Od rana płaczę, w sumie od wczoraj w nocy!! Problem z karmieniem to jedno - opisałam na głównym.
Dręczy mnie poza tym poród - już nie sam ból - troche też ale fakt, że mój mąż widział co się tam wyrabiało!! Bez niego na pewno nie dałabym rady, to pewne. Boję się jednak, że juz nie będę dla niego nigdy taka jak dawniej nawet nie wiem jak to opisać. Bujdą oczywiście jest, że jak stał koło mojej głowy to nic nie widział!!! Widział dokładnie wszystko!! Jak ze mnie tryskało tak, że zalałam całą salę porodową, jak bezwładnie oddałam mocz, jak mnie głęboko nacieli na 3 razy (mówiła że tak szarpała jak by miała tępe nożyczki) jak mnie szyli dopóki nie wziął małej do normalnej sali!! makabra!!! mówi, że mnie kocha jeszcze bardziej - ale mnie nie chodzi o psychiczną więź między nami tylko o tą sferę fizyczną!!! a buuuuu
A z tym, że wychodzenie pomaga - wczoraj testowałam - cały czas myślałąm czy mała nie płaczę, czy nie jest głodna, co robi!! pomijając że ledwo chodzę jeszczę!! nawet gości nie chcę przyjmować - były najbliższe koleżanki ale z tym karmieniem makabra - czasem 1,5 h a nie daj Boże kończy się jeszcze 20 min na laktatorze to co wtedy mam z nimi zrobić?? Przy przyjaciółkach mogę karmić!! Ale przy zwykłaych znajomych NO WAY!!!i tak skazana jestem na samotność cały dzień!! o spacerach nie ma mowy - nie wiem ile jest śniegu ale obstawiam że z 20 cm!!
Dziękuje, że mogłam się wyżalić!!!