reklama
Forum BabyBoom

Dzień dobry...

Starasz się o maleństwo, wiesz, że zostaniecie rodzicami a może masz już dziecko? Poszukujesz informacji, chcesz się podzielić swoim doświadczeniem? Dołącz do naszej społeczności. Rejestracja jest bezpieczna, darmowa i szybka. A wsparcie i wdzięczność, które otrzymasz - nieocenione. Podoba Ci się? Wskakuj na pokład! Zamiast być gościem korzystaj z wszystkich możliwości. A jeśli masz pytania - pisz śmiało.

Ania Ślusarczyk (aniaslu)

reklama

Baby Blues i depresja poporodowa - warto rozmawiać

Wlasnie u mnie tez zaczęło sie od tego ze nie potrafilam nakarmić swojego dziecka. Mlody nie chcial ssać a ja wpadałam w coraz wieksza rozpacz. Później okazali sie ze byl chory ale u mniw zmiany w psychice zaszky juz tak daleko ze nadal sie o wszystko obwinialam. Przez cztery miesiące odciagalam pokarm co 3-4h i bylam przemęczona. Maz zamiast pomagać to kazal mi sie leczyć. I bylo coraz gorzej.
Do tej pory tylko ja wstaje do synka w nocy lub rano a lubi wstawać przed 6...nadal jestem meczona i nerwowa ale staram sie hamować bo synek jest qspanialy i zasluguje na dobra mamę.
 
reklama
Gagatka minęło 5 lat zanim odważyłam sie poprosić o pomoc specjalistę i 1,5 roku intensywnego leczenia.
 
@Gagatka88 mi zeszlo ok roku zanim wróciłam do formy, ale....odbiło się też trochę na mojej psychice na moim życiu towarzyskim. Odsunelam się od ludzi, nie potrafię nawiązywać jakich kolwiek kontaktów. Cieszę się, że mam syna w lepsze jak i gorsze dni. Potrafi pocieszyć i koloruje mój świat. Szarość w życiu jest okropna, przygnebia, dobija. Też miałam nie ciekawe myśli, oparcie znalazłam w mężu, matce, siostrze i w tym forum.
 
Ja tez mialam podobny problem przy pierwszy dziecku. Czulam sie roznie..
Z karmieniem nie mialam najmniejszych problemow, pokarmu mialam za duzo co tez swiadczy o problemach z hormonami. Przez to mialam straszliwy tradzik, bardzo mnie to dolowalo, wine zrzucalam oczywiscie na syna. Mialam lepsze i gorsze momenty. W ciagu jednego dnia spiewalam, calowalam ale nachodzily mnie tez ataki agresji szczegolnie jak wrzeszczal, czasami nim potrzasalam.. :( Do dzisiaj pamietamy z mezem moje slowa ze zaraz go wyrzuce przez okno.. ech! Mialam w sobie ogrom agresji, zlosci i zero cierpliwosci w czasie jego atakow placzu. Do meza mialam zal ze mi nie pomaga w nocy i spi, ale on bierze leki po ktorych ciezko mu wie wybudzic czego ja wtedy nie rozumialam. Co ciekawe rodzina postrzega mnie jako osobe cierpliwa, swietnie radzaca sobie z dziecmi.. nigdy im nie powiedzialam jak sie na prawde czuje.

Nie spalam rok, bo malemu cos dolegalo. Codzienne godzinne usypianie na rekach w nocy doprowadzalo mnie do szalu. Po 30 minutach dziecko sie budzilo i znowu spedzalo godzine na rekach. Pierwsza noc przespal jak mial 1,5 roku, niesamowite uczucie po przespanej nocy!!
Nie mialam apetytu, schudlam bardzo duzo, 4 miesiace po porodzie wazylam mniej niz w wieku gimnazjalnym. Wiecznie zmeczona, niewyspana i z worami pod oczami.
Maz mnie wspieral, rozumial i sugerowal wizyte u lekarza bo sam ma chorobe psychiczna i wie jak czlowiek moze czuc sie w takich momentach. Powtarzal ze nie jestem sama, ze wszystkie mamy czasami sie tak czuja, ale zadna nie napisze na fejsie ze dziecko ja wku...wia i ma dosyc bachora.
W koncu wylecial na koniec swiata i zostalam sama z dzieckiem i tym calym balaganem. Odstawilam syna od piersi i zaczelam spac 3 godziny w ciagu nocy bez pobudek. Odzylam i przybieralam na wadze razem z synem ;)
Dalam rade, poradzilam sobie sama z dzieckiemi i jestem z siebie cholernie dumna. Syn ma prawie 3 lata, kocham go bardzo, chociaz poczatku byly dla nas trudne.
Specjalisty nie odwiedzilam, nie bylam przekonana czy go potrzebuje. Mysle ze bylam po prostu przemeczona. Ciekawe jest to jak czlowiek moze sie zachowywac kiedy jest przemeczony i nie sypia przez dluzszy czas.

Od niedawna mam drugie dziecko co bylo dla mnie nie do pomyslenia rok temu. Lubimy sie od poczatku. Potrafie sie cieszyc jego towarzystwem i sprawia mi to przyjemnosc. Oczywiscie czasami mnie irytuje, ale wiem ze to normalne.
 
Ostatnia edycja:
Ja tez mialam podobny problem przy pierwszy dziecku. Czulam sie roznie..
Z karmieniem nie mialam najmniejszych problemow, pokarmu mialam za duzo co tez swiadczy o problemach z hormonami. Przez to mialam straszliwy tradzik, bardzo mnie to dolowalo, wine zrzucalam oczywiscie na syna. Mialam lepsze i gorsze momenty. W ciagu jednego dnia spiewalam, calowalam ale nachodzily mnie tez ataki agresji szczegolnie jak wrzeszczal, czasami nim potrzasalam.. :( Do dzisiaj pamietamy z mezem moje slowa ze zaraz go wyrzuce przez okno.. ech! Mialam w sobie ogrom agresji, zlosci i zero cierpliwosci w czasie jego atakow placzu. Do meza mialam zal ze mi nie pomaga w nocy i spi, ale on bierze leki po ktorych ciezko mu wie wybudzic czego ja wtedy nie rozumialam. Co ciekawe rodzina postrzega mnie jako osobe cierpliwa, swietnie radzaca sobie z dziecmi.. nigdy im nie powiedzialam jak sie na prawde czuje.

Nie spalam rok, bo malemu cos dolegalo. Codzienne godzinne usypianie na rekach w nocy doprowadzalo mnie do szalu. Po 30 minutach dziecko sie budzilo i znowu spedzalo godzine na rekach. Pierwsza noc przespal jak mial 1,5 roku, niesamowite uczucie po przespanej nocy!!
Nie mialam apetytu, schudlam bardzo duzo, 4 miesiace po porodzie wazylam mniej niz w wieku gimnazjalnym. Wiecznie zmeczona, niewyspana i z worami pod oczami.
Maz mnie wspieral, rozumial i sugerowal wizyte u lekarza bo sam ma chorobe psychiczna i wie jak czlowiek moze czuc sie w takich momentach. Powtarzal ze nie jestem sama, ze wszystkie mamy czasami sie tak czuja, ale zadna nie napisze na fejsie ze dziecko ja wku...wia i ma dosyc bachora.
W koncu wylecial na koniec swiata i zostalam sama z dzieckiem i tym calym balaganem. Odstawilam syna od piersi i zaczelam spac 3 godziny w ciagu nocy bez pobudek. Odzylam i przybieralam na wadze razem z synem ;)
Dalam rade, poradzilam sobie sama z dzieckiemi i jestem z siebie cholernie dumna. Syn ma prawie 3 lata, kocham go bardzo, chociaz poczatku byly dla nas trudne.
Specjalisty nie odwiedzilam, nie bylam przekonana czy go potrzebuje. Mysle ze bylam po prostu przemeczona. Ciekawe jest to jak czlowiek moze sie zachowywac kiedy jest przemeczony i nie sypia przez dluzszy czas.

Od niedawna mam drugie dziecko co bylo dla mnie nie do pomyslenia rok temu. Lubimy sie od poczatku. Potrafie sie cieszyc jego towarzystwem i sprawia mi to przyjemnosc. Oczywiscie czasami mnie irytuje, ale wiem ze to normalne.
No właśnie dużo robi to wieczne przemęczenie. Ciężko myśleć logicznie jak nie można zregenerować sił. Chwilowo jestem w domu z mężem i bardzo mi pomaga ale jestem przerażona co będzie gdy wróci do pracy. Zazdroszczę mu że może iść do pracy, wyjść do ludzi, zająć się innymi sprawami.
 
Szkoda, że taki temat nie powstał 6,5 roku temu...

Moja ciąża była zaplanowana co do miesiąca, byłam 5 lat ze swoim facetem i podjęliśmy decyzję, że nie ma na co czekać, tylko działać (nie byliśmy małżeństwem, oboje studiowaliśmy, nie mieszkaliśmy razem).
Ciąża książkowa, badania idealne, wszyscy lekarze stwierdzali jednoznacznie "pani jest do tego stworzona".
Nawet poród idealnie zaplanowany (dzień po terminie, bo termin wypadał w niedzielę, a "nie chciałam" niedzielnego dziecka, więc urodziłam w poniedziałek).
Tylko u mnie poród sn...
Później fala miłości, tulenie, całowanie, karmienie, w szpitalu nie spałam, bo patrzyłam na Młodą i napawałam się miłością - pierwszy błąd.
Matki z sali rodziły w tym samym czasie, co ja i ochoczo skorzystały z opcji pierwszej nocy bez dziecka - obie chrapały jak lokomotywy, a ja całą noc czuwałam ze ssakiem przy piersi; następnego dnia one wyspane trajkotały bez przerwy, więc znów oka nie zmrużyłam, koszmar trwał 3 doby.
Powrót do domu, euforia, wizyty rodziny, zachwyty, było fajnie.
Ale później wszystko wróciło do nowej normy, mąż na uczelni, później w pracy, a ja nagle z bardzo aktywnej, rozrywkowej i towarzyskiej osoby stałam się kurą zamkniętą w klatce, do tego Córka potrafiła się całe dnie drzeć, tak, jak Twój Synek, spacery to był ciągły stres, czy się zaraz nie obudzi i nie zacznie drzeć...
Nie zliczę przepłakanych dni, nie zliczę awantur z mężem (o to, że on ma życie towarzyskie, wychodzi do ludzi, a ja sama z drącym się dzieckiem w domu, wiedziałam, że przed nami ucieka, przerwy w zajęciach spędzał u kumpli, a nie z nami, było ciężko...), chodziłam jak zombie, nic mnie nie cieszyło, wybuchałam bez powodu, wyżywałam się na wszystkim i na wszystkich wkoło, oczywiście nikt mnie nie rozumiał i koło się zamykało.
Ciągle myślałam tylko o tym, co straciłam, beztroskę, brak odpowiedzialności, spontaniczność, skończyły się spotkania ze znajomymi, imprezy, wyjazdy, całe życie nagle podporządkowane dziecku...
Zaczęłam się nawet rozglądać za pomocą, szukałam psychologów, terapeutów, ale ostatecznie do nikogo nie poszłam, bo moim lekarstwem na całe zło był powrót do pracy - Córka miała rok i miesiąc jak oddałam ją do żłobka i uciekłam do ludzi.
Od tamtego momentu wszystko się zmieniło, po drugim porodzie już nie miałam baby bluesa, chociaż Syn nie spał w nocy przez rok i przez pierwsze 3 miesiące miałam myśli samobójcze, znów morze wylanych łez, ale już nie przez hormony, a przez niewyspanie.
Ja sobie poradziłam sama, bo zawsze miałam twardą dupę, ale ile jest kobiet, które nie są tak silne i nie radzą sobie z tymi cholernymi hormonami...

I ja też nie lubię cudzych dzieci, jak słyszę płacz obcego dziecka to mnie szlag trafia, a mimo to za moje Dzieci oddam życie i kocham je tak, że czasem brak mi tchu...

P.S. - jedną z najgorszych tortur jest pozbawianie człowieka snu, więc co się dziwić, że kobiety przemęczone tak się zachowują i czują ;)
 
Cześć dziewczyny, strasznie się cieszę, że właśnie trafiłam na ten wątek. Moja córcia jutro kończy miesiąc a ja ani jednego dnia nie potrafiłam się cieszyć z macierzyństwa... Wszystko zaczęło się od kłopotów z karmieniem piersią.. Dziś jest już tylko na mm. Choć wiele osób mi tłumaczylo i pocieszalo.. Do teraz czuję się przez to zła mama, obawiniam się każdego dnia. Ciągle nie wiem czy zrobiłam oby na pewno wszystko by podtrzymać pokarm. Zamiast skupić się na tym co teraz, ciągle wracam do tego.. Dodatkowo od 1,5 tyg mała ma kłopoty z brzuchem, już nawet zabrałam ja do lekarza, wczoraj miała pierwszy napad kolki, myślałam że mi serce pęknie. Boję się kolejnego dnia.. nocy. Na dodatek czuje się strasznie samotna. Chłopak ciągle w pracy, wszyscy zajęci. Zazdroszczę mu gdy wychodzi z domu, do ludzi, odrywa się. I choc kocham mała niesamowicie mam metlik w głowie, mniej cierpliwości niż trzeba, złoszczę się czasem na nią. Płacze nad nią i z nią. Czuję się taka bezsilna.
 
Szkoda, że taki temat nie powstał 6,5 roku temu...

Moja ciąża była zaplanowana co do miesiąca, byłam 5 lat ze swoim facetem i podjęliśmy decyzję, że nie ma na co czekać, tylko działać (nie byliśmy małżeństwem, oboje studiowaliśmy, nie mieszkaliśmy razem).
Ciąża książkowa, badania idealne, wszyscy lekarze stwierdzali jednoznacznie "pani jest do tego stworzona".
Nawet poród idealnie zaplanowany (dzień po terminie, bo termin wypadał w niedzielę, a "nie chciałam" niedzielnego dziecka, więc urodziłam w poniedziałek).
Tylko u mnie poród sn...
Później fala miłości, tulenie, całowanie, karmienie, w szpitalu nie spałam, bo patrzyłam na Młodą i napawałam się miłością - pierwszy błąd.
Matki z sali rodziły w tym samym czasie, co ja i ochoczo skorzystały z opcji pierwszej nocy bez dziecka - obie chrapały jak lokomotywy, a ja całą noc czuwałam ze ssakiem przy piersi; następnego dnia one wyspane trajkotały bez przerwy, więc znów oka nie zmrużyłam, koszmar trwał 3 doby.
Powrót do domu, euforia, wizyty rodziny, zachwyty, było fajnie.
Ale później wszystko wróciło do nowej normy, mąż na uczelni, później w pracy, a ja nagle z bardzo aktywnej, rozrywkowej i towarzyskiej osoby stałam się kurą zamkniętą w klatce, do tego Córka potrafiła się całe dnie drzeć, tak, jak Twój Synek, spacery to był ciągły stres, czy się zaraz nie obudzi i nie zacznie drzeć...
Nie zliczę przepłakanych dni, nie zliczę awantur z mężem (o to, że on ma życie towarzyskie, wychodzi do ludzi, a ja sama z drącym się dzieckiem w domu, wiedziałam, że przed nami ucieka, przerwy w zajęciach spędzał u kumpli, a nie z nami, było ciężko...), chodziłam jak zombie, nic mnie nie cieszyło, wybuchałam bez powodu, wyżywałam się na wszystkim i na wszystkich wkoło, oczywiście nikt mnie nie rozumiał i koło się zamykało.
Ciągle myślałam tylko o tym, co straciłam, beztroskę, brak odpowiedzialności, spontaniczność, skończyły się spotkania ze znajomymi, imprezy, wyjazdy, całe życie nagle podporządkowane dziecku...
Zaczęłam się nawet rozglądać za pomocą, szukałam psychologów, terapeutów, ale ostatecznie do nikogo nie poszłam, bo moim lekarstwem na całe zło był powrót do pracy - Córka miała rok i miesiąc jak oddałam ją do żłobka i uciekłam do ludzi.
Od tamtego momentu wszystko się zmieniło, po drugim porodzie już nie miałam baby bluesa, chociaż Syn nie spał w nocy przez rok i przez pierwsze 3 miesiące miałam myśli samobójcze, znów morze wylanych łez, ale już nie przez hormony, a przez niewyspanie.
Ja sobie poradziłam sama, bo zawsze miałam twardą dupę, ale ile jest kobiet, które nie są tak silne i nie radzą sobie z tymi cholernymi hormonami...

I ja też nie lubię cudzych dzieci, jak słyszę płacz obcego dziecka to mnie szlag trafia, a mimo to za moje Dzieci oddam życie i kocham je tak, że czasem brak mi tchu...

P.S. - jedną z najgorszych tortur jest pozbawianie człowieka snu, więc co się dziwić, że kobiety przemęczone tak się zachowują i czują ;)
U mnie tez pomoglo wyjscie do pracy i oddanie syna do zlobka. Wychodzilam ze zlobka tanecznyn krokiem, bez zalu, nie patrzac za siebie ;) najwieksza przyjemnosc sprawiala mi jazda autobusem do pracy, moglam sie zrelaksowac, posluchac muzyki i nie myslec o niczym. Wybieralam zawsze autobusy ktore jechaly najdluzej, bo syn oczywiscie nie dawal pospac. Wolalam posiedziec bez niego w autobusie, niz w domu sluchac jeczenia.
Mezowi tez oczywiscie zazdroscilam wyjsc do pracy. Sam mowil ze w pracy odpoczywa.

Ogolnie czulam sie raczej niezrozumiana wsrod znajomych i rodziny. "Ale jak to cie denerwuje, nie moze cie denerwowac bo to przeciez twoje dziecko."
Po takim czasie jak rozmawiam z mama i mowie ze syn byl straaasznie wymagajacym dzieckiem, to mowi ze przesadzam, ze nie bylo tak zle. Dodam ze ani razu nie nocowal u niej, a takie gadanie jeszcze bardziej mnie zloscilo i nadal mnie zlosci.
 
Cześć dziewczyny, strasznie się cieszę, że właśnie trafiłam na ten wątek. Moja córcia jutro kończy miesiąc a ja ani jednego dnia nie potrafiłam się cieszyć z macierzyństwa... Wszystko zaczęło się od kłopotów z karmieniem piersią.. Dziś jest już tylko na mm. Choć wiele osób mi tłumaczylo i pocieszalo.. Do teraz czuję się przez to zła mama, obawiniam się każdego dnia. Ciągle nie wiem czy zrobiłam oby na pewno wszystko by podtrzymać pokarm. Zamiast skupić się na tym co teraz, ciągle wracam do tego.. Dodatkowo od 1,5 tyg mała ma kłopoty z brzuchem, już nawet zabrałam ja do lekarza, wczoraj miała pierwszy napad kolki, myślałam że mi serce pęknie. Boję się kolejnego dnia.. nocy. Na dodatek czuje się strasznie samotna. Chłopak ciągle w pracy, wszyscy zajęci. Zazdroszczę mu gdy wychodzi z domu, do ludzi, odrywa się. I choc kocham mała niesamowicie mam metlik w głowie, mniej cierpliwości niż trzeba, złoszczę się czasem na nią. Płacze nad nią i z nią. Czuję się taka bezsilna.
miałam dokładnie to samo. Nie wyszło z KP.. mała sie krztusiła, rzucała, wysypywało ją. Karmiłam dwa tygodnie piersią, pozniej mieszanie a teraz juz tylko butlą i to w dodatku Bebilonem Pepti bo okazalo sie ze ma nietolerancje.. (ma 4 miesiace).
Zanim doszlismy do tego ze musi jesc apteczne mleko przetestowalam tone kropelek, czy probiotykow. Jak płakała płakałam razem z nią, ale jakos nie tratuje tego jak baby bluesa.. raczej plakalam z bezradnosci. Po zmianie mleka wszystko jak reka odjal. Wysypka zeszla, brzuszek czasem męczy ale to przez chwilke. Znalazlam pasujące córce probiotyki i juz w pełni cieszę się macierzyństwem, ale pierwsze 1,5 mca nie było łatwe..
no i tez mialam wyrzuty ze karmie mm.. jest teraz ten laktoterroryzm ktory w niczym nie pomaga a tylko poglebia nasze myśli ze skoro nie karmie piersią to jestem wyrodna..

No i mąż mi nic nie ułatwiał.. nic nie pomagał :/ Teraz po dlugiej, szczerej rozmowie wspieramy sie nawzajem.

do ludzi jakos bardzo mnie nie ciagnie.. mamy grono znajomych z ktorymi spedzamy weekendy czy wolne dni i bierzemy córcie ze sobą nawet na noc, ale jest to raptem kilka osob i taki wypad zdarza sie raz na miesiac.
do pracy tez mi jakos nie spieszno.. juz mam wyrzuty ze bede musiala oddac corke do żłobka. Moze to przez to ze moja mama nie pracowala i siedziala ze mna i z bratem dopoki nie poszlismy do podstawowki i milo wspominam ten czas i to ze byla zawsze obok..
 
reklama
miałam dokładnie to samo. Nie wyszło z KP.. mała sie krztusiła, rzucała, wysypywało ją. Karmiłam dwa tygodnie piersią, pozniej mieszanie a teraz juz tylko butlą i to w dodatku Bebilonem Pepti bo okazalo sie ze ma nietolerancje.. (ma 4 miesiace).
Zanim doszlismy do tego ze musi jesc apteczne mleko przetestowalam tone kropelek, czy probiotykow. Jak płakała płakałam razem z nią, ale jakos nie tratuje tego jak baby bluesa.. raczej plakalam z bezradnosci. Po zmianie mleka wszystko jak reka odjal. Wysypka zeszla, brzuszek czasem męczy ale to przez chwilke. Znalazlam pasujące córce probiotyki i juz w pełni cieszę się macierzyństwem, ale pierwsze 1,5 mca nie było łatwe..
no i tez mialam wyrzuty ze karmie mm.. jest teraz ten laktoterroryzm ktory w niczym nie pomaga a tylko poglebia nasze myśli ze skoro nie karmie piersią to jestem wyrodna..

No i mąż mi nic nie ułatwiał.. nic nie pomagał :/ Teraz po dlugiej, szczerej rozmowie wspieramy sie nawzajem.

do ludzi jakos bardzo mnie nie ciagnie.. mamy grono znajomych z ktorymi spedzamy weekendy czy wolne dni i bierzemy córcie ze sobą nawet na noc, ale jest to raptem kilka osob i taki wypad zdarza sie raz na miesiac.
do pracy tez mi jakos nie spieszno.. juz mam wyrzuty ze bede musiala oddac corke do żłobka. Moze to przez to ze moja mama nie pracowala i siedziala ze mna i z bratem dopoki nie poszlismy do podstawowki i milo wspominam ten czas i to ze byla zawsze obok..
Najgorsza jest ta presja otoczenia na kp, szczegolnie tutaj na forum. Lepiej sie nie przyznawac bo zaraz ktos powie ze jestes niedouczona i nie zalezy Ci na dziecku.
Aga nie przejmuj sie.. zrobilas to dla dobra swojej corki. Jest najedzona, zdrowa i zadowolona. To jest najwazniejsze!
Ja karmie piersia, a maly codziennie cierpi z powodu gazow. Gdybym zdecydowala ze chce mu pomoc i zaczela karmic mm to bylabym zla matka?

A tak w ogole to poniedzialek nasze bable swietuja 4 miesiace, szybko zlecialo prawda?
 
Do góry