklama
Zatem teraz ja.
Świeżo upieczony tata córeczki, a syn ma już 3,5 roku.
Syn rodził się w Miejskim. Tam poza jednym incydentem podczas porodu (zbyt wczesne przebicie pęcherza płodowego - poród trwał jeszcze 19h dłużej), to nie mogę NIC złego powiedzieć. Żona była traktowana jak córka, a... NIKOMU NIE DAŁEM "W ŁAPĘ", jedynie skromne 100PLN za indywidualną sale poporodową (po cesarce wskazane).
Nie było też tzw. "naszej" położnej. Po prostu - tak jak być powinno. Przecież składki o ile wiem każdy z nas w jakimś celu odprowadza..?
Zatem ogólnie OK.
A teraz córka - żona jeszcze jest w szpitalu razem z małą (cesarskie cięcie).
W sumie to od dwóch tygodni już tam żona jest, bo wcześniej Patologia Ciąży. Gdyby nie cukrzyca ciążowa, to absolutnie nie zgodziłbym się na poród w szpitalu im.Biziela. Niestety moje obawy w 100% się potwierdziły.
To jest KOŁCHOZ! Tak KOŁCHOZ. Co z tego, że pomalowany oddział?
Mała wg pomiarów USG miała mieć 3600g (jedna z Pań lekarek ordynatorów tak wykonała pomiar), jednak już dla mnie brzuch był stanowczo za duży i... 4560g! Jakby nie można było sugerując się poprzednią cesarką od razu tak przyjąć, że znów będzie duże dziecko?
Zresztą jak mógłby ktoś takie wnioski wysnuć, jak w ogóle nie interesowano się historią poprzedniej ciąży! Ba, w czasie pobytu na patologii to decyzje i badania za każdym razem dokonywał... inny lekarz.
W czasie porodu położna miała totalnie "gdzieś" jak się żona czuje. Skurcze długie (po 2-3min co minutę) a ta sobie polazła, żebym nie uspokajał głośno żony, żeby jeszcze nie parła, to nie zainteresowaliby się wcale - a tak nagle przybiegli nawet lekarze... i zdecydowali o cesarskim cięciu, no i dobrze bo 4560g, to już chyba nie jest prosta sprawa, zwłaszcza, że syn też był duży i przez cesarkę się urodził.
Teraz najlepsze - po cesarce pokarmu nie ma od razu tyle, ile by mogło być - coś o tym wiemy (syn do 1 roku i 2 miesięcy był karmiony piersią! i nie było z pokarmem kłopotu), zatem teraz tymczasowo tego pokarmu za wiele nie ma.
A córka głodna, to z komentarzem "mamusia sobie nie radzi" po prawie godzinie przyniosły mleka!!! (stan na 10.06.2010 - godzina 21:20) Bo ma być przystawione do piersi i koniec - do jasnego gromu! Z pustego i Salomon nie naleje!
Żona już chce jak najszybciej opuścić to siedlisko traktowania przedmiotowo matek, najgorsze jest to, że niestety po "cesarce" nie można za szybko, a jeszcze córa ma jakąś infekcję...
Poza tym ilość przekazywanych informacji - szczątkowa. Na dodatek dziś było 31 st. C w cieniu w ciągu dnia - na tych salach jeden wielki zaduch (młode mamy nawet mdleją - ale co tam, to przecież depresja poporodowa).
Remont... taaa - ale klimatyzacja mimo, że jest - to jakoś nie włączą, szczególnie w trakcie porodowym.
Miejski szpital to chociaż solidne grube stare mury, które lepiej trzymają chłód.
Jeśli ktoś mnie zapyta, czy rodzić w "Bizielu": chcesz - idź, ale ja ostrzegałem. Chyba, że masz "znajomości"... Ale to już osobny temat.
Małe uzupełnienie:
- w sumie jak na razie nie zauważyłem zmian pod kątem samego szpitala i większości personelu. Nadal tragicznie.
Jednak chciałbym coś wyjaśnić - przypuszczam, że są tam pracownicy, którzy serce mają na dłoni i nie można złego słowa o ich pracy powiedzieć, a sami pacjenci na samą myśl, że będą właśnie u nich na oddziale są spokojni o swe zdrowie (psychiczne również). Wierzę, że są i wierzę, że w końcu i moja żona na nich tam trafi, albo któraś z Was przyszłe mamy.
Zatem. Jeśli czyta to ktoś, kto poczuł się urażony i ma ku temu prawdziwe powody, bo faktycznie moje odczucie jest bardzo emocjonalne, to proszę o zrozumienie i te osoby przepraszam.
Świeżo upieczony tata córeczki, a syn ma już 3,5 roku.
Syn rodził się w Miejskim. Tam poza jednym incydentem podczas porodu (zbyt wczesne przebicie pęcherza płodowego - poród trwał jeszcze 19h dłużej), to nie mogę NIC złego powiedzieć. Żona była traktowana jak córka, a... NIKOMU NIE DAŁEM "W ŁAPĘ", jedynie skromne 100PLN za indywidualną sale poporodową (po cesarce wskazane).
Nie było też tzw. "naszej" położnej. Po prostu - tak jak być powinno. Przecież składki o ile wiem każdy z nas w jakimś celu odprowadza..?
Zatem ogólnie OK.
A teraz córka - żona jeszcze jest w szpitalu razem z małą (cesarskie cięcie).
W sumie to od dwóch tygodni już tam żona jest, bo wcześniej Patologia Ciąży. Gdyby nie cukrzyca ciążowa, to absolutnie nie zgodziłbym się na poród w szpitalu im.Biziela. Niestety moje obawy w 100% się potwierdziły.
To jest KOŁCHOZ! Tak KOŁCHOZ. Co z tego, że pomalowany oddział?
Mała wg pomiarów USG miała mieć 3600g (jedna z Pań lekarek ordynatorów tak wykonała pomiar), jednak już dla mnie brzuch był stanowczo za duży i... 4560g! Jakby nie można było sugerując się poprzednią cesarką od razu tak przyjąć, że znów będzie duże dziecko?
Zresztą jak mógłby ktoś takie wnioski wysnuć, jak w ogóle nie interesowano się historią poprzedniej ciąży! Ba, w czasie pobytu na patologii to decyzje i badania za każdym razem dokonywał... inny lekarz.
W czasie porodu położna miała totalnie "gdzieś" jak się żona czuje. Skurcze długie (po 2-3min co minutę) a ta sobie polazła, żebym nie uspokajał głośno żony, żeby jeszcze nie parła, to nie zainteresowaliby się wcale - a tak nagle przybiegli nawet lekarze... i zdecydowali o cesarskim cięciu, no i dobrze bo 4560g, to już chyba nie jest prosta sprawa, zwłaszcza, że syn też był duży i przez cesarkę się urodził.
Teraz najlepsze - po cesarce pokarmu nie ma od razu tyle, ile by mogło być - coś o tym wiemy (syn do 1 roku i 2 miesięcy był karmiony piersią! i nie było z pokarmem kłopotu), zatem teraz tymczasowo tego pokarmu za wiele nie ma.
A córka głodna, to z komentarzem "mamusia sobie nie radzi" po prawie godzinie przyniosły mleka!!! (stan na 10.06.2010 - godzina 21:20) Bo ma być przystawione do piersi i koniec - do jasnego gromu! Z pustego i Salomon nie naleje!
Żona już chce jak najszybciej opuścić to siedlisko traktowania przedmiotowo matek, najgorsze jest to, że niestety po "cesarce" nie można za szybko, a jeszcze córa ma jakąś infekcję...
Poza tym ilość przekazywanych informacji - szczątkowa. Na dodatek dziś było 31 st. C w cieniu w ciągu dnia - na tych salach jeden wielki zaduch (młode mamy nawet mdleją - ale co tam, to przecież depresja poporodowa).
Remont... taaa - ale klimatyzacja mimo, że jest - to jakoś nie włączą, szczególnie w trakcie porodowym.
Miejski szpital to chociaż solidne grube stare mury, które lepiej trzymają chłód.
Jeśli ktoś mnie zapyta, czy rodzić w "Bizielu": chcesz - idź, ale ja ostrzegałem. Chyba, że masz "znajomości"... Ale to już osobny temat.
Małe uzupełnienie:
- w sumie jak na razie nie zauważyłem zmian pod kątem samego szpitala i większości personelu. Nadal tragicznie.
Jednak chciałbym coś wyjaśnić - przypuszczam, że są tam pracownicy, którzy serce mają na dłoni i nie można złego słowa o ich pracy powiedzieć, a sami pacjenci na samą myśl, że będą właśnie u nich na oddziale są spokojni o swe zdrowie (psychiczne również). Wierzę, że są i wierzę, że w końcu i moja żona na nich tam trafi, albo któraś z Was przyszłe mamy.
Zatem. Jeśli czyta to ktoś, kto poczuł się urażony i ma ku temu prawdziwe powody, bo faktycznie moje odczucie jest bardzo emocjonalne, to proszę o zrozumienie i te osoby przepraszam.
Ostatnia edycja:
Podziel się: