Moja znajoma również rodziła w Bizielu. I mimo, że urodziła już miesiąc temu, dopiero kilka dni temu wyszła z dzieckiem ze szpitala.
O godz. 3 odeszły jej zielone wody, nie miała bóli. Wzięli ją na porodówkę i mimo tego że po kilku dawkach oksytocyny mdlała i dziecku kilkukrotnie zanikł puls do 12 nie zrobili nic. Coś szeptali między sobą. Ona była bezradna nie wiedziała co się dzieje. Ok. 12 padła decyzja o cesarce. Dziecko na początku 9/10 Apgar. Póżniej jednak nie jadło, nie ruszało się, nie płakało. Po prostu całkowity bezwład.
Teraz gdy ma miesiąc je ok.50ml mleka, wcześniej nie połykała, brak odruchu ssania - więc to już coś, matka ją rehabilituje, cieszą się z każdego kwiknięcia, wydanego głosu, otwarcia oczu.
Myślimy z rodziną czy to nie skutki niedotlenienia, jednak przy zielonych wodach, mdleniu matki, zanikającym tętnie dziecka chyba trzeba podjąć jakieś działania a nie idąc za modą rodzenia SN ciągnąć to dalej nie patrząc na zdrowie i życie dziecka... Nie jestem lekarzem, więc nie jestem w staniue wypowiedzieć się czy faktycnie jest to wina lekarzy. Ale ja w bizielu bym nie rodziła i dziękuję Bogu, że wybrałam 2.
Poza tym - septyk - tragedia.