Generalnie zgodzę się z tym, że dziecko trzeba okiełznać. Z tym, że różne mogą być tego metody i nie jest to takie zerojedynkowe. Ja wykazywałam dużą elastyczność w trudniejszym okresie (do ok. półtora roku ), oczywiście w granicach rozsądku i bezpieczeństwa. Chciała być noszona - była, chciała spać ze mną - spała, chciała żebym śpiewała jej godzinami - proszę uprzejmie, wózek niefajny? - spoko, nosidło a później nóżki. I tak, też szybko przeszliśmy na dziecięcy stoliczek i krzesełko :-) planowałam karmić piersią do roku, i co? I tak 20 miesięcy minęło bo cyc, i cyc, i cyc :-)
Bardziej ja dostostosowywałam się do dziecka niż próbowałam dostosować dziecko do mnie. Założyłam, że roczniak nie kalkuluje jeszcze, nie wymusza z premedytacją, tylko widocznie takie ma potrzeby.
Ktoś mógłby powiedzieć, że daję sobie wejść na głowę, rozpuszczam. Ale... u nas się to opłaciło. Po tym trudnym czasie zaspokajania dużych potrzeb mojego dziecka przyszedł czas (2 lata) kiedy przestała płakać, zaczęła dobrze (sama) spać i zaczęłyśmy się we wszystkim dobrze dogadywać. "Szefową" w dalszym ciągu pozostała, ale w niegroźnym zakresie i raczej w zabawach. Nie walczę z tym, bo jestem przekonana, że ta cecha przyda się jej jeszcze w życiu ;-)
Ja zakładam, że jeśli wymagajace dziecko ma zaspokojone wszystkie swoje potrzeby - w pewnym momencie poczuje się na tyle bezpiecznie i komfortowo, że odpuszcza dalsze żądania i walkę ( bo wie, że nie musi walczyć).
Zgadza się. Kiedy można dać wybór to się go daje. Kiedy wiadomo, ze dziecko czegoś potrzebuje i jest to w społecznie przyjętych granicach to się te potrzeby zaspokaja.
Ale na tym etapie nie pozwalalabym dziecku myszkowac do 3-4 w nocy bo generalnie jest przyjęte, ze tej porze się śpi. Chlubne wyjątki możemy tu pominąć. Dzieci do nich raczej nie należą.
Drzemki u mnie również były raczej elastyczne. Zależały od dnia i tego jak bardzo Gaba akurat była zmęczona.
U nas są wytyczne, żeby dziecko do piątego roku życia uskutecznialo jedna dzienna drzemkę. Podjęłam swiadoma decyzje, ze jeśli Gaba nie chce spać w ciągu dnia to nie będę jej zmuszała. Ale wieczorne chodzenie spać nie podlega żadnym dyskusjom. Mało tego, wprowadziłam zasadę, ze o 20 Gaba jest u siebie wykapana, w pidżamie i gotowa. Może się szlajać po pokoju jak nie chce spać ale ma z niego nie wychodzić. Ja tez jestem człowiekiem, po całym dniu tez potrzebuje odpocząć a nie użerać się z dzieckiem do wczesnych godzin porannych.
Podobnie z jedzeniem. Wydaje mi się, ze mam dość elastyczne podejście w temacie i pozwalam dzieciom jeść ile chcą. I jeśli jednego dnia nie zjedzą obiadu to jeszcze włosów z głowy nie rwę.
Samochod jest u mnie koniecznością. Na szczęście udało mi się tego u moich dzieci uniknąć. Oboje lubią podróżować i umieją się w miarę zachować w podróży.
Potrzeba jest matka wynalazku. W obu przypadkach wrocilam do pracy po 10 miesiącach od porodu i musiałam wprowadzić takie zasady, żeby wszystkim pasowało.
Na chwile obecna mamy dobra rutyne i o wiele mniej problemów.
Czekam aż Bułek wejdzie w etap buntu dwulatka...
Tak też myślałam wrócić do pracy i dać do żłobka ale boję się że dziecko z głodu padnie skoro jeść nie chce i prawie cały dzień na cycu, wyjść nie mogę bo nawet z mężem zostać nie chce, każde wyjście choćby na 20 min do sklepu kończy się telefonem od męża i płaczem niesamowitym. Chyba ją się zapłakała bym gdybym miała zostawić dziecko w żłobku. Minus jest też taki ze mieszkam w Niemczech i przyjmą dziecko do żłobka tylko gdybym chciała wrócić do pracy (nie wiem jak jest prywatnie) dlatego wolałabym zostawić córkę pierwszy raz na godzinkę potem dwie i coraz dłużej ją przyzwyczaić ale w mojej sytuacji musiałabym ją zostawić na ok. 10 godzin
Tak, w Niemczech jest inny system.
Z głodu raczej dziecko nie padnie. Nie znam żadnej zdrowej na ciele i umyśle istoty, która by się dobrowolnie zagłodziła na smierć.
Mnie tez wiele razy komunikowano, ze Gaba akurat dzisiaj pirzgnela obiadem w ścianę i nie chciała jeść. Ok, trudno. W domu dostanie posiłek o konkretnej godzinie a jak nie zje to nie. Ja naprawdę nie będę negocjować w takich kwestiach z dwulatka. A jak raz z własnego wyboru pochodzi głodna to krzywda jej się nie stanie. Nigdy do tego nie doszło bo po pięciu minutach od schowania przeze mnie obiadu do lodówki Gaba przychodziła i mówiła ze w sumie to ona jest głodna i zje. Po kilku takich akcjach z chowaniem obiadu skończyły się dyskusje.
Nigdy tez nie gotowałam trzynastu różnych dan jednego dnia. Jest jeden obiad dla wszystkich i albo się je albo nie. Wyjątkiem jest Bułek, który jeszcze pewnych rzeczy jeść nie powinien ale zazwyczaj po prostu odkładam z obiadu cześć i mniej bądź inaczej ja przyprawiam.
Placze...no cóż...to jest jej tata. Musi być w stanie z nim sama zostać a nie płakać wiecznie za tobą. Krzywda jej się przecież żadna nie dzieje. Bo skoro teraz tak reaguje to jak będzie starsza to moze być jeszcze gorzej. Od nogi jej nie odkleisz.
To wszystko musi wyjść od was jako od rodziców i jakos tak w miarę pasować do całej rodziny. I powinno być tak, żeby wszystkim było w miarę dobrze a nie rodzice będą się zajeżdżać bo córka akurat sobie umyśliłam, ze ona będzie cała noc się bawić. Nie i koniec.